Historia
Bój pod karczmą Białka - 1 lutego 1863 r.

Bój pod karczmą Białka – 1 lutego 1863 r.

Do odblokowania szosy Brześć-Biała dowództwo rosyjskie rzuciło grupę płk. Nostitza ściągniętą spod Brześcia. Sama obsada twierdzy brzeskiej pod komendą gen. Stadena nie czuła się pewnie, gdyż składała się przeważnie z chorych i ozdrowieńców.

Butny płk Nostitz, wyruszając z Brześcia, uważał Romana Rogińskiego za nieobeznanego ze sztuką wojenną pyszałka i zagrzewał swój oddział wzywając do pomszczenia napadów na wojska ros. w Kodniu i Łomazach. Miał pod sobą do dyspozycji ok. 1300 żołnierzy i dwa działa. Historyk ros. Berg zapisał: „Gdy wydział pantoflowej poczty uwiadomił [o zajęciu Białej przez Rogińskiego – JG] załogę brzeską, natychmiast wyruszyła stamtąd kolumna pod wodzą skrzydłowego adiutanta płk. hr. Nostitza złożona z 7 kompanii piechoty, 2 dział i półtorej sotni Kozaków, udając się ku Białej. Pantoflowa poczta [powstańcza – JG] popędziła na złamanie karku do Białej uprzedzić Rogińskiego”. Pod Woskrzenicami – z powodu zniszczenia przeprawy na Krznie – Nostitz przeszedł po lodzie, pozostawiając część oddziału do reperacji zerwanego mostu. Nie zdecydował się jednak na zaatakowanie Białej z marszu. Zatrzymał się na nocleg pod karczmą Białka, oddaloną o 3 km od Białej (dzisiaj już fragment tego miasta). Rogiński, mając dobry wywiad, tak o tym wspominał: „Widząc, że nieprzyjaciel zamierza nocować i dopiero następnego dnia uderzyć na nas, postanowiłem go uprzedzić, rozumiejąc, że lepiej ten zwykle wychodzi, kto napada, niż ten kto się broni. Zostawiwszy obóz w mieście, wyszedłem z oddziałem na Nostitza”. Deprecjonując postępowanie polskiego dowódcy, historyk ros. Berg zanotował: „Rogiński, nie ufając swym siłom, pospieszył opuścić miasto [wyglądało więc, że się przestraszył Rosjan – JG], lecz odszedłszy tylko 4 wiorsty dnia 2 lutego [data błędna – JG] spotkał się z Nostitzem”. Okazało się jednak, że Rogiński dobrze rzecz rozpatrzył i niezauważony podszedł bardzo blisko do przeciwnika. Tak o tym później wspominał: „Nieprzyjaciel był rozlokowany na polance wprost karczmy Białka, otoczonej niewielkim laskiem. Idąc równolegle, byliśmy od niego oddzieleni drobnymi krzakami. Gdyśmy podeszli i znaleźli się na jednej linii z nim, ujrzeliśmy rozłożone ognie nieprzyjacielskie”. Przed 100 laty polski historyk Stanisław Zieliński tak opisał plan młodego 23-letniego dowódcy: „Rogiński rozdzielił swoich w ten sposób: lewe skrzydło pod d-wem Szaniawskiego, a przy nim Czapińskiego, ok. 230 ludzi miało zająć szosę między Białką a mostem dla odcięcia od głównego obozu zajętych naprawą mostu saperów i nieco piechoty; z prawego skrzydła, 50 strzelców pod d-wem Bogusławskiego, miało rozpocząć fałszywy ogień od strony miasta, podszedłszy pod nieprzyjaciela lasem, sam zaś Rogiński z całą siłą miał uderzyć na Nostitza bokiem”. Historyk Stanisław Góra ocenił to następująco: „Decyzja była słuszna i miała szansę powodzenia. Rogiński orientował się, że stosunek sił w ludziach wynosi 1;1,5 na korzyść wyszkolonych regularnych jednostek nieprzyjaciela, a i przewaga