Historia
Źródło: arch
Źródło: arch

„Nie martwcie się, ja wrócę”

Ppor. Mikołaj Patejuk przede wszystkim był wspaniałym pedagogiem. Wojna pokazała nam, jak wielkim człowiekiem i bohaterem. Największą cenę za jego postawę zapłaciła rodzina, a my jako społeczeństwo z tego skorzystaliśmy. Czy jesteśmy w stanie spłacić ten dług?

 
Od lat zajmuje się Pani przywracaniem pamięci o ppor. Mikołaju Jerzym Patejuku, ps. „Mikuś”. Czy mieszkańcy Konstantynowa mają świadomość, kim był?

Kiedy w okresie Polski Ludowej chodziłam do podstawówki, na głównej ścianie holu w pałacu, gdzie się mieściła, widniała duża plansza ze zdjęciami i opisem działalności M. Patejuka. Dzięki temu, że wchodząc do szkoły mieliśmy je przed oczami, wiedzieliśmy, kim był. Jeszcze w 1998 r., kiedy na pałacu montowano poświęconą mu tablicę, wystarczyło, że było na niej jego nazwisko, każdy wiedział, jakie ma zasługi. Ale czas płynie, przybywa nowych mieszkańców, starzy umierają… Poza tym mamy coraz mniej czasu na rozmowy i wspominanie na ławeczce. Postać ta zaczęła blednąć.

Pierwszym krokiem w kierunku przywrócenia pamięci o M. Patejuku był zbiór materiałów dokumentujących jego życie i działalność w II Roczniku Konstantynowskim. Znalazły się tam również obszerne liryczne wspomnienia spisane przez jego syna – Janusza Patejuka, który przekazał też naszej GBP wiele dokumentów, a wśród nich 106 negatywów niepublikowanych fotografii wykonanych przez ojca – miłośnika kultury ludowej, jak też zeszyt z pieśniami (wraz z nutami), które zbierał on na naszym terenie. Wiele dokumentów przepadło. Po aresztowaniu M. Patejuka przez gestapo jego żona z dwoma synami została usunięta z mieszkania. W pośpiechu niewiele udało się im wziąć ze sobą.

W jaki sposób Mikołaj Patejuk trafił do Konstantynowa?

 Urodził się 6 grudnia 1901 r. w Przegalinach, wsi w gminie Komarówka Podlaska. Gimnazjum ukończył w Leśnej Podlaskiej. Potem przez rok tam pracował, a w 1934 r. został zatrudniony w Szkole Powszechnej w Konstantynowie, kierowanej wtedy przez Stanisława Sidewicza. Gdy liczba dzieci wzrosła, w 1938 r. otwarto drugi budynek, w którym kierownictwo objął M. Patejuk, mianowany przez Sidewicza. Panowie świetnie się rozumieli; współpracowali, mimo że M. Patejuk był w Związku Walki Zbrojnej, natomiast S. Sidrewicz należał do Narodowych Sił Zbrojnych.

M. Patejuk uczył kilku przedmiotów, ponieważ nie było wtedy konkretnych specjalizacji. Urzekły mnie bardzo wspomnienia jego uczniów, opowiadających, jak to w niedzielę dzieci zbierały się przy szkole, a kierownik prowadził je do kościoła na Mszę św. Nauczyciele bardzo angażowali się w życie szkoły: zajmowali się harcerstwem, organizowali wycieczki, przedstawienia, mieli moc dodatkowych zajęć. Podążając tropem tej postaci, trafiłam na przechowywane w szkole podstawowej przedwojenne protokoły z posiedzeń grona pedagogicznego. Z zapisów wynika, że obchodzono wiele uroczystości, m.in. Święto Morza, Święto Lasu, a dzieci wspólnie sadziły drzewka, ukwiecały szkołę, wystawiały inscenizacje, tzw. żywe obrazy, dotyczące ważnych faktów z dziejów. W ten sposób zarabiały na wycieczki, dożywianie, paczki dla biedniejszych kolegów. Imponuje mi, że tak silne było kultywowanie tradycji, patriotyzmu, wielkich wartości, o których się w zasadzie na co dzień nie wspomina. Dlatego pokolenie to tak pięknie zdało egzamin w czasie wojny.

