Młodości, ty nad poziomy wylatuj…
Zbliżające się liturgiczne wspomnienie św. Stanisława Kostki skłania do refleksji nad świętością młodych ludzi. W gronie wyniesionych na ołtarze są także ci, którzy rodzili się dla nieba mając po kilkanaście lat. Mimo młodego wieku mieli za sobą bagaż wielu trudnych, ale i pięknych doświadczeń. Nie wszyscy byli łagodni i ułożeni. Wielu z nich posiadało trudny „charakterek” i niełatwy do opanowania temperament. W imię wyznawanych wartości i przekonań byli zdolni do wszystkiego. Nie uważali się za bohaterów. Wielokrotnie powtarzali, że ich siłą jest wiara w Jezusa. To ona nimi kieruje i pomaga pokonywać przeciwności.
Uparci i wierni
Dla współczesnych święci z obrazków wyglądają często zbyt cukierkowo. Również ich biografie wydają się być bardziej legendą niż czymś realnym. W kanonizowanych i beatyfikowanych widzimy często herosów i aniołów, zapominając, że byli ludźmi. Tak jak my, mieli swoje uczucia, lęki i pragnienia. Byli też odważni i nieugięci w swoich postanowieniach. Św. Stanisław Kostka sprzeciwił się swoim rodzicom, uciekł ze szkoły i przemierzył ponad 600 km, aby wstąpić do jezuitów. 16-letnia bł. Karolina Kózkówna do końca broniła się przed rosyjskim żołnierzem. 12-letnia św. Maria Goretti przebaczyła przed śmiercią swojemu zabójcy. Nastoletnia Marie Martin (przyszła św. Teresa z Lisieux) tak bardzo chciała wstąpić do klasztoru, że nie wahała się prosić o to nawet samego papieża. Młodzieńczy upór nie był w ich przypadku oznaką buntu.
Swojego młodego świętego ma też podlaska ziemia. Jest nim bł. Anicet Hryciuk. Był jedynakiem, ukochanym synem i dojrzałym katolikiem. Zginął w obronie wiary i unickiej świątyni. Kiedy szedł pod cerkiew, powiedział: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją”.
Sedno życia
Młodych nie zawsze przekonują biografie świętych rówieśników. Powtarzają: „żyli dawno, w innych czasach i mieli inne problemy niż my”. Warto przypomnieć wówczas dwójkę włoskich świętych: Piotra Frassatiego i Chiarę „Luce” Badano. Oni nie różnili się od współczesnych nastolatków. Żyli w końcówce XX w. Ten pierwszy miał kłopoty z nauką, uwielbiał górskie wędrówki i włączał się w różne organizacje religijne, społeczne i polityczne. Pochodził z bogatego domu, ale przebywał w nim bardzo rzadko. Swój czas poświęcał biednym i na propagowanie chrześcijańskich wartości wśród swoich rówieśników. Bronił wiary nie tylko poprzez udział w różnych zjazdach i spotkaniach. Kiedy było trzeba, w ruch szły pięści i kije. Zostało po nim niezwykłe wyznanie: „ Życie bez wiary, bez dziedzictwa, którego należy bronić, bez walki o Prawdę – to nie życie, lecz wegetacja…” Zmarł na polio w wieku 24 lat. Chorobą zaraził się wśród biedaków, którym pomagał.
Święta gra w tenisa
Drugą postacią, która może zainspirować młodych, jest bł. Chiara Badano. Kiedy miała dziewięć lat zapisała się do Ruchu Focolari. Była upragnionym i jedynym dzieckiem swoich rodziców. Z biegiem lat jej wiara dojrzewała. W wieku 14 lat pisała: „Odkryłam na nowo Ewangelię, w nowym świetle. Zrozumiałam, że nie byłam autentyczną chrześcijanką, ponieważ nie żyłam Nią do końca. Teraz chcę uczynić tę wspaniałą Księgę moim jedynym celem. Nie chcę i nie mogę pozostać analfabetką tak nadzwyczajnego przesłania. Tak, jak łatwo mi przychodzi nauczyć się alfabetu, tak samo łatwo powinnam nauczyć się żyć Ewangelią”. Chiara była taka jak tysiące innych nastolatek. Nie lubiła matematyki, ale kochała tenis i taniec. Miała mnóstwo znajomych, z którymi do późnych godzin uwielbiała przesiadywać w kawiarniach. Sprzeczała się z rodzicami i miała wiele pomysłów na swoje życie. W wieku 17 lat zachorowała na raka kości. Straciła piękne włosy, zdrowie i marzenia, ale zyskała niesamowitą i żywą relację z Jezusem.