ognia była większa. Jednakże Rogiński liczył, że przez zaskoczenie nocą uzyska jeśli nie przewagę, to przynajmniej wyrównanie szans”. O przebiegu bitwy sam Roman tak zapisał: „Bogusławski ze strzelcami, wyprzedziwszy nas, rozpoczął ogień. Nieprzyjaciel jak oparzony zaczął strzelać do lasu na oślep. Wolanin ze strzelcami zajmuje rów szosowy i rozpoczyna ogień. Nencki z kosynierami zdobywa karczmę, w której wypiera nieprzyjaciela i bierze 2 oficerów do niewoli. Nieprzyjaciel cofa się na polankę. Po niejakim czasie kazałem kosynierom lewego skrzydła wziąć działa. Idą naprzód – wprost nich stoją 2 armaty – nieprzyjaciel daje ognia kartaczami. Pada kilkunastu, a szlachta krzyczy „Hura”, lecz cofa się z szosy. Nencki zbiera rozpierzchłych, porządkuje i znowu rusza na szosę, ale już nie z tym impetem. Tu znowu strzał kartaczami, znowu kilku pada, a reszta się cofa. Widząc, że kosynierzy nie poradzą, zwracam się do Radowickiego – „Adamie!” – wołam – „musimy wziąć te armaty, bo bitwę przegramy!”. Po bokach ogrody i ogrodzenia tak, że rozwiniętym szeregiem iść nie było można, a tu na domiar ciemno. Formuję szóstki i ruszamy z kopyta. W pierwszej szóstce Radowicki, ja, Pawłowicz i 3 żołnierzy. Wpadamy na szosę. Tu spotkał nas strzał armatni. Kartacz zabija mi konia. Ja padam, choć nie raniony, lecz koń przygniótł mi nogę. Nim się wydobyłem, pada strzał drugi – zamieszanie. Radowicki w przekonaniu, żem ja zabity, cofa się, żołnierze za nim. Jeden z żołnierzy spostrzegłszy mnie na nogach, podaje mi swego konia. Siadam na koń, lecz już chwila była stracona i atak nie doszedł do skutku. Nencki cofa się z kosynierami. Dostał widocznie jakiegoś obłędu, gdyż wśród zamieszania ucieka z pola bitwy. Zmuszony więc byłem odprowadzić oddział do dworu Białka. Dano mi znać, że nieprzyjacielowi przyszły posiłki od mostu. Po godzinnym oczekiwaniu na Szaniawskiego odstąpiłem przez las tą samą drogą, zabierając rannych, do Białej, dokąd przybyłem ok. 3-ciej z rana”. Walka trwała ok. dwóch godzin i nie została rozstrzygnięta. Rogiński wycofał się w zupełnym porządku. Nostitz, który uważał Rogińskiego za „nieumiestnogo chwastuna”, nabrał respektu. Nie tylko nie ruszył z miejsca, ale wysłał gońców po pomoc. W swym raporcie podał o wielkich stratach powstańców, ukrywając swoje. Historyk ros. Berg tak usprawiedliwiał jego działania: „Nastąpiła utarczka, powstańcy, straciwszy do stu ludzi zabitych i rannych, rozsypali się po lasach. Ze względu, że po nocy gonić po lasach za rozbitymi oddziałami było niezręcznie, a nadto można się było narazić na nieprzewidziane spotkanie z jakiemi innemi partiami powstańców, snujących się po okolicy, Nostitz zaprzestał pościgu i w oczekiwaniu dalszych następstw, zajął dogodną pozycję pod miastem Białą i zaraz porozumiał się ze smoleńskim pułkiem ułanów, stojącym załogą w Międzyrzecu”. Bardziej obiektywne dane o wyniku starcia podała wychodząca w Warszawie urzędowa gazeta „Dziennik Powszechny”. Wg niej straty powstańców oceniono na 42 poległych (głównie od ognia z armat), a Rosjan na trzech zabitych i 25 rannych.

Józef Geresz