Strażniczka tabernakulum
Ludwika Banaś przyszła na świat w Kleczy 10 kwietnia 1896 r. Ojciec pracował na utrzymanie domu, zaś matka zajmowała się wychowywaniem dzieci, co robiła z miłością i łagodnością. W styczniu 1905 r. śmierć zabrała jej ukochaną matkę. Ludwika miała jedynie dziewięć lat. Jej 60-letni ojciec ponownie się ożenił, jednak relacje między macochą Andżelą a Ludwiką nie były najlepsze. Dziewczynka wolała spędzać czas w Choczni, u rodziny ze strony matki. Do domu rodzinnego na stałe już nie powróciła.
Próby i cierpienia
Dorastającej Ludwiki nie pociągało życie, jakie wybierały jej koleżanki zakładające rodziny. W Krakowie i Wadowicach widywała nazaretanki. Lubiła obserwować je w czasie pracy w szpitalu czy w ochronce dla dzieci. Miała 20 lat, kiedy przekroczyła próg klasztoru sióstr nazaretanek w Wadowicach. Już podczas pierwszego spotkania zwróciła na siebie uwagę przełożonej m. Antoniny Kalickiej. Przez pierwszy rok miała pracować w szpitalu, co w przyszłości okazało się cennym doświadczeniem. 17 lutego 1917 r. w Krakowie odbyła się uroczystość przyjęcia Ludwiki Banaś do postulatu.
Na początku 1918 r. wróciła do Krakowa, gdzie oczekiwała na swoje obłóczyny. 19 stycznia rozpoczęła nowicjat. Wraz z habitem i białym welonem otrzymała imię Maria Małgorzata. W opinii innych sióstr wyróżniała się opanowaniem i dokładnością w wykonywaniu powierzonych jej obowiązków, zawsze pierwsza wyciągała rękę do potrzebujących. Jednak w połowie 1925 r. usłyszała, że rada prowincjonalna nie dopuszcza jej do dalszej formacji. Był to cios dla kogoś, kto tak mocno ukochał zakon. Sytuacja się jednak odmieniła. 31 lipca 1926 r. w Grodnie s. Małgorzata złożyła profesję wieczystą. Do swego imienia dodała predykat „od Serca Pana Jezusa konającego w Ogrójcu”, a trafność tego wyboru pokazała historia jej dalszego życia.
Nowogródek
Do kościoła, w którym chrzczony był Adam Mickiewicz, nazaretanki przybyły w 1929 r. Miały się zaopiekować farą pw. Przemienienia Pańskiego oraz założyć bursę dla uczniów miejscowego gimnazjum. Wprawdzie na początku swego pobytu w Nowogródku odczuwały brak przyjaznego nastawienia, jednak z czasem zżyły się z ludźmi i nikt nie wyobrażał sobie Nowogródka bez sióstr.
S. Małgorzata dołączyła do sióstr w Nowogródku w 1937 r., po 11 latach pracy w warszawskim domu.
Kiedy wybuchła wojna, Nowogródek dostał się w ręce sowieckie, a nazaretankom odebrano szkołę. Dalsze represje okupantów zmusiły siostry do opuszczenia klasztoru i zabudowań gospodarczych i podjęcia pracy zarobkowej w mieście. Nie mając dachu nad głową, zamieszkały w rozproszeniu u ludzi – nie zapominając jednak o tym, że tworzą wspólnotę: każdego dnia spotykały się na modlitwie różańcowej oraz Mszy św. Na swoje utrzymanie zarabiały pracą. S. Małgorzata została zatrudniona w szpitalu.
W lutym 1940 r. i kwietniu 1941 r. najeźdźcy deportowali Polaków na Syberię i do Kazachstanu. Siostry podjęły działalność charytatywną, m.in. wysyłając paczki dla zesłanych, i apostolską – przygotowywały dzieci do I Komunii Świętej. Prowadziły też tajne nauczanie języka polskiego i historii. Gdy w lipcu 1941 r. do Nowogródka weszli Niemcy, siostry wykorzystały okazję i wróciły do siebie, ale nie na długo.
