Decyzja o wybuchu powstania
Krążyły tajne wieści, że pobór na prowincji odbędzie się 25 stycznia. Aby to uprzedzić, 15 stycznia, ok. 8.00, zebrał się w stolicy konspiracyjny KCN, który podjął decyzję, że powstanie wybuchnie w nocy z 22 na 23 stycznia. Już 16 stycznia rozkaz taki dotarł do Białej Podl. Przywiózł go Leopold Czapiński, syn urzędnika bialskiego, były uczeń polskiej szkoły wojskowej w Cuneo, „aby w nocy na 23 styczni wszystkie punkta, gdzie znajdują się ruskie wojska zaatakować”. Zaskoczony Roman Rogiński wspominał: „Poleciałem do Warszawy, gdzie zastałem jeszcze Padlewskiego [było to 17 stycznia – JG.] – Co czynisz? Zapytałem. – Czyż nie rozumiesz, że nas rozbiją, że nie mamy jeszcze sił, ani oręża?… Stało się! Rzekł mi na to Padlewski – spiesz się z powrotem. Jeśli Bóg da, zwyciężymy. Niepodobne, by Europa pozwoliła nam zginąć! Bywaj zdrów! Być może, że ostatni raz się widzimy, lecz pamiętaj, żeśmy przysięgli, iż nie cofniemy się!… Pobiegłem jeszcze do Awejdy. – Czemuż się zgodził? Zapytałem. – Zygmunt przegłosował nas… Pożegnawszy się z Awejdą, pobiegłem na pocztę, by zamienić konie. Tu spotkałem Leona Frankowskiego [z Liwek k/Huszlewa – JG], największego spośród nas entuzjastę. Rzucił mi się na szyję z okrzykiem: – Więc idziemy bić się za kraj! – Ba! odrzekłem – bić się nie sztuka, ale czym? – Czapkami ich zarzucimy! Zawołał. – Całe Lubelskie jak jeden mąż powstanie. Jadę tam! Bywaj zdrów!”. Walenty Lewandowski zeznawał później: „Rozmówiwszy się z Arnoldem, udałem się do Łosic do Czarkowskiego i u niego już zastałem Rogińskiego [było to 18 stycznia – JG] przybyłego z Warszawy z wiadomością, że hasło do powstania wydane zostało, które wkrótce na piśmie otrzymałem przez posłańca już z Białej powracającego”. Potwierdził to później R. Rogiński: „W Łosicach u dr. Czarkowskiego zjechałem się z Lewandowskim i tam ułożyliśmy, iż z chwilą powstania ja będę działać na Białą, a Lewandowski na Siedlce, Deskur miał atakować Radzyń, a Gustaw Zakrzewski Łuków”. „19 stycznia 1863 r. przyjechał do mnie z Warszawy Bonifacy Dąbkowski z rozkazem KC, aby dnia 22 stycznia w nocy uderzyć na Moskali stojących w powiecie. Była to dla mnie niespodzianka, nie przypuszczałem, aby… przyszło do przedwczesnej akcji… Pozostało mi niecałe trzy dni czasu na ściągnięcie ludzi, zebranie broni palnej, przygotowanie kos… Nadto trzeba było mianować naczelników, którym miałem powierzyć atak na Międzyrzec, Ostrów, Włodawę, Kodeń… Te trzy dni przygotowań… zostaną mi do śmierci w pamięci…” – zapisał Bronisław Deskur. Podobnie wspominał jego kolega Józef Seweryn Liniewski: „zaledwie dopełniłem pierwszego rozkazu, przez tego Jasieńskiego [Teodora – JG] odebrałem drugi, aby powstać, czyli zbrojnie na oddziały wojsk stojące w powiecie napaść i rozbroić. Trudna rada – oświadczam rozkaz okręgowym, tj. Rajmundowi i Ludwikowi Krassowskim, a sam wyjeżdżam na naradę do Dziewulskiego, który mieszkał w Kościeniewiczach pod Białą”. Wódz