Komentarze
Pogada i przestanie!

Pogada i przestanie!

Na sierpniowe zachęty do trzeźwości patrzymy z przymrużeniem oka. „Abstynencja - to słowo bardzo sponiewierane w świecie nieograniczonej konsumpcji” - napisali biskupi w tegorocznym sierpniowym apelu. I trudno nie przyznać im racji. „Wielki Post, Adwent - OK.

 Ale dlaczego mam sobie odmawiać alkoholu w środku roku? Zresztą, nie mam problemów w z piciem. Nie jestem alkoholikiem” – to najczęściej padające argumenty w dyskusji.

Niedawno rozmawiałem z młodą kobietą, mężatką, matką kilkumiesięcznej Kamili. Jeszcze do niedawna wszystko w domu było dobrze. Popsuło się, gdy wkroczył doń alkohol. Pojawił się niepostrzeżenie: mąż ma komplet maszyn rolniczych, kombajny, smykałkę do majsterkowania. A przy tym dobre serce. Kiedy ktoś prosi o pomoc, jeśli tylko czas i okolicznością pozwolą, nie odmawia. Zapłatą zwykle jest wódka. Na wsi „rozpicie” flaszki zazwyczaj kończy pracę, koleżeńskie pogaduchy, jest znakiem wdzięczności, gościnności i swoiście pojmowanego braterstwa. Andrzej na początku buntował się (pewnie też i trochę bał się żony reagującej na zapach alkoholu bardzo ostro – sama pochodziła z rodziny, gdzie ojciec popijał, więc wiedziała, czym grozi uzależnienie), taktownie odmawiał. Ale z czasem siła perswazji stawała się coraz większa („Jednego nie wypijesz? Z kolegami?? Olej babę – pogada i przestanie!”), argumenty coraz bardziej stanowcze. Doszła do tego męska duma. No i zaczął przyjmować „zapłatę”. A że okazji było coraz więcej, wiadomo: kolegom mogło nie starczać na co innego, ale na gorzałkę zawsze musiały znaleźć się pieniądze (poza tym: sąsiad robi wyśmienity bimberek, a kanisterek – niczym u biblijnej wdowy dzban z oliwą – nigdy nie był pusty! – choć z cudem nie miało to nic wspólnego), Andrzej rozsmakował się w bełkotliwym towarzystwie. Pijana tradycja wzięła górę.

Ania, kiedy o tym opowiadała, płakała. Mąż oczywiście nie widzi problemu. Dalej twierdzi, że częstują go dlatego, iż go we wsi szanują, lubią, że przecież trzeba być dobrym, pomagać itd. Nie wiem, co będzie dalej…

Przytaczam tę historię, ponieważ pokazuje ona, iż kwestia uzależnienia od alkoholu to nie tylko problem nadużywających go. To sprawa naszej pijanej polskiej mentalności, która każe wódką płacić za pracę, traktować ją jako nieodzowny element zacieśniania więzów towarzyskich, budowania męskiej (nie tylko zresztą) solidarności. Która nie widzi problemu w sadzaniu zgazowanego delikwenta za kierownicą i wysyłania do domu („Może się uda i nie złapią”). Każe już kilkulatkom kupować bezalkoholowy szampan i uczyć je toastów, markowania alkoholowych zachowań, naśladowania pijanych dorosłych.

Owszem, dużo się dziś zmienia. W wielu środowiskach nie wypada się już schlać na imprezie. Ogół kierowców nie pije, kiedy ma za zadanie dowieźć szczęśliwie rodzinę do domu. Czy to sprawa surowych kar, czy rzeczywiście mądrzejemy? Pewnie jedno i drugie. I dobrze!

Ale też jest co robić. Najtrudniej zmienić mentalność, nawyki. O to najbardziej chodzi Kościołowi, kiedy zachęca do sierpniowej abstynencji. To nie kolejny ciężar, który nakłada się wierzącym. Raczej zaproszenie, znak szczerej troski o przyszłość narodu. „Jest potrzebna i cenna, a przede wszystkim – możliwa – piszą biskupi we wspomnianym wcześniej apelu. Nie jest to smutne ograniczenie, ale szansa, źródło mocy wewnętrznej, źródło życia i radości! Takie świadome i dobrowolne wyrzeczenie bardziej niż nakazy i zakazy pokazuje, co jest w życiu cenne. Warto rozumieć abstynencję jako dzieło duchowe, jako dar miłości, jaki składamy z czegoś, do czego jako dorośli mamy prawo”.

Ks. Paweł Siedlanowski