A wracając do głównego wątku – Patejuk umiał znaleźć czas na własne pasje: malował, grał na skrzypcach, jeździł po okolicy i zbierał pieśni, fotografował… Jego nazwisko jest zresztą przywołane w „Monografii powiatu bialskiego województwa lubelskiego” Bolesława Górnego z 1939 r. W tym właśnie roku M. Patejuk obronił pracę magisterską poświęconą kulturze ludowej Podlasia, były to jego drugie studia. Pierwsze skończył w lubelskiej Wolnej Szkole Malarstwa i Rysunku im. Ludwiki Mehofferowej.

Co te fotografie, z którymi ma Pani okazję zapoznać się bardzo dokładnie, mówią o autorze?

 Interesowały go wszystkie objawy życia społecznego. M. Patejuk dokumentował życie szkoły, uroczystości państwowe i kościelne – np. dożynki, procesje Bożego Ciała, ludzi przy pracy czy w życiu codziennym. Sfotografował ponadto wszystkie kapliczki i krzyże w okolicy. Te klisze są więc prawdziwym skarbem. Mamy też dwie fotografie, ukazujące M. Patejuka na tle jego malowideł. Niestety, nie posiadamy żadnych jego obrazów.

 Jednak ten lokalny bohater to także, a może przede wszystkim, żołnierz

 Służył jako ochotnik 1920 r. w 34 pp. Brał udział w kampanii obronnej Polski we wrześniu 1939 r. Od grudnia tego roku do kwietnia 1941 r. był I komendantem II rejonu ZWZ-AK Konstantynów – Leśna Podlaska – Hołowczyce w obwodzie Biała Podlaska (wówczas gminy nosiły nazwy Zakanale – Witulin – Hołowczyce). Po aresztowaniu, od 18 lutego do 8 kwietnia 1941 r. przetrzymywany był w katowni gestapo w Białej. Zmarł wskutek bicia i torturowania. Był nieugięty. Nie zdradził. Udowodnił swoim życiem, jak wielkimi wartościami są dla niego: Bóg – Honor – Ojczyzna.

Janusz Patejuk dowiedział się o działalności ojca po wojnie. Świadectwo po latach dawali ci, którzy przeżyli. O działalności konspiracyjnej w okolicach Konstantynowa możemy przeczytać we wspomnieniach spisanych przez Aleksandra Wereszko ps. „Roch”, który był zastępcą M. Patejuka, a po jego śmierci został komendantem Rejonu II i VII obwodu Biała Podlaska okręgu Lublin. Wiemy również, że M. Patejuk wraz z Tadeuszem hrabią Zyberk-Platerem i kilkoma innymi osobami tworzył tutaj początek działalności konspiracyjnej (Organizacja Orła Białego).

O roli ppor. M. Patejuka wyczerpująco mówi napis na tablicy, która 12 sierpnia zawisła w kościele w Konstantynowie. Jaki cel przyświecał Stowarzyszeniu Przyjaciół Ziemi Konstantynowskiej, z którego inicjatywy uczczono lokalnego bohatera?

 Niemcy aresztowali M. Patejuka w nocy. Wychodząc, powiedział do domowników: „Nie martwcie się, ja wrócę”. Te słowa uczyniłam w 2009 r. mottem VI Zaduszek Kulturalnych, zorganizowanych w 70-lecie wybuchu II wojny światowej, a poświęconych głównie M. Patejukowi. Mówiliśmy ludziom, że ponieważ był on człowiekiem honoru, który zawsze dotrzymuje danego słowa, a oddając życie w katowni gestapo, nie mógł dotrzymać obietnicy danej rodzinie, więc my, jego spadkobiercy, potomkowie tamtych ludzi i zdarzeń, czujemy się w obowiązku ją wypełnić. Sprawić, by wrócił do świadomości społeczeństwa.