Jak w sztafecie
Swoje cierpienia łączyła z męką Chrystusa. To zjednoczenie zaowocowało w niej pokojem i pogodzeniem się z wolą Boga. Zawsze była ładną dziewczyną, ale paradoksalnie jej urok stał się jeszcze wyraźniejszy wtedy, gdy straciła włosy i mocno schudła. Wielkie błyszczące oczy odbijały to, co miała w sercu. Lektura jej biografii, a szczególnie relacji z ostatnich miesięcy życia, wyciska łzy. Paraliż, wielki ból i przygotowania do śmierci przeżywała odmiennie niż inni chorzy. Odejście z tego świata było dla niej spotkaniem z Jezusem i uroczystością zaślubin. Chiara sama przygotowała czytania i pieśni na swój pogrzeb. Chciała być pochowana w białej prostej sukience z czerwonym paseczkiem. Umierając, mówiła, że jest szczęśliwa. „Czeka na mnie inny świat i nie pozostało mi nic innego, jak mu się oddać. Czuję się teraz wciągnięta we wspaniały plan, który powoli, powoli się przede mną odkrywa. Tak bardzo lubiłam jeździć na rowerze, a Bóg zabrał mi nogi, ale dał mi skrzydła…” – pisała w chorobie.
Odwiedzało ją wielu ludzi. Idąc do niej, chcieli ją pocieszać, ale to ona ich umacniała. Jej wielkie oczy błyszczały radością. Kiedy ktoś spytał ją, skąd w nich tyle światła, odpowiedziała: „staram się bardzo kochać Jezusa”. Swoim rówieśnikom zostawiła proste i mądre przesłanie: „ Ja nie mogę już biec, ale chciałabym przekazać wam pochodnię, jak na olimpiadzie. Macie tylko jedno życie, warto je przeżyć dobrze”.
Wymagający Ojciec
Dziś na ścieżkach świętości młodzi zdają się być trochę zdezorientowani i osamotnieni. Nie zawsze mogą liczyć na swoich rodziców, znajomych czy duszpasterzy. Dużo zależy od nich samych. Bł. Jan Paweł II, którego w litanii nazywamy przyjacielem i wychowawcą młodzieży, zawsze zapewniał młodych, że w nich wierzy. Znał ich bardzo dobrze. Mówił im, że są nadzieją papieża i Kościoła. Oprócz tego stawiał im wysokie wymagania. Wiedział, że młody człowiek wierzy w ideały i chce je urzeczywistniać w swoim środowisku.
„W świecie, w którym wielu żyje tak, jakby Bóg nie istniał, właśnie wy, młodzi, musicie na nowo ukazać, że wiara to decyzja osobista, przenikająca całe życie. Niech Ewangelia będzie najwyższym kryterium, kształtującym wasze decyzje i nadającym kierunek waszemu życiu! Tak jak sól nadaje smak pożywieniu i jak światło oświeca ciemności, tak świętość nadaje pełny sens życiu, czyniąc je odblaskiem chwały Bożej” – wołał podczas ŚDM w Toronto.
W 1979 r. przekonywał: „Wy sami nie wiecie, jak jesteście piękni wówczas, kiedy znajdujecie się w zasięgu Słowa Bożego i Eucharystii. Sami nie wiecie, jacy jesteście piękni, kiedy obcujecie z bliska z Chrystusem, z Mistrzem, starając się żyć w Jego łasce uświęcającej”.
Kilkunastoletni święci uczą dzisiejszą młodzież, że młodość wraz z jej możliwościami jest wielkim darem. To czas budowania i ukorzeniania. Jak pisał dominikanin o. Jan Góra, każdy, ale szczególnie młody człowiek, otrzymuje od Boga skrzydła. Od nas tylko zależy, do czego je wykorzystamy. Sami zadecydujmy, czy będziemy nimi zamiatać drogi, czy wznosić się do nieba…
Bądź święty już dziś!
