Mądrze wychowywać
Jedną z metod pogłębiania więzi między rodzicem a dzieckiem, o której pisałam, jest m.in. aktywne spędzanie czasu wolnego. To bardzo cenne, zwłaszcza, że dzisiaj żyje się szybko i wszystko odbywa się w dużym pośpiechu. Nie tylko dorośli są stale zajęci, dzieci również mają wypełniony szeregiem zajęć dodatkowych terminarz. W poniedziałek basen, we wtorek język angielski, w środę zajęcia z karate, w czwartek tańce, a w piątek jeszcze coś innego… To wszystko odbywa się oczywiście w tzw. czasie wolnym, a więc tym, który powinien służyć wytchnieniu, zabawie, a nie nauce kolejnej umiejętności. Idealnym terminem wydaje się weekend. Jednak zwykle akurat wtedy dorośli nadrabiają zaległości – pranie, sprzątanie, zakupy, praca dodatkowa – i ciągle brakuje czasu na bycie razem.
Wierzę, że motywem działania rodziców, którzy posyłają dzieci na zajęcia dodatkowe, jest troska o to, by wyposażyć swoją pociechę w umiejętności, jakie
ułatwią mu dorosłe życie i pomogą zdobyć poważanie, prestiż, lepszą pracę. Wierzę, iż u podstaw takiego zachowania leży miłość… Jednak widzę w tym zjawisku niepokojące zagrożenie.
Dzieci mogą czuć się przeciążone, ponieważ prace domowe odrabiają między zajęciami dodatkowymi, a na swobodną zabawę z rówieśnikami mogą liczyć jedynie w weekend. Poza tym konieczność sprostania wielu obowiązkom wprowadza w życie młodego człowieka zbędny pośpiech, uczy ciągłej rywalizacji, starania się o bycie lepszym. Odbywa się to kosztem beztroski, a nawet nudy. Tymczasem taki schemat powoduje, że po całotygodniowej ciężkiej pracy dziecko jest bardzo zmęczone i potrzebuje chwili „zatrzymania się” i pobycia z rodzicami…
Nie jest moim celem głoszenie teorii mówiącej o całkowitej rezygnacji ze starania się o przyszłość malucha już we wczesnych latach życia. Propaguję jedynie „zasadę złotego środka”, a więc umiejętnego organizowania czasu naszych dzieci oraz wykorzystywania wolnych chwil na bycie razem. Dlatego nie zmuszajmy ich do zajęć, których nie lubią. Odczytujmy rzeczywiste zainteresowania naszych pociech i dopingujmy je w ich realizacji. Poświęcajmy dzieciom jak najwięcej czasu i uwagi – ale świadomie i intensywnie. Nie gotujmy obiadu, równocześnie malując z maluchem obrazki. Przysiądźmy się do córki czy syna, poobserwujmy w zabawie, weźmy w niej udział. Głaszczmy się, przytulajmy, śmiejmy, idźmy do lasu, na łąkę, słuchajmy muzyki, opowiadajmy bajki. Po prostu odkryjmy w sobie małe, radosne dziecko. Przestańmy chować się za płaszczem dorosłości, ograniczmy narzekanie na zmęczenie i szereg obowiązków.
Pamiętam pewien spacer po parku. Usiadłyśmy z przyjaciółką na ławce przy fontannie. W tle mnóstwo małych dzieci, radośnie biegających wokół drzew. Obok nas mamy zatopione w rozmowie ze znajomymi. Naszą uwagę przykuła młoda kobieta, która – przy fontannie, z samochodzikiem w ręku – jako jedyna z całej grupy radośnie biegała ze swoim synem, bawiąc się w „wyścigi”. Nasza konkluzja była następująca: można z dzieckiem spędzić czas obok niego, ale można i warto było spędzić czas z nim.
Marta Kozaczuk