Wszyscy wszystko oglądali przecież
I nie jest to paralela do słów byłego ministra sportu, twierdzącego iż nasza ojczyzna jest krajem dzikich hord i nieucywilizowanych stad ludzkich, ile raczej konstatacją pewnego fenomenu mentalnego, a mianowicie przekonania o dogłębnej i całkowitej znajomości faktów i wydarzeń, co ma stanowić podstawę do wydawania ostatecznych sądów, przy równoczesnym i dość powszechnym ignorowaniu jakiejkolwiek logiki na rzecz sloganów, komunałów i frazesów pławiących się w sosie emocjonalnego zacietrzewienia. I przyznam się, iż nie do końca jestem w stanie zrozumieć, a co za tym idzie również wyjaśnić przyczynę takiego stanu rzeczy. Być może jest to pokłosie ideologii demokratyzmu, która z natury swojej ignoruje różnice między ludźmi, szczególnie te wynikające z doświadczenia życiowego i posiadanego zasobu wiedzy, a istotę uczestnictwa w sprawowaniu władzy, tj. decydowania o sposobie organizacji życia społecznego, sprowadza do wrzucania kawałka papieru naznaczonego znakiem X do urny wyborczej. Pewnym wytłumaczeniem może być również dyktatura mediów, które stanowiąc w gruncie rzeczy przedsiębiorstwa nastawione na wytworzenie zysku walczą o klienta wszelkimi możliwymi sposobami. Niestety, najłatwiej zdobywać kupujących dzisiaj, właśnie ze względu na taki a nie inny poziom intelektualny społeczeństwa, poprzez sensacyjność wiadomości (sex, drugs and rock’n’roll) oraz jak najmniejsze angażowanie czynnika intelektualnego, z natury swojej obarczonego koniecznością wysiłku. Dzisiejszy dziennikarz, choć może sam nawet nie odczuwa tego zbyt mocno, bo przecież wierszówka i pierwsza strona są najważniejsze, rozdarty jest pomiędzy komercją a ideologią, a oba te niebezpieczeństwa (swoiste Scylla i Charybda) są wynikiem walki o jak największy rynek zbytu. Można to dokładnie prześledzić na podstawie doniesień chociażby o ostatniej głośnej sprawie śmierci gen. Petelickiego.
Nie pytając nawet o przyczyny
Nie idzie mi jednak o przyczynę zgonu twórcy jednostki Grom, choć od tego się nie uciekanie, ile raczej o reakcję chociażby portali internetowych. Przeczytałem mianowicie na jednej z witryn informacyjnych nagłówek: „Dziwny wpis na blogu”. Chodziło mianowicie o oświadczenie byłego wiceministra MON, Romualda Szeremietiewa, który oświadczał właśnie w związku ze śmiercią generała, iż sam jest przy zdrowych zmysłach, nie posiada żadnych problemów finansowych i nie zamierza popełnić samobójstwa. Relacjonujące ów zapis internetowy medium, uznało za dziwaczną i przesadzoną ową reakcję człowieka, który na własnej skórze doświadczył działania służb specjalnych, i to w demokratycznym ponoć już państwie. Co ciekawe, nikt nawet nie zająknął się o wątpliwościach związanych z ową śmiercią generała, a nawet jeśli wspomniano o nich, to tylko po to, by ukazać je jako całkowicie niezasadne i irracjonalne. A dlaczegóż to? Przecież wystarczy prześledzić historię ostatniego wieku, by przekonać się, jak często to, co jawi się z początku jako nieracjonalne, okazuje się w ostatecznym wyjaśnieniu jedyną zborną i logiczną odpowiedzią. Co więcej, liczba dziwnych i „szybko wytłumaczonych” zejść z tego świata osób powiązanych z ośrodkami władzy, a przynajmniej dysponujących sekretną wiedzą, jest w ostatnim dwudziestoleciu naszego państwa cokolwiek długa i nic nie wskazuje na to, że się wydłużać nie będzie. Nie jest to co prawda domeną tylko naszych czasów, ale dotyczy działań politycznych większości wieków. Problem bowiem jest gdzie indziej, a mianowicie w nieumiejętności, a może i niechęci do zadania pytania o przyczynę zaistnienia tego wydarzenia.
Jakie są skutki walki z żywiołami
Zagwozdką jest w tym momencie owa intelektualna przygoda, której wielu dzisiaj – może właśnie z powodu słabości intelektualnej – przeżywać nie jest zdolnych. Gdy bowiem zadajemy pytanie o przyczynę śmierci (dlaczego ktoś zginął?) wówczas można oczywiście odpowiedzieć, że został ugodzony nożem. Lecz ta odpowiedź jest niewystarczająca dla normalnie myślącego człowieka, dotyczy wszak tylko sposobu zejścia z tego świata, a nie motywu lub motywów, dla których mamy do czynienia z denatem. Co więcej, może być tylko sposobem realizacji czegoś, i to pośrednim, a nie głównym. Weźmy pod uwagę chociażby słynną sprawę Litwinienki. Ów rosyjski agent, zgodnie z kartą szpitalną, zmarł na chorobę nowotworową. A jednak, jak się potem okazało, przyczyna główna jego śmierci była całkowicie inna, a była nią dyspozycja z ośrodka rosyjskiej władzy. W przypadku śmierci z rąk służb specjalnych nie trzeba czasem nawet wynajmować płatnego zabójcy, wystarczy przecież uświadomić ofierze, że własną śmiercią chroni swoich najbliższych. Ściganie przez KGB pułkownika Kuklińskiego stanowiło przyczynę śmierci jego dzieci. Każdy, kto chociażby obejrzał ekranizację powieści o losach hrabiego Monte Christo, pamięta scenę, gdy prokurator (wcześniej skazujący głównego bohatera na twierdzę) wsiadając do powozu więziennego znajduje leżący w nim pistolet. To jasny znak do podjęcia działania, i nie trzeba nawet żadnych słownych instrukcji. Oczywiście można stwierdzić, że dotarcie do prawdziwych przyczyn zgonu jest sprawą prokuratury. Ale czy można spodziewać się czegoś po śledczych, którzy potrafią uznać np. samobójstwo kobiety, na której szyi znaleziono siedem ran kłutych, uznają za samobójstwo chociażby śmierć Ireneusza Sekuły (kilka strzałów w brzuch, chyba dla pewności własnej) czy też zabójstwo komendanta głównego policji przypisują złodziejowi luksusowych aut marki Daewoo?
Czy wszystko złudą było czy omamem
Istotnie, zbyt szybko uwierzyliśmy, że po 1989 r. zaczęliśmy żyć w całkowicie wolnym państwie, w którym do pełni szczęścia brakuje tylko możliwości wyjazdów za granicę, łatwego dostępu do dóbr typu grill ogrodowy czy też całodobowej dostępności taniego piwa. Seria „niewyjaśnionych samobójstw” osób posiadających dogłębną wiedzę o naszym kraju wskazuje jednak na to, że zbyt łatwo oddaliśmy naszą niepodległość. Nie tę wynikającą z konstytucji i gwarantowaną prawami międzynarodowymi, ale tę mentalną, wynikającą z używania rozumu. I może dlatego śmieszy nas pani Janda, która odgrywając krążącą po Polsce cudzoziemkę w gumofilcach zastanawia się, dlaczego ciągle mówimy o samolocie. Można zakończyć słowami ballady „Przejście Polaków przez Morze Czerwone” Jacka Kaczmarskiego: „A ci z ustami, oczami pod wodą choć odpowiedzieć by chcieli – nie mogą”.
Ks. Jacek Świątek