Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Leman Show, czyli owocobranie

Przyznam się, że niezbyt chętnie napisałem tytuł niniejszego felietonu. Wcale nie jest przyjemnie pisać bądź mówić o świadectwach upadku kulturowego czy cywilizacyjnego. Postanowiłem jednak podjąć ten wątek, gdyż nawet publicyści katoliccy zdają się zauważać tylko powierzchniową sprawę proboszcza z Jasienicy.

Dominantą komentarzy stało się wskazywanie na potrzebę sensacyjnego tematu w dniach letniej i rozleniwiającej kanikuły czy też haniebny atak wrażych sił na kościelną strukturę. Nie przeczę, że to miało miejsce. Co więcej, jestem przekonany, iż działanie ks. Lemańskiego zostało perfidnie wykorzystane przez ludzi mainstreamu do osiągnięcia własnych celów. Czym innym jest jednak użycie jakiegoś narzędzia (nawet jeśli posiada ono iloraz inteligencji), a czym innym w ogóle istnienie takowego. Innymi słowy: zasadniczym pytaniem w sprawie jasienickiej nie powinno być tylko jałowe poszukiwanie „wykorzystywaczy” i „sił wrażych”, lecz zadanie pytania o przyczynę zaistnienia takich osób, jak rzeczony proboszcz.

„Antropometria może być przydatna w życiu”

Warto pokusić się o ocenę działań wspomnianego kapłana. Nie jest to oczywiście ocena jego samego jako osoby, gdyż do tego pretendować może jedynie Bóg oraz po części spowiednik księdza. Nigdy nie uzurpuję sobie uprawnień do bycia jurorem dusz ludzkich. Jednakże działania podejmowane przez człowieka w pewnym stopniu odkrywają jego wnętrze, gdyż są nie tylko obiektywnymi zdarzeniami zachodzącymi w rzeczywistości, ale również niosą w sobie piętno ich sprawcy. Spoglądając na działania w tej konkretnej sprawie, jaką było odwołanie ks. Lemańskiego z funkcji proboszcza jasienickiej parafii, nie sposób nie dostrzec jego medialnego zaangażowania oraz używania dla własnych partykularnych interesów, co ocierało się wręcz o instrumentalizację, hierarchii kościelnej oraz prawa kanonicznego. W tym tkwi zasadnicza zadra w całej sprawie. Nie jest niczym dziwnym, że człowiek, którego interesy zostały (choćby tylko jego zdaniem) naruszone, ucieka się do pomocy prawa. Problem w tym, że instancja prawa kanonicznego jest cokolwiek inna. Jest ono powołane do życia nie tylko w celu zapewnienia bezpieczeństwa ludziom oraz zagwarantowania podstawowych relacji wewnątrz wspólnoty wierzących. Dla każdego z jej członków prawo kanoniczne ma również walor duchowy, a mianowicie stanowi pomoc w osiągnięciu wieczności. Poszczególne przepisy prawa kanonicznego, zmienne ze swojej natury, stanowią wyraz rozpoznania przez Kościół sposobu realizacji w konkretnej rzeczywistości drogi ku wieczności. Instrumentalizacja do własnych celów tego narzędzia stanowi istotny błąd, który może przełożyć się na życie wspólnoty wierzących. Jest jednak jeszcze coś innego. Otóż rzeczony ksiądz proboszcz, dostrzegając zainteresowanie mediów jego sprawą, starał się zaprząc środki masowego przekazu do własnych partykularnych interesów, wykorzystując dodatkowo niewiedzę w całej kwestii społeczeństwa (dowodem jest oświadczenie kurii diecezjalnej po zakończeniu spektaklu medialnego). Co więcej, w całej sprawie medialnej podpierał się (tak przynajmniej widać to na materiałach telewizyjnych oraz wynika to z jego bloga) niedopowiedzeniami oraz chwytami erystycznymi. Oznacza to, iż w swojej obronie, jakkolwiek mógł być solennie przekonany do własnych poglądów, użył on (moim zdaniem) środków cokolwiek niegodziwych. Jawi się więc w tej sytuacji jako człowiek, który do osiągnięcia celu nie dba o środki doń prowadzące. Kwestia prawdy jawi się jako poślednia dla niego wobec osiągnięcia tego, co moje.

„My jesteśmy partią życia i radości”

Dlaczegóż jednak w początkach tego felietonu umieszczam ks. Lemańskiego w kontekście kulturowym? Otóż dlatego, że jest on doskonałym przykładem dla wskazania na zasadniczą wyrwę cywilizacyjną w naszym kręgu kulturowym. Papież Franciszek I w czasie spotkania z seminarzystami na początku lipca wspomniał o tzw. kulturze prowizorycznej. W tłumaczeniu na język angielski owa kultura oznaczona została jako kultura tymczasowości (culture of temporary). Jak nadmienił następca św. Piotra, cechą charakterystyczną owej kultury jest to, iż uznaje ona człowieka za niezdolnego do dania odpowiedzi całkowitej, dokonania wyboru absolutnego. Charakterystyczne dla tego stanu jest zatem swoiste rozumienie hasła „carpe diem”, uznawanego za przyzwolenie do każdego działania, pozwalającego osiągać tylko doraźne cele. Cele dalsze się nie liczą, ponieważ człowiek nie może ich odkryć i wybrać. Traktowane są jako iluzja lub idea, ale nie jako rzeczywistość. Problem jednak jest w tym, że w tej sytuacji naczelnym wyznacznikiem działania człowieka nie jest prawda, ale jego własna subiektywna opinia. Gdyż jeśli uznać cel ostateczny jedynie za ideę regulatywną, a nie za rzeczywistość, wówczas całość ludzkich działań i wyborów dokonuje się na gruncie subiektywnych przekonań i nie podlega żadnemu kryterium obiektywnemu. Na miejsce prawdy wchodzi zatem skuteczność i użyteczność. W tak pojętej kulturze nie istnieje nawet możliwość zakwestionowania subiektywnych opinii ludzkich. Jedynym kryterium jest socjologicznie liczone poparcie społeczne dla danej tezy. Rzeczywistość nie liczy się w ogóle, gdyż może być (przynajmniej tak się wydaje) dowolnie kształtowana, a nawet kreowana przez człowieka. Ks. Lemański w tym kontekście jest doskonałym wytworem dzisiejszych czasów upadku chrześcijańskiej kultury europejskiej, która opierała się w swoich zrębach na dokonaniach myślicieli greckich i prawie miłości, ogłoszonym przez Jezusa Chrystusa. Wydaje się uprawomocnione stwierdzenie, że z ludźmi jemu podobnymi będziemy mieli coraz częściej do czynienia. Ludźmi, którzy dla przeforsowania własnego zdania czy raczej opinii, będą działać nie licząc się z prawdą i celem wiecznym.

„Bądź wierny! Idź!”

Wydaje się, iż wobec dzisiejszego świata i jego kultury nie ma żadnych łatwych i szybkich w swojej skuteczności recept. Jedyną możliwą jest pójście pod prąd tak rozumianej kulturze. Nie chodzi jednak o dokonywanie globalnej rewolucji. Chodzi raczej o świadectwo. Nie rozumiem przez nie różnorakich głośnych eventów czy kontestacji. Chodzi raczej o osobistą wierność prawdzie. Nawet jeśli oznacza to oddanie własnego życia za prawdę. I w przenośni, i dosłownie.

Ks. Jacek Świątek