Co się komu w duszy gra…
Sam proces kojarzenia jest jednak pewną ciekawą skłonnością ludzkiego rozumu, polegającą zazwyczaj na łączeniu ze sobą elementów rzeczy bądź całych kompleksów treści lub jakich wydarzeń i tworzeniu z nich obrazu czegoś nowego, dokonujący się w naszym umyśle i dzięki jego sile. Jedni widzieli w tym procesie doskonałość ludzkiego rozumu, inni jego zasadniczą wadę skutkującą błędami poznawczymi. Zostawmy jednak rozważania teoriopoznawcze na boku. Oczywistym jest, iż dzięki kojarzeniu można było dokonać większości odkryć, ale również oczywistym jest, że ów proces mentalny, zwłaszcza gdy jego owoce zostaną przekazane w rozmaitej formie na zewnątrz, jest doskonałą okazją do śmiechu i zgrozy jednocześnie. Wówczas może stać się przekleństwem. Chwile zgrozy, połączone z nagłymi napadami gwałtownego śmiechu, przeżyłem, czytając komentarze odnośnie zakończonych w niedzielę Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, popularnie nazywanych Euro 2012.
Usta milczą, ryba śpiewa…
Czyż bowiem możecie sobie Państwo wyobrazić, że komuś przychodzi na myśl porównywać rozgrywkę na zielonej murawie boiska ze współżyciem płciowym? A tegoż porównania użyła Magdalena Środa, twierdząc, iż bieganie za piłką można porównać do wyścigu plemników w celu zapłodnienia jaja. No cóż, jak twierdził wieszcz: „Co kto w swoich widzi snach…”. Osobiście nie jestem fanem futbolu, jednak takie porównanie nigdy jakoś nie przyszło mi na myśl. Owszem, uważam że wszelkie rozgrywki sportowe, szczególnie dzisiaj posiadają jawne odniesienia do walk gladiatorów, którzy – ku uciesze widowni – zabijali się na arenach cyrkowych, ale by widzieć w nich odniesienia falliczne (jak pisze o tym nasza niezrównana/niezrównoważona filozofko-socjolożka), to już inna para kaloszy. Każdy posiada takie skojarzenia, na jakie go stać. Widocznie pani Magdalena Środa wszędzie dostrzega ten wymiar „uciemiężenia stanu kobiecego przez męski” i wszystko jej się kojarzy z jednym. Aż strach pomyśleć, co byłaby w stanie powiedzieć o innych dyscyplinach sportowych. Idąc jednak tym tropem, zapewne miałaby wiele ciekawych skojarzeń. Problem jednak w tym, że niewiele mają one wspólnego z rzeczywistością. Skojarzenia powstające w naszych głowach zazwyczaj mają zrekompensować nasze braki poznawcze lub przeżyciowe. Nic nie ujmuję pani profesor z jej zapewne bogatego życia osobistego, ale jednak nieodparcie ciśnie się do głowy stwierdzenie, iż jednak coś nie dostaje w tymże życiu, skoro wszędzie dostrzega elementy życia płciowego człowieka, szczególnie rodzaju męskiego. Osobiście doradzałbym powstrzymanie się od chodzenia do zieleniaka, ponieważ widok niektórych warzyw może skutkować w jej przypadku jeszcze mocniejszymi bodźcami kojarzącymi. Ale są i inne skojarzenia, niekoniecznie tak zabawne.
