Piekło zgotowane katolikom
W dyskusji o „Cristiadzie” usłyszałam, że to film propagandowy? Czy Pan Profesor zgadza się z tym określeniem?
Ciekawe, iż sugestia taka pojawia się zawsze wtedy, kiedy zdarzy się – jakże rzadki dziś w kinematografii – film przedstawiający życzliwie to, co „politycznie niepoprawne”, a zwłaszcza katolicyzm. Parę lat temu był u nas wyświetlany, dotyczący tej samej epoki w Meksyku, biograficzny film Julie Taylor „Frida” o malarce Fridzie Kahlo. Był on nie tylko peanem na cześć tej artystki (granej zresztą znakomicie, więc przekonująco, przez Salmę Hayek), ale również jej prokomunistycznych poglądów, a nawet bolszewickiego arcyzbrodniarza Lwa Trockiego przedstawiał jako dobrotliwego humanistę. I nie słyszałem, aby ktokolwiek zarzucał temu dziełu propagandowość. Film Wrighta jest natomiast oczywiście życzliwy cristeros (którzy zresztą na to zasługują), ale nie ma w nim natrętnej i niezgodnej z prawdą propagandy; nie ukrywa też ciemniejszych epizodów, których nie brakuje w żadnym ludzkim przedsięwzięciu, jak podpalenia pociągu z przygodnymi pasażerami w środku przez ks. J. Reyesa Vegę czy nierycerski strzał w plecy bezbronnego żołnierza oddany przez słynnego „El Catorce” („Czternastkę”), czyli Victoriana Ramíreza.
Wiele osób nie zdążyło obejrzeć „Cristiady”. ...
Anna Wolańska