Wobec wydarzeń warszawskich
Następnego dnia arcybiskup A. Fijałkowski wydał okólnik nakazujący wszystkim częściom odwiecznej Polski przywdzianie żałoby na czas nieograniczony. Już 6 marca odprawiono w Siedlcach nabożeństwo żałobne w intencji poległych. Naczelnik powiatu siedleckiego raportował do gubernatora lubelskiego, że byli na nim wszyscy mieszkańcy miasta. Wydaje się, że ta liczba była nieco przesadzona (Siedlce liczyły ok. 8 tys.), ale w raporcie wyraźnie stwierdzono, że wszyscy mieli znaki żałoby, a po nabożeństwie rozeszli się spokojnie do domu.
Wieść o tym szybko dotarła do Warszawy i już 9 marca dyrektor Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wysłał ostrzeżenie bp. Szymańskiemu i sugestię, aby ograniczył wszelkie procesje. 12 marca konsystorz warszawski dodatkowo zarządził modły żałobne w całej archidiecezji na 13 kwietnia.
Bp Szymański 13 marca udzielił urzędowej odpowiedzi dyrektorowi WRiOP. Pisał w niej, że ludność diecezji – złożona w większej części z włościan i mieszkańców miast i miasteczek – to ludność uboga i mniej oświecona, daleka jest od zrewoltowania. Chociaż cokolwiek wie ona o stanie dzisiejszych wydarzeń, to nie jest wtajemniczona w działalność i ruchy polityczne. Dlatego wszelkie dotychczasowe procesje niedzielne nie mogą być poczytane za polityczne i nie powinny być zakazane jako zgromadzenia religijne. Biskup sugerował, że wszelkie zakazy przyniosłyby skutki odwrotne od zamierzonych.
Tymczasem odbyły się kolejne nabożeństwa żałobne – nie tylko w Siedlcach, ale i w innych kościołach w powiecie siedleckim. Wystawiono nawet symboliczne katafalki. Donosił o tym 20 marca 1861 r. naczelnik powiatu w swym raporcie do gubernatora lubelskiego. 26 marca bp Szymański skierował pismo do dziekanów diecezji podlaskiej. Wyraził w nim zdziwienie, że wprawdzie po 27 lutego w wielu kościołach nabożeństwa żałobne się odbyły, to jednak nie dokonano tego obowiązku we wszystkich świątyniach diecezji. Biskup miał nadzieję, że duchowieństwo podlaskie idąc „za własnym popędem uczucia i serca” takowe nabożeństwo przygotuje i polecał, aby 13 kwietnia odprawiono je przy katafalkach.
27 marca objął urząd dyrektora KRWRiOP Polak, margrabia Aleksander Wielopolski, który poszedł na rozległą współpracę z rządem rosyjskim. Już 31 marca wydał okólnik do duchowieństwa, który miał być odczytany z ambon, aby dziedzice przystąpili do czynszowania działając zgodnie z rządem (a nie radykalną częścią Towarzystwa Rolniczego), a chłopi zachowali się spokojnie. 2 kwietnia wygłosił przemówienie do duchowieństwa w którym powiedział: „Jestem członkiem Rządu Najjaśniejszego Pana… Rządów żadnych w rządzie nie uznam”, co zostało odczytane nie tylko jako ostrzeżenie dla aktywnego Towarzystwa Rolniczego, ale i dla duchowieństwa, że powinno być bardziej ugodowe, bo jest przyczyną wzrostu niepokojów społecznych.
4 kwietnia z inicjatywy Wielopolskiego nastąpiło skasowanie Delegacji Miejskiej i Obywatelskiej Straży Bezpieczeństwa w Warszawie, a 6 kwietnia rozwiązanie Towarzystwa Rolniczego. Jakby tego było mało, w nocy z 7 na 8 kwietnia ten apodyktyczny „dobrodziej”, twórca ówczesnej poprawności politycznej przedłożył do podpisu namiestnikowi Gorczakowowi opracowaną przez siebie ustawę o zbiegowiskach. Tekst ów opiewał, że jeśli nastąpi nieupoważnione zebranie na ulicy lub drodze publicznej, to po trzykrotnym wezwaniu do rozejścia się użyta będzie siła zbrojna.
Odpowiedzią społeczeństwa polskiego na te zarządzenia stało się powszechne oburzenie, które wyraziło się w manifestacjach ulicznych. Już 8 kwietnia odbyła się w Warszawie wielka pokojowa manifestacja, złożona z kilku niezależnych od siebie pochodów, które zbiegły się razem na Placu Zamkowym. Prawdopodobnie uczestniczył w jednym z nich (pogrzeb sybiraka Stobnickiego) Podlasiak Leon Frankowski. Można wątpić, czy z większej odległości dobrze słyszano trzykrotne wezwanie do rozejścia się. Dowodzący wojskami rosyjskimi gen. Chrulew wydał rozkaz, aby rozproszono tłum szarżą żandarmów, potem nahajkami Kozaków, wreszcie kolbami piechoty. Tłum nie uciekał; padał na kolana, śpiewając religijne pieśni i dawał się maltretować. Wtedy padł rozkaz „ognia!”. W sumie zabito ponad 100 osób i raniono 400.
Historyk rosyjski Berg napisał później o 200 zwłokach zniesionych na dziedziniec zamkowy. Poległych nie można było policzyć, bo wszystkie ciała zostały zabrane przez wojsko i pochowane jeszcze tej samej nocy. W dniu tej tragedii Rada Administracyjna wydała zakaz wszelkich publicznych zgromadzeń i wieców, agitacji ustnej oraz pisemnej, grożąc aresztem i więzieniem. 10 kwietnia Wielopolski wydał instrukcję dla biskupów, jak należy rozumieć ten zakaz. Uważał, że nawet pogrzeby i procesje świąteczne muszą otrzymać zgodę władz policyjnych, zakazywał śpiewów przy figurach, tłumnego wychodzenia z kościołów, nieprawomyślnych kazań i czynił duchowieństwo odpowiedzialne za spokój publiczny.
Bp podlaski Szymański nie uląkł się. 14 kwietnia pisał do wiernych: „Znowu krew braci naszych zbroczyła ulice Warszawy, znowu liczne ofiary poszły przed stolicę Bożą błagać miłosierdzia”. Nakłaniał wszystkich do żałoby powszechnej, odwiedzania świątyń, modłów za poległych i ojczyznę, nawoływał do jedności i zgody, szczególnie zgody szlachty i chłopów. Nie czynił żadnych aluzji politycznych, tłumaczył, że tragiczne sprawy ojczyzny powierzyć należy Bogu i ufać w Jego Miłosierdzie. Główne nabożeństwo żałobne za poległych zarządził na 26 kwietnia. Miało ono rozpoczynać czterotygodniowy okres modłów, codzienną Mszę św., trzykrotny post w tygodniu, a w niedzielę sumę z wystawieniem Najświętszego Sakramentu i pieśnią „Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy”.
Józef Geresz