Komentarze
Cokolwiek czynisz, mądrze czyń

Cokolwiek czynisz, mądrze czyń

Mam wystarczająco dużo lat, żeby pamiętać czasy, kiedy o Powstaniu Warszawskim mówiono niewiele, pisano tę nazwę małą literą i tak też warszawski zryw traktowano. Przywracanie wiedzy o tej pełnej poświęcenia postawie stoliczan, swoista moda na powstańczą problematykę jest od kilku lat zjawiskiem niewątpliwie pozytywnym.

Niezaprzeczalny wpływ na taki stan rzeczy ma Muzeum Powstania Warszawskiego, przy czym należy pamiętać o roli śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego wkładzie w utworzenie tej placówki.

Każdego roku w okolicach 1 sierpnia wzmagają się narodowe emocje. Nie inaczej jest i w tym roku. Stan na dzisiaj wydaje się być taki, że mniej jest dyskusji dotyczącej zasadności 63-dniowej walki, za to więcej miejsca zajmują uwagi dotyczące jej upamiętnienia.

Program wydarzeń związanych z 69 rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego to rodzinne spotkania edukacyjne, wystawy, koncerty muzyczne i teatralne spektakle – całkiem sporo tego. Jedni cieszą się, że jest nowocześnie i młodzieżowo, inni wołają o opamiętanie, bo zrobiliśmy z powstania popkulturę i więcej w tym pikniku niż martyrologii.

Niewiele dni temu zwiedzałam majestatyczną twierdzę w Kłodzku. Przewodnik – w sumie dosyć oczytany młodzieniec – wręcz z uporem maniaka podkreślał brak polskich korzeni oglądanego przez nas miasta i całej Ziemi Kłodzkiej. Do dzisiaj zastanawiam się, po co? Przy okazji(?) odniósł się do Naczelnika Kościuszki i błysnął informacją, że jego wyjazd z Polski nie miał nic wspólnego z walką o niepodległość, a był wyłącznie ucieczką od nieprzyjaznych mu, trywialnych zdarzeń. Daleka jestem od ukrywania choćby najgorszych faktów, ale to, co robił wspomniany chłopak, było wręcz demonstracją. Zupełne zanegowanie zasług Kościuszki nie jest przesunięciem siły ciężkości, ale zakłamaniem. „Drodzy państwo – przekonywał zwiedzających młokos – ci wszyscy bohaterowie tak naprawdę wcale nie byli bohaterami”. Kilku wycieczkowiczów mełło jakieś oprotestowanie pod nosem, ale nikt z nas nie zwrócił młodemu człowiekowi uwagi, że przesadza. Że rola turystycznego przewodnika to także kształtowanie postaw. Pozytywnych.

Dostało się też ostatnio dyktatorowi Powstania Styczniowego Romualdowi Trauguttowi. (Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem, na jaką okoliczność. Ale to może tak hurtem o powstaniach i powstańcach było.) Na tym wodzu też niewiele suchych nitek zostawiono, odmawiając mu nie tylko patriotycznego zaangażowania w polską sprawę, ale też przywódczego kunsztu.

Jasne, że w przekazach o naszych narodowych zrywach wiele jest ze świadomie konstruowanego mitu. Jasne, że można zakwestionować np. znaczenie kościuszkowskiego zwycięstwa pod Racławicami. Można kpić z naszych klęsk we wszystkich w zasadzie powstaniach. Tylko w imię czego? Czy przegrane zrywy narodowe przynoszą nam hańbę? Czy powinniśmy się ich wstydzić? Czy odreagowaniem martyrologii musi być wetknięcie flagi w kupę?

Jak zrównoważyć, żeby nie było zakłamania, ale żeby też nie odzierać powstań z ich bezdyskusyjnej doniosłości? Sporo pracy przed nami.

Anna Wolańska