Gdy każdy gra o swoje, ja się o wyniki boję…
Redaktor naczelny jednego z polskich tygodników, niejaki pan Tomasz Lis, oświadczył był bowiem, że Euro 2012 było największym skokiem cywilizacyjnym naszej ojczyzny od czasów wyborów w 1989 r. Nawet jeśli odrzucimy eurosceptycyzm, to jednakże akcesja Polski do struktur europejskich, a zwłaszcza wejście do Paktu Północnoatlantyckiego, wydaje się o wiele cenniejszym polskim osiągnięciem w ostatnich dwudziestu latach, aniżeli wybudowanie czterech stadionów. Jest zapewne jeszcze więcej naszych polskich osiągnięć, przy których organizacja tej sportowej imprezy jawi się cokolwiek blado. Nie przeszkadza to jednak naszym włodarzom w odtrąbieniu sukcesu. Pan prezydent posunął się nawet do przypomnienia znamiennej frazy, jakże bolesnej w naszej ostatniej historii, iż państwo i jego obywatele zdali egzamin. Jeśli za sukces uznać należy przybycie do naszego kraju większej liczby turystów, którzy w miarę odnaleźli się naszej codzienności, to można powiedzieć, że aspiracje narodowe mamy cokolwiek niskie. Pomijam już głębokim milczeniem fakt, iż ów „narodowy egzamin” będzie nas jeszcze przez wiele lat nieźle kosztował. Jak wyliczają eksperci w samym tylko Wrocławiu spłata kredytu zaciągniętego na budowę stadionu oraz jego utrzymanie wymagać będzie przez kilkanaście lat wyciągania z kieszeni każdego statystycznego mieszkańca tego miasta (nie wyłączając niemowląt) ok. 100 zł miesięcznie. Dla przykładu: w Korei i w Portugalii przystąpiono do rozbierania stadionów po mistrzostwach, ponieważ owe „chluby narodowe” cokolwiek dużo kosztowały w swoim utrzymaniu.
Gdy więcej piany jest niż piwa…
Okazało się ponadto, iż największym naszym sukcesem jest przyjazd do Polski rzesz kibicujących turystów, którzy mogli się naocznie przekonać o naszej wrodzonej gościnności. Największym chyba jej świadectwem miało być dopuszczenie do przemarszu rosyjskich kibiców przez środek Warszawy w dniu ich narodowego święta. Przyjmując ową linię rozumowania trzeba byłoby stwierdzić, że najwięcej polskiemu obrazowi w świecie zaszkodził przedwojenny minister J. Beck, zabraniając niemieckim podróżnym manifestowania swojej narodowości w eksterytorialnym korytarzu, którym podążaliby, chcąc uściskać dłonie rosyjskim braciom, czego dokonali i tak w 1939 r. Tragiczności owej sytuacji dodaje fakt, iż rosyjscy kibice nie tylko byli doskonale zorganizowani, a kremlowscy włodarze podesłali jeszcze paru do naszej stolicy, ale ponadto od razu zastrzegli, że nie będą przestrzegać polskiego prawa, niosąc ze sobą symbole komunistyczne. Można powiedzieć, że gościnność nasza posunięta była do granic absurdu. Przypomina to trochę dowcip o merze Paryża, który po wkroczeniu wojsk niemieckich w 1940 r. (postępowcy powiedzą: nazistowskich – ciekawa nacja) zwrócił się do najeźdźców z usłużnym zapytaniem: „Stolik dla 10 000?”
Nawet prawda goła musi nosić majtki
Nie jestem w stanie zrozumieć, choć całe zastępy komentatorów służą mi gotowymi odpowiedziami, dlaczegóż uznać należy minione mistrzostwa za wiekopomne wydarzenie i dlaczegóż głosi się je jako kamień milowy naszej państwowości? Kołacze mi się po głowie pewna myśl, lecz raczej nie chciałbym, aby okazała się prawdą. Otóż nasi przywódcy, poza spoglądaniem na poczynania naszych sąsiadów (ze Wschodu i Zachodu) nie mają żadnej koncepcji naszej państwowości. Dlatego traktują Polskę jak przedsiębiorstwo, którego sukcesem jest sprzedaż towaru. Do tego potrzeba tylko ładnego opakowania i sprawnej reklamy. Problem jednak w tym, że przedsiębiorstwa czasami bankrutują.
Ks. Jacek Świątek