Przeprawa pod Niemirowem. Pogrzeb w Węgrowie
Roman Rogiński potwierdził to w późniejszych zeznaniach, zaznaczając, iż za sekwestr ten wystawił pokwitowanie. Przed opuszczeniem miasta na przeprawę przez Bug do Niemirowa wysłał pod dowództwem adiutanta Stasiukiewicza ok. 100 wozów z rannymi, uzbrojeniem (prawie 2 tys. kos), amunicją, żywnością i około tysiąca koni. Przeprawa odbywała się powoli, ponieważ w Niemirowie był tylko jeden prom. Rogiński z oddziałem osłaniał odwrót. Na powstańców naciskali Kozacy z kolumny ppłk. Wimberga, wysłanego przez płk. Nostitza. Po taborach przeprawiali się kosynierzy Szaniawskiego, za nimi mieli postępować strzelcy Wolanina, następnie płynąć miała jazda Radowickiego. Po przeprawieniu wozów ustalony porządek został zakłócony przez napierających Kozaków. Jak wspominał R. Rogiński: „Kozacy zaczęli natarczywie atakować strzelców… posyłam rozkaz Radowickiemu, by rozpędził Kozaków. Ten w jednej chwili wyciąga kolumnę szóstkami i rusza z kopyta… Nasi uderzyli i bitwa trwała nie więcej jak minut 20. Przewaga była po stronie naszych jeźdźców, gdyż konie mieli rosłe, a gdy który uderzył o konia kozackiego, ten padał, a Kozak z nim. 33 konie pozostało w rękach naszych, kilkunastu rannych Kozaków legło na placu. Esaułę powalił jeden z mastalerzy, choć sam był przez niego raniony w brodę, a oprócz tego od Kozaka lancą dostał w udo. Wytrzymał to, przepłynął jeszcze wpław rzekę i dopiero po drugiej stronie zsiadł z konia, by poddać się opatrunkowi… Naszych było kilku rannych… Kawaleria przeszła wpław. Gdy ostatni pluton strzelców wsiadł na prom, ja z Wolaninem łódką przepłynęliśmy przez rzekę. Podano mi konia… Zaledwie wsiadłem na koń, gdy błędna kula uderza Wolanina w czoło i kładzie go trupem”. Mimo utrudnień przeprawa zakończyła się sukcesem i – jak stwierdził historyk Stanisław Góra – była to jedyna tego rodzaju akcja w całym powstaniu, gdyż powstańczy oddział nie posiadał przygotowania do podobnych przedsięwzięć.
Rogiński, tak jak i powstańcy węgrowscy, nie miał jeszcze niestety kontaktu z naczelnikiem wojennym województwa podlaskiego. Jak zapisał dr Napoleon Wronowski: „Lewandowskiego znaleziono pod Łukowem w lesie obozującego na czele kilkudziesięciu ludzi; wyznał on, że nie miał dotąd żadnych instrukcji. Po naradzie zwinął swój obóz i poszedł w kierunku Łosic, gdzie dr powiatowy Czarkowski także paręset ludzi zgromadził”.
Czarkowski, po nieudanym ataku na Stok Lacki, powrócił do Łosic i uzupełnił swój oddział do ok. 400 osób. Składał się on z młodzieży łosickiej oraz chłopów i parobków z okolicznych dworów. Uzbrojony był w kosy, siekiery, widły lub kije. Broń myśliwską miał tylko sztab. Po przybyciu Lewandowskiego w rejon Łosic zwołano naradę sztabową z udziałem Czarkowskiego. Jak zapisał jej uczestnik N. Wronowski, uchwalono, że „nie było bezpiecznym po napadzie [wojsk rosyjskich – JG] na Węgrów długo pozostawać w Łosicach i trzeba było się połączyć w większe siły, a jedynym punktem [zbornym – JG] były Siemiatycze”. Dlatego wyruszono w stronę tego miasta.
Po noclegu w Sterdyni 4 lutego oddziały Jabłonowskiego i Matlińskiego, przeszedłszy w okolicach Krzemienia i Grannego Bug, również ruszyły do Siemiatycz. 5 lutego po nabożeństwie w Niemirowie Rogiński pochował tam poległego Wolanina. Pogrzeb odbywał się pod ostrzałem wojsk rosyjskich. „Dwaj oficerowie ros. wzięci do niewoli pod Białką głowy przed owymi granatami zakrywali płaszczami, by nie patrzeć… To śmieszyło naszych żołnierzy…”. Rankiem 5 lutego oddział ruszył ku Wysokiemu Litewskiemu i zatrzymał się we wsi Wyczółki należącej do Ponikwickich. 5 lutego do wsi Dołha leżącej koło Międzyrzeca przybył oddział powstańczy liczący 150 ludzi uzbrojonych w broń palną i sieczną. Przyłączyło się do niego trzech mieszkańców wsi Sokule oraz Ludwik Wróblewski, pisarz prywatny, i Feliks Janiszewski, uczeń aptekarza z Międzyrzeca. Prawdopodobnie był to oddział Marcina Borelowskiego ps. Lelewel.
Tegoż dnia na polu bitwy węgrowskiej odbył się pogrzeb poległych. Ks. Ignacy Jemielitty zapisał: „Działo się w mieście Węgrowie dnia 5 lutego 1863 r. o 4.00 z południa. Stawili się Wojciech Jagodziński, policjant lat 45, i Józef Kowalik, szewc lat 48 mający, obydwaj tu w Węgrowie zamieszkali i oświadczyli nam, że na dniu 3 lutego, między 9.00 a 11.00 z rana, w starciu się wojsk cesarsko-rosyjskich z powstańcami polskimi, z tych ostatnich na polach węgrowskich poza gościńcem siedleckim prosto na południe od kościoła farnego umarło 66 mężczyzn nieznajomych różnego wieku i stanu z sąsiednich parafiów pochodzących, ranami strzałów i kłucia przez wojska okryci. Po przekonaniu się naocznie o zejściu tych 66 osób przy obrzędzie religijnym pogrzebowym na miejscu śmierci dopełnionym, akt ten stawającym przeczytany został, podpisany przez nas i Kowalika, bo policjant Jagodziński pisać nie umie”. Resztę poległych zabrały rodziny z okolic Węgrowa.
5 lutego w Wyczółkach za Bugiem Rogiński otrzymał list, który w skrócie brzmiał: „Pożądanym jest, aby Szanowny Kolega w dniu jutrzejszym zechciał przybyć ze swym oddziałem do Siemiatycz, gdzie naradzimy się nad wspólnością działania. Naczelny dowódca Oddziału Podlaskiego W. Cichorski – Zameczek. Siemiatycze dn. 5 lutego 1863 r.”. W celu zorientowania się w sytuacji militarnej i liczebności zgromadzonych w Siemiatyczach wojsk powstańczych Rogiński wysłał swój patrol, następnie ruszył tam z całym oddziałem.
Józef Geresz