Chroń mnie, Boże, od przyjaciół…
Nie dowiemy się do końca, które partie tekstu pochodzą od Benedykta, a które od Franciszka – ale pod encykliką podpisał się obecny papież. To on ją ogłosił, i to on figuruje jako jej autor.
Pomijając wątki ciekawostkowe, warto skupić się na samej treści encykliki. To bardzo ważny dokument, który jest aktualną refleksją następcy św. Piotra nad wiarą: po pierwsze nad jej koniecznością, po drugie nad różnymi kontekstami i okolicznościami, w jakich ta wiara musi funkcjonować. Omówienie encykliki znajduje się w innym miejscu „Echa” i nie będę tu przytaczał jej spisu treści – ale bez wątpienia jeszcze nieraz do tego dokumentu wrócimy.
Dla Kościoła (ale też w ogóle dla świata mediów) w Polsce ważnym wydarzeniem było też przyznanie Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. Wiem, że są różne zdania zarówno na temat samej telewizji, jak i jej założyciela (choć cała ta wrzawa i krytyka dziwnie przypomina mi najpierw to, co pod koniec zaborów i w okresie międzywojennym liberalne media pisały najpierw o bł. ks. Ignacym Kłopotowskim, później zaś o św. Maksymilianie Marii Kolbem). Sprawa jest dość prosta – media liberalne nie będą nigdy życzliwie patrzeć na te środki przekazu, które są zaangażowane po stronie Kościoła. Nikt nie lubi konkurencji. A ta konkurencja to nie tylko słupki oglądalności i wpływy z reklam (bo Telewizja Trwam rekinem rynku reklamowego raczej nie jest – inne pytanie, dlaczego wiele firm po prostu boi się w niej reklamować?). Ewidentnie chodzi tu o rząd dusz i o alternatywne do medialnego mainstreamu źródło informacji. Nie oszukujmy się – obecność na multipleksie to pokrycie zasięgiem prawie 100% kraju, przy jednoczesnej możliwości odbioru za pomocą zwykłej anteny siatkowej. Nie wiem, jak trzeba być naiwnym, by przyjąć za dobrą monetę wyjaśnienia jednego z członków KRRiT, że przecież TV Trwam może nadawać satelitarnie, więc o co chodzi? Różnica jest, i to znaczna – widać to po wolno, ale systematycznie rosnących wynikach oglądalności niszowych kanałów, które już wcześniej dostały się na multipleks. Tym razem jest nadzieja, że pod koniec kwietnia przyszłego roku Telewizja Trwam rozpocznie nadawanie cyfrowe, choć oczywiście trzeba liczyć się z usilnym patrzeniem na ręce i jazgotem na temat każdej rzeczywistej lub wyimaginowanej wpadki.
Zaś tym wszystkim, którzy będą krytykować, chodzić będzie oczywiście o dobro Kościoła. W zasadzie można się tylko cieszyć: wszyscy w tym kraju, począwszy od byłych członków KC PZPR, przez eksksięży i zakonników, po zadeklarowanych liberałów i gejowskich aktywistów, mają na celu tylko i wyłącznie dobro Kościoła (chciałoby się zawołać: Chroń mnie, Boże, od przyjaciół! Z wrogami jakoś sobie poradzę…). Podobnie jak zatroskani są ci, dla których konflikt wiejskiego proboszcza z jego biskupem urasta do rangi wydarzenia numer jeden w Kościele. Co tam encyklika, co tam prześladowania chrześcijan na świecie, co tam rocznica rzezi na Wołyniu. Oto problem numer jeden: Zły biskup odwołał dobrego proboszcza! Rozpisują się o tym z lubością te same media, które konsekwentnie pisząc o papieżu Franciszku, stawiają go w opozycji do „złych księży”. A kiedy źli księża będą dobrzy? Lista życzeń jest długa… Ale najważniejsze jest to, które jeszcze wprost wypowiedziane nie jest i trzeba je odczytywać między wierszami: wystarczy, że przestaną głosić Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelię. Czyli kiedy pozwolą sobie złamać kręgosłup, odebrać tożsamość… kiedy staną się solą, która utraci smak.
Ks. Andrzej Adamski