OKIEM DUSZPASTERZA
Ks. Tomasz Cabaj, wikariusz parafii Corpus Domini w Carpi (Włochy)
W życiu dążymy do wielu rzeczy, chcemy coś osiągnąć i na jeszcze więcej czekamy. Na co dzień myśli młodych wypełniają takie sprawy, jak kredyt, egzamin, problemy w domu i cały akademik innych rzeczy. Zastanawiają się nad swoim wyglądem i relacjami. Dość często zdarza się, że zapominają nawet o spotkaniach z przyjaciółmi (także na facebooku), gdyż ich świat również pędzi naprzód. W swoim zabieganiu przestają pamiętać, że są naprawdę świetni i mogą być także święci. Świętość mamy w zasięgu, ponieważ przebywa z nami żywy Jezus, który jest jej źródłem. Młodzi boją się nieco słowa świętość. Dzieje się tak być może dlatego, że źle się im ona kojarzy. Ja ich rozumiem. Młodzież postrzega świętość jako godziny spędzone w kościele z małą książeczką bez okładek. Patrzą na nią, jak na pomarszczoną kobietę, często już po siedemdziesiątce, zgarbioną, siedzącą przed telewizorem, w którym jeden program jest wystarczający i trwa… Twierdzą, że będą o niej myśleć wtedy, „gdy już nie będzie co robić i czym się zająć…”. Bogu dzięki, w Kościele nie brak też tych, którzy widzą nieco lepiej, na żółto i na niebiesko. Łącząc te dwa słowa – młodość i świętość – chcę pokazać, że święty jest zawsze młody, a młody naprawdę może być święty. Więcej, znam takich i to nie tylko z książek. Ciągle spotykam w swojej posłudze żywe przykłady na to, że świętość istnieje.
Niektórzy mówią, że zeszła ona do podziemia. Zgodzę się, ale tylko dlatego, że dziś świętość jest jak metro. Na co dzień nie widzimy aureoli nad głową, ale to właśnie młodzi święci pędzą ulicami z mp3. Święci, którzy nie mają jeszcze dowodu osobistego, nie są gwiazdami. Wyśmienicie robią to, co do nich należy, ale nie muszą błyszczeć. Tak jak Jezus dają piękne świadectwo – w pokorze serca i po cichu.
Młodym świętym potrzeba też młodych świętych kapłanów. Poszukiwani są tacy, którzy nie muszą rozszyfrowywać ich szóstego zmysłu, bo też go mają. Potrzeba młodych świętych księży, którzy będą argumentem, że uśmiech, wiarę, młodość i świętość da się połączyć i to nie tylko wtedy, gdy ma się kilkanaście, ale też kilkadziesiąt lat za sobą. Tacy kapłani nie pochodzą z księżyca. Oni wzrastają właśnie wśród młodych, dojrzewają razem z nimi, a potem stają się konduktorami pociągów. Pociągają do świętości kolejne wagony młodych, którzy chcą widzieć na żółto i na niebiesko.
Drodzy Młodzi! Czas wyjść z podziemia, bo nasi rówieśnicy, zasłuchani w piosenki z mp3, potrzebują usłyszeć głos Jezusa i naszego Jana Pawła II. Musimy spotkać tych, którzy czekają na swoich peronach i mówić im, że w życiu nie tylko my na coś oczekujemy. Trzeba im przypomnieć, że na nas czeka wieczność. Będzie ona radosna, piękna i upragniona. Jak to zrobić? Pewnie tak, jak robili to wszyscy święci. Trzeba zacząć od małych rzeczy. Od ustąpienia komuś miejsca, czy dołożenia nieznajomemu na bilet. Pamiętajcie, że jesteście ważni. Bądźcie światłem. Pisząc tych kilka słów, siedzę z młodymi przy jednym stole. Oni grają w karty, śmiejąc się, że mają „jockera” w kartach i „batmana” w mojej, jakże skromnej, osobie. Ale wracając do kart… Jak grać, jeśli brakuje choćby jednej? Niech nas w niebie nie zabraknie. Bądźmy święci już dziś!
JAG