Ofiara sióstr
W lipcu 1943 r. gestapowcy aresztowali 120 osób: mężczyzn, młodzież oraz kobiety. Wszyscy mieli być rozstrzelani. Na liście poszukiwanych znajdował się także ks. Aleksander Zienkiewicz, jedyny kapłan w Nowogródku. Na miasteczko padł strach. Siostry, widząc ból ludzi, zgłosiły się na gestapo, by ofiarować swoje życie za zatrzymanych. Karę śmierci zamieniono aresztowanym na roboty w Niemczech, zaś siostry zostały 31 lipca wezwane na komisariat. Kiedy wychodziły, przełożona s. Stella przykazała s. Małgorzacie, by została i zaopiekowała się kościołem, domem i księdzem. 1 sierpnia ślad po 11 nazaretankach zaginął.
Niebezpieczeństwo groziło s. Małgorzacie i kapłanowi na każdym kroku. Jemu udało się uciec, ale siostra, pamiętając nakaz przełożonej, pozostała sama, pilnując kościoła. Okupanci wielokrotnie próbowali ją aresztować, ale dzięki opiece Bożej i pomocy ludzi udało się jej tego uniknąć. Od 12 sierpnia nowogródzka fara pozostała bez księdza, a najbliższa parafia katolicka była dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Wewnętrzny Ogrójec
Po jakimś czasie s. Małgorzata, z pomocą mieszkańców, odnalazła w lesie grób sióstr, które zostały rozstrzelane. Postanowiła zaopiekować się i chronić mogiłę aż do czasu, gdy będzie można przenieść ciała do fary i dokonać pochówku na przykościelnym cmentarzu. Świadomość, że jej współsiostry umarły, ponosząc śmierć męczeńską, a ona pozostała przy życiu, mimo że była gotowa iść z nimi, rodziła wiele bólu. Znów przeżywała swój wewnętrzny Ogrójec. Z tej walki wyszła jednak silniejsza i ze świadomością, że ocalała, by spełnić powierzoną jej misję, jaką była opieka nad farą i mieszkańcami Nowogródka.
– W moim odczuciu imponująca była jej odwaga, bo nie każdego było stać na ofiarę, jaką ona poniosła. Nie umarła śmiercią męczeńską, ale poniosła ogromny trud podtrzymania wiary w tak niesprzyjających warunkach – komentuje s. Benedetta z łukowskiego zgromadzenia.
Po wojnie
Choć Niemcy opuścili Nowogródek i pojawiły się nadzieje na normalne życie duchowe, sytuacja nie była zadowalająca. Rząd na Białorusi rozpoczął swoje starania w kierunku pozbawienia Polaków dostępu do wiary. Wprowadzono mnóstwo ograniczeń; aby kościół mógł funkcjonować, potrzebna była rejestracja, otrzymanie „sprawki” – pozwolenia na sprawowanie czynności kapłańskich.
Dla s. Małgorzaty przyszły bardzo ciężkie czasy. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było żadnego księdza ani czynnego kościoła. Nazaretanka postawiła sobie za cel zrobienie wszystkiego, by Jezus nie został usunięty z Nowogródka. Wierni często nie przychodzili do kościoła ze strachu, bo przyznawanie się do Jezusa pociągało za sobą utratę pracy i utrudnienia we wszelkich dziedzinach życia. Siostra nie miała pracy, więc sama musiała zabiegać o środki na utrzymanie siebie, ale także opłacenie podatku czy chociażby wygórowanych rachunków za prąd zużywany w kościele.
Walka o rząd dusz
– Mimo samotności i przebywania wśród nieprzyjaznych komunistów s. Małgorzata pilnowała, by Pan Bóg nie został zapomniany. Organizowała tajne nauczanie katechizmu, by przygotować dzieci do Komunii Świętej, przygotowywała narzeczonych do sakramentu małżeństwa i pomagała im w dopełnieniu wszystkich formalności. Organizowała chrzty, ale i dbała o godny pogrzeb. Codziennie otwierała farę, by ludzie mogli przyjść i się wspólnie modlić. Żeby lepiej chronić kościół, zamieszkała w zakrystii, gdzie było zimno i ciemno. Sama była narażona na ataki nieprzyjaciół. Jej odwaga zasługuje na podziw i naśladowanie – mówi s. Dorota z łukowskiego domu sióstr nazaretanek.
