Komentarze
Zawód ostatniego wyboru?

Zawód ostatniego wyboru?

Już tylko kilka dni i wakacje. Laba dla rzeszy uczniów, którzy przez cały rok ciężko pracowali, ale też dla tej gromady nauczycieli, którzy nie dość, że każdego dnia pracują ledwie połowę tego, co normalny człowiek, to jeszcze przez trzy miesiące się byczą.

Zabrać wreszcie im tę Kartę Nauczyciela, kazać jak ludziom pracować, a nie obijać się i krocie za to zarabiać! No!

Przepraszam. I tych, którzy się ucieszyli, i obrażonych powyższymi słowami. To tylko przywołanie atmosfery, jaką się ostatnio nakręca wokół nauczycieli. Z tej okazji niektóre media znów prezentują postawę „huzia na Józia”, czyli dołożyć belfrom. Dłuższy niż w innych zawodach urlop już nie tylko kłuje, ale niemalże wykłuwa oczy tym, którzy w zawodzie nauczyciela widzą wyłącznie nieudaczników i roszczeniowców. W dodatku opatrzonych licznymi przywilejami za przyczyną Karty Nauczyciela. Więc o tę kartę idzie znowu bój. No i podwyżki. Bo choć ostatnio ciągle pojawia się informacja, że nauczyciele nie dostaną podwyżek, to kontekst jest taki, że jako jedyni dostawali je przez całe lata – oczywiście niezasłużenie.

Solą w oku jest też pensum nauczyciela. Przy proponowanym wprowadzeniu 30 godzin tygodniowo etaty straci znaczna część kadry. Gdyby choć za tym szła mniejsza liczba uczniów w klasie. Tymczasem tych w szkołach państwowych jest co najmniej 30. Czy nauczycielowi uda się znać ich wszystkich, traktować podmiotowo, co tak łatwo kolejne reformy zakładają? Czy będzie miał pojęcie, co się dzieje w ich domach, jakie mają problemy? Argument, że są źli nauczyciele, którzy się losem ucznia nie przejmują, to żaden argument. Tak samo są źli lekarze, urzędnicy, hydraulicy. Istnieją przesłanki, że reforma może wprowadzić nowy typ polonisty: takiego, który czyta wyłącznie uczniowskie prace. Bo na nic innego nie ma już ani czasu, ani ochoty.

Szkoda, że na szkołę patrzy się już głównie przez pryzmat ekonomicznych zysków i strat. Przyjęliśmy też, że nie wychowuje, co najwyżej kształci.

Nieustająca reforma szkolnictwa to, zdaje się, coraz rozleglejsze wprowadzanie biurokracji. A co z umysłami? Czy nie chodzi tu przede wszystkim o ratowanie mocno zagrożonych finansów państwa? A jeżeli tak, to czy na pewno jest to dobry sposób? Może wprowadzenie domowego systemu nauczania byłoby tańsze. Ludzie zasadniczo mają już komputery i internet. Od czasu do czasu jeden (pozostawiony na profesji) nauczyciel odezwałby się do uczniów przez radio. I byłby zdrowszy bez konieczności zwracania uczniom po 300 razy uwagi.

Misja, pasja, autorytet? Zdaje się, że do tego też są potrzebne pieniądze. Znam wiele osób, które zazdroszczą nauczycielom krótkiego dnia pracy, długich wakacji i fantastycznych zarobków. Wśród nich jest też wiele takich, które miały szansę pracować w szkole albo wręcz z niej uciekły. Do innej, podobno gorszej pracy. Dlaczego, skoro nauczycielom tak świetnie się powodzi. Wakacje to dobry czas, żeby się nad tym zastanowić.

Anna Wolańska