Komentarze
Smutny krajobraz (nie tylko sportowy)

Smutny krajobraz (nie tylko sportowy)

Olimpiada, olimpiada, i po olimpiadzie. Zupełnie, jak z EURO; podobnie zresztą, jak z wszystkim, co długo wyczekiwane: długie i żmudne przygotowania, a później wszystko szybko mija i powrót do codzienności.

Dla nas, Polaków, ten powrót do codzienności jest trochę bolesny. Z jednej strony świadomość po EURO (tkwiąca gdzieś w nas mimo oficjalnej propagandy), że jednak nie wszystko udało się przygotować w porę, że teraz trzeba będzie ponieść koszty tej imprezy (bo wpływy okazały się mniejsze, niż przewidywano, a lwią część zysków zgarnęła UEFA). Z drugiej – odnosząca się zarówno do EURO, jak i olimpiady – bolesna świadomość sportowej porażki. Bo że porażkę ponieśli piłkarze – nikt nie zakwestionuje. A co do olimpiady – niby liczba medali się zgadza, było ich dziesięć, podobnie jak cztery i osiem lat temu. Ale złotych medali tylko dwa, co spowodowało, że w klasyfikacji medalowej wypadliśmy najgorzej od kilkudziesięciu lat. To wszystko powoduje, że obraz polskiego sportu jawi się nam bardzo smutno. Zresztą, będąc jednocześnie odbiciem stanu, w jakim znajduje się całe państwo.

Dlaczego było tak źle? Warto się nad tym zastanowić, nawet, jeśli ktoś nie jest kibicem i jego wiedza sportowa ogranicza się do tego, że „Boniek wielkim siatkarzem był”. A może piłkarzem, nieistotne. Dlaczego? Dlatego, że – jak już napisałem – procesy zachodzące w sporcie często są odbiciem tego, co na szerszą skalę dzieje się w całym społeczeństwie. A także dlatego, że są w tym bagnie chlubne wyjątki (czytaj: jednak można!).

Jakie są zatem przyczyny tego smutnego stanu? Po pierwsze – korupcja, o której pisałem dwa tygodnie temu. Dopóki sport będzie obsadzony przez tzw. działaczy, którzy tkwią w tym środowisku od niepamiętnych czasów (a nierzadko mają w życiorysach długoletnie członkostwo w PZPR czy też inne powiązanie z tzw. aparatem władzy z czasów socjalistycznych), trudno będzie cokolwiek zmienić. Albowiem pod rządami tych ludzi liczyć się będzie wszystko, tylko nie dobro sportowców (znamienny jest tu przykład sztangisty Zielińskiego, który miał zostać ukarany przez związek za to, że samowolnie zmienił plan przygotowań… gdy zdobył w Londynie złoto, „wspaniałomyślnie” odstąpiono od kary). O tym, że można inaczej, przekonuje sytuacja w Polskim Związku Piłki Siatkowej, gdzie jakiś czas temu przegoniono stare władze i stworzono naprawdę silną i profesjonalną ligę, zaś trenerzy kadry narodowej wybierani są w konkursach z prawdziwego zdarzenia (wiem, że siatkarze w Londynie rozczarowali, ale wcześniej przecież wygrali Ligę Światową, a w ciągu minionych 12 miesięcy zdobyli w sumie cztery medale – w ich wypadku można zatem mówić raczej o wypadku przy pracy, a nie o wadach systemu).

Jednak nie tylko korupcja jest problemem. Jest jeszcze coś: brak następców. Co to znaczy? To znaczy, że młodzi ludzie nie chcą trenować. Jeden z portali sportowych przeprowadził dość ponury eksperyment: reporterzy obeszli w ciągu tygodnia wieczorami i po południu kilkadziesiąt różnych boisk sportowych w Warszawie. Były puste! W podobnym duchu wypowiadają się nauczyciele wychowania fizycznego, którzy ubolewają, że dzieci nie chcą ćwiczyć i pod byle pretekstem przynoszą zwolnienia. To może mieć naprawdę poważne konsekwencje: po pierwsze, brak ruchu to prosta droga do otyłości i kłopotów z kręgosłupem. Po drugie, to właśnie na małych, wiejskich i osiedlowych boiskach zaczynało wielu późniejszych mistrzów sportu. A trudno myśleć o jakiejkolwiek przyszłości sportu, gdy po prostu nie będzie komu trenować. Z drugiej strony – brak sukcesów w danej dyscyplinie przekłada się na brak zainteresowania i kółko się zamyka. Jak je przerwać? Pytanie, wbrew pozorom, nie jest wcale błahe. Bo brak sukcesów sportowych można jeszcze jakoś przeboleć. Jednak wizja pokolenia ludzi otyłych i mających pokrzywione kręgosłupy, a do tego przykutych do komputerów budzi niepokój i sprzeciw.

Ks. Andrzej Adamski