Zakonnica była tak zdeterminowana, by sprowadzić kapłana do Nowogródka, że częstotliwość pism przez nią wysyłanych zwróciła uwagę urzędników. Widzieli, że wierni skupieni wokół fary nie chcą słyszeć o jej zamknięciu. Szanse na przybycie księdza wzrosły po śmierci Stalina, kiedy zaczęły się powroty kapłanów z łagrów, gdzie siostra systematycznie wysyłała paczki z żywnością czy opłatkiem. Nie udało się i tym razem. Ale niesamowitą rzeczą było to, że mimo braku księdza, przez niemal dziesięć lat fara nie była nigdy pozbawiona Najświętszego Sakramentu. Nie zważając na niepogodę i trudności s. Małgorzata przemierzała dziesiątki kilometrów, by Jezusa nie zabrakło w tabernakulum. Zrezygnowała z osobistego uczestnictwa w Eucharystii, bo wtedy musiałaby zamknąć farę dla parafian. Dbała o nich nawet na odległość. Skazaną na dziesięć lat łagrów Annę znalazła w Kazachstanie, wysyłała paczki i pisała listy, by podtrzymać na duchu.
Spełniona misja
Nadzieja na koniec samotności pojawiła się, gdy w maju 1956 r. ks. Wojciech Nowaczyk został zwolniony z łagru i 17 lipca oficjalnie objął obowiązki duszpasterskie w Nowogródku. Pojawiła się też szansa na wyjazd do Polski w ramach akcji przesiedleńczej. Po 21 latach s. Małgorzata pojechała do ojczyzny na zaproszenie swojej siostry Anny, na dwa miesiące. Odwiedziła szereg klasztorów, by nacieszyć się życiem wspólnotowym, którego bardzo jej brakowało.
Kilka miesięcy po powrocie do fary poważnie zachorowała. Diagnoza brzmiała: nowotwór złośliwy. W liście do s. Bożeny Staczyńskiej napisała: „…często budziło się [we mnie] pragnienie męczeństwa, ale męczeństwa ducha. Zdawało mi się, że to za mało poddać głowę pod topór, że to chwila. Ale męczeństwo ducha to powolne konanie, tego pragnęłam”. Pogrzeb strażniczki fary odbył się 29 kwietnia 1966 r.
Postać s. Małgorzaty przybliża w ciekawy i przystępny sposób książka s. Barbary Gromady „Naznaczenie i wybór. Historia s. Małgorzaty Banaś, dwunastej nazaretanki z Nowogródka”.
Proces beatyfikacyjny s. Małgorzaty
19 lutego 2003 r. został otwarty proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej s. Małgorzaty od Serca Pana Jezusa Konającego w Ogrójcu (Ludwiki Banaś) na szczeblu rzymskim.
Proces na szczeblu diecezjalnym zakończył się 8 marca 2004 r., zaś 4 lipca Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała dokument potwierdzający jego ważność.
Modlitwa o beatyfikację Sługi Bożej Siostry Marii Małgorzaty od Serca Pana Jezusa Konającego w Ogrójcu (Ludwiki Banaś): Miłosierny Boże, Twój Syn Jezus Chrystus z poddaniem i miłością przyjął Twoją wolę, a Jego śmierć stała się dla Kościoła źródłem nowego życia. Spraw łaskawie, aby Twoja Służebnica, S. Małgorzata, nazaretanka z Nowogródka, która na wzór Jezusa przyjęła prześladowanie i przeciwności losu, jako wezwanie do szczególnej służby Kościołowi, zaliczona została w poczet błogosławionych. Niech świadectwo jej żywej wiary, męstwa i miłości bliźniego pociąga nas do wiernego trwania przy Chrystusie i Jego Kościele. Za jej wstawiennictwem udziel nam łaski, o którą prosimy Cię przez Jezusa Chrystusa naszego Pana. Amen.
Wioletta Ekielska