Region
Źródło: BZ
Źródło: BZ

Przeciwni łączeniu klas

Rodzice pierwszoklasistów ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Międzyrzecu Podlaskim stawili się na sesji rady miasta, aby wyrazić opinię na temat planowanego przez samorząd łączenia klas w liczniejsze oddziały.

Zmiany w miejskiej oświacie zaczęły się od utworzenia w każdej podstawówce i gimnazjum klas integracyjnych oraz sportowych. Kolejną decyzją władz miasta było połączenie trzech gimnazjów, podstawówek i przedszkoli w zespoły, co zaniepokoiło nauczycieli. Niedawno rodzice dowiedzieli się o planowanych zmianach w strukturach klas. Sprawą tą przejęli się zwłaszcza rodzice pierwszoklasistów z SP nr 2, którzy najpierw stawili się na obradach komisji oświatowej, a 24 kwietnia przyszli na sesję rady miasta. Na komisji dowiedzieli się, że dyrektorzy przygotowują arkusze organizacyjne szkół, które mają dostarczyć burmistrzowi. Dopiero wtedy okaże się, z ilu uczniów w poszczególnych placówkach składają się klasy i jakie kroki można podjąć, aby nauczanie było bardziej ekonomiczne.

Problem dyrektorów

Podczas sesji Iwona Świderska, mama ucznia pierwszej klasy, dociekała, czy burmistrz zapoznał się już z arkuszami. – Dlaczego ważne sprawy związane z dziećmi są podejmowane bez wiedzy rodziców? Dlaczego nie było debaty publicznej na ten temat? – pytała matka innego dziecka. Burmistrz wyjaśnił pokrótce, że arkusze wymagają analizy, a dyrektorzy mają w najbliższym czasie przeprowadzić spotkania z rodzicami i zaproponować pewne rozwiązania. Następnie zaprosił rodziców do swojego gabinetu, by spokojnie z nimi porozmawiać. Zapewnił, że poprosił dyrektorów o spotkanie w celu załatwienia problemu w sposób jak najbardziej delikatny. – Każda szkoła jest samodzielna i zadaniem dyrektorów staje się wypracowanie odpowiednich rozwiązań – dodał.

Dobro a ekonomia

Rodzice pierwszoklasistów obawiają się likwidacji jednej z klas. W SP nr 2 są trzy klasy liczące odpowiednio: 21, 20 i 18 uczniów. Z punktu widzenia ekonomii wskazane byłoby stworzenie w ich miejsce dwóch klas, do których uczęszczałoby odpowiednio 30 oraz 29 uczniów. Wówczas koszt edukacji zmalałby o równowartość utrzymania jednego nauczycielskiego etatu. Zdaniem burmistrza liczy się dobro dziecka, ale i ekonomia. Rodziców nie interesują jednak względy ekonomiczne. – To małe dzieci, bardzo odczują takie zmiany – mówiła do burmistrza babcia pierwszoklasisty z „Dwójki”. Dorośli mają żal, że zmian nie zaplanowano ani nie przeprowadzono w czerwcu, kiedy ich dzieci rozpoczynały szkolną edukację, ale dziś, gdy zdążyły zżyć się ze sobą i swoimi nauczycielami.

Brak konkretów

Zdaniem burmistrza każdy rodzic ma prawo zdecydować, czy jego dziecko będzie chodziło do klasy liczącej 36 osób, czy zapisać je do klasy w innej szkole, do której uczęszcza tylko 20 uczniów.

Rozmowa rodziców z burmistrzem nie przyniosła rozstrzygnięcia. Problem zostałby bezboleśnie rozwiązany, gdyby szkole przybyło dwóch uczniów, którzy zasililiby najmniej liczną klasę albo choć jeden, gdyby równocześnie rodzice któregoś dziecka z klasy liczącej 21 osób zdecydowali się przepisać je do tej mniej licznej. Wówczas łączenie klas nie byłoby potrzebne. Zdesperowani rodzice chcą zrealizować ten plan, ale czy im się uda?

Kolejną turę rozmów rodziców z burmistrzem zaplanowano na 15 maja. Wtedy już będzie on po spotkaniu z dyrektorami i być może pojawią się konkretne rozwiązania.

Faktem jest jednak, że dzieci ubywa, a nauczycieli nie. W związku z tym subwencji oświatowej nie wystarcza, a samorząd do utrzymania szkół musi dokładać coraz więcej pieniędzy. Problem, który do niedawna dotyczył tylko wiejskich szkół, dziś spotyka także placówki w miastach.

BZ