To wydarzenie, jakim było ufundowanie tablicy, potraktowaliśmy jako należny mu pogrzeb – którego nie miał. Oczywiście tablica ma charakter symboliczny, ale symbolem jest również pomnik na cmentarzu parafialnym przy ul. Janowskiej w Białej Podlaskiej, postawiony przez żonę – nigdy nie dowiedziała się, gdzie M. Patejuk został pochowany. Dodatkową tablicę na nagrobku ufundowało środowisko kombatanckie, z inicjatywy śp. Tadeusza Mioduszewskiego, byłego żołnierza 9 Podlaskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Dodam, że po zawiązaniu Stowarzyszenia uznaliśmy, iż obejmiemy ten grób opieką. Kiedy pan T. Mioduszewski, uczeń, a potem podkomendny, przyjechał przed świętem Wszystkich Świętych, żeby, jak zawsze, zrobić tam porządek i zobaczył świeży wieniec oraz zapalone znicze, wzruszył się. Pan Tadeusz nie tylko dbał o grób M. Patejuka (zresztą wspólnie ze swoją rodziną, bo w ostatnich latach chodził o kulach), ale odnalazł świadka ostatnich chwil jego życia, współwięźnia, którego relację spisał. Jest wstrząsająca i stanowi dowód niezłomności M. Patejuka, który za przekonania zapłacił życiem. Jak napisał T. Mioduszewski we wstępie do wspomnień syna Mikołaja: „Wzrastając, ucząc się, a potem walcząc pod przewodnictwem takich ludzi, nie mieliśmy wątpliwości, jak mamy postępować – obserwowaliśmy ich i staraliśmy się naśladować. Mikołaj Jerzy Patejuk za patriotyzm, determinację i odwagę zapłacił najwyższą cenę, cenę życia. Tak jak wielu, wielu innych. A nam, którym dane było przeżyć, przypada rola strażników pamięci o ludziach, pod których dowództwem i przy boku których walczyliśmy, którym mogliśmy ufać, a także obowiązek dania świadectwa o tamtych czasach. Pamięć ta potrzebna jest im, ale również nam, abyśmy mogli żyć pełnią człowieczeństwa”.

Wracając do tablicy w kościele – zawiera ona najważniejsze informacje o Patejuku. Liczę, że utrwalą się w świadomości społeczeństwa, jak i przekonanie, że warto być szlachetnym i honorowym. Takim, jakim bez wątpienia był ppor. M. Patejuk.

 Co Panią urzeka w tej postaci najbardziej?

Chyba to, że nie zależało mu na tym, by się stąd wyrwać, choć był człowiekiem niezwykle utalentowanym. Pasjonowała go wieś, środowisko, to było dla niego warte udokumentowania. Uważam, że życie zgodne z własnymi przekonaniami to największy sukces człowieka: Patejuk nie tylko mówił o patriotyzmie – on był patriotą, kochał ziemię konstantynowską i dawał jej z siebie wszystko. Proszę sobie wyobrazić, ile mógłby jeszcze zdziałać, gdyby przeżył.

M. Patejuk przede wszystkim był wspaniałym pedagogiem. Wojna pokazała nam, jak wielkim człowiekiem i bohaterem. Największą cenę za jego postawę zapłaciła rodzina, a my jako społeczeństwo z tego skorzystaliśmy. Ile nazwisk widniałoby na tej tablicy pamiątkowej, gdyby okazał się człowiekiem słabego charakteru, mało odpornym na cierpienie? Nie wiem, czy jesteśmy w stanie spłacić ten dług.

A jakim zapamiętali go ci mieszkańcy Konstantynowa, którzy mieli okazję go poznać, np. jego uczniowie?

Zarówno kierownika, jak i jego żonę, też nauczycielkę, opisywali jako ludzi niezwykle eleganckich, łagodnych, pozbawionych typowej dla pedagogów surowości. Kiedy gościliśmy po raz pierwszy Janusza Patejuka, wyszłam z nim na spacer. Przy furtce jednego z ogrodzeń stała pani, tak jak syn Mikołaja – koło osiemdziesiątki. Ukłoniłam się, a zapytana, kim jest ten człowiek, powiedziałam, że to właśnie syn kierownika naszej szkoły. Okazało się, że była jego uczennicą. Wspominała, jak przed laty na wieść o jego aresztowaniu płakała w szkole z innymi uczennicami. Odchodząc od tej bramki, powiedziała do siebie: „Syn Mikołaja Patejuka… Nie przypuszczałam, że dożyję takiej chwili”. Komentarz jest zbędny…

 Dziękuję za rozmowę.

 

Monika Lipińska