powstańczy Podlasia W. Lewandowski zeznawał później: „Wydałem powiatowym polecenie do powstania, zalecając im, aby toż samo zalecili swoim podkomendnym, żeby w czasie ataku, o ile można zachować się jak najciszej, rozbrajać wojsko, zabierając broń i amunicję, unikać, o ile można masakry, usunąć oficerów [rosyjskich – JG]. od oddziałów i żadnej im nie wyrządzając krzywdy, pozbawić wszelkiej możności działania. Jeżeli się powstanie uda, wszystkich niewolników porozsyłać do obywateli”. Robiono ostatni wywiad odnośnie rozmieszczenia i lokalizacji wojska rosyjskiego. J. S. Liniewski wspominał: „Żeby zaś powziąć wyobrażenie, jak wojsko [nieprzyjaciela – JG] jest rozpołożone we Włodawie, gdzie stała bateria artylerii, jadę na Włodawę… We Włodawie wojsko było w porządku i rozstawione jak zwykle; z Włodawy jadę przez Sławatycze, Bokinkę, Tucznę ku Kościeniewiczom… Było to dnia 19 stycznia. W Kościeniewiczach rada co robić, czy występować ze zbieraniną, czy siedzieć w domu…”.
Biskup podlaski Benjamin Szymański pragnął powstrzymać niższe duchowieństwo od czynnego udziału w walce i dlatego 20 stycznia zwołał do Janowa Podl. zjazd dziekanów i wicedziekanów diecezji, aby zorientować się w sytuacji. W imieniu biskupa zabrał tam głos ks. Albin Marczewski, asesor konsystorza i prof. seminarium duchownego, stawiając pytanie: „Czy nie popełniają szaleństwa ci, którzy popychaj kraj do powstania, czy nie będzie to zbrodnia, jeśli narażą Ojczyznę na większe klęski i niedole? Po przemówieniu ks. Marczewskiego i dyskusji dziekani zdecydowali, by pouczyć duchowieństwo, że do knowań tajemnych przystępować się nie godzi. Bp Szymański zobowiązał ich, by wszystkich ostrzegli o odpowiedzialności za wchodzenie na niewłaściwą drogę”. 20 stycznia „wieczorem zajeżdżam do Deskura w Horostycie. Zastaję wszystko na stopie wojennej i zgromadzonych: Deskura, obydwóch Krassowskich i Drewnowskiego – delegata z Warszawy, przysłanego dla pomocy w zajściach i podtrzymania ducha, nadto całą służbę Deskura zbrojącą się i ładującą w pochód. Deskur jako naczelnik wojenny dysponuje: Rajmund Krassowski z Drewnowskim ma iść na Parczew, Deskur na Radzyń, Ludwik ku Włodawie” – zapisał Liniewski. W nocy z 20 na 21 stycznia przyjechał do Horostyty z Radzynia pomocnik naczelnika tego miasta z zawiadomieniem od oficerów (ros.), że lada dzień mogą Deskura aresztować. Rano 21 stycznia zjawił się w Horostycie kotlarz Michałowski, który w swym warsztacie oprawił kosy na sztorc i, zebrawszy oficjalistów, straż leśną i służbę, przybył spod Włodawy. Tego dnia Deskur zostawił Teodora Jasieńskiego w Horostycie, który miał ludzi i broń na drugi dzień przywieźć pod Radzyń, a sam Deskur, pożegnawszy żonę i dzieci, wyruszył do Międzyrzeca, gdzie chciał się zobaczyć z Karolem Krysińskim. Przygotowania do ataku trwały także w Łomazach, Huszczy, Tucznej, Kodniu, Janowie Podl., Zalesiu, Łukowie, Zbuczynie, Białej Podl., Wohyniu, Radzyniu i Łosicach.
Józef Geresz