Trwa walka o Dolinę Bugu
Protest przeciwko inwestycji nie cichnie. Przeciwnicy biogazowni obawiają się smrodu, który zniechęci turystów do odwiedzania terenów. Istnieje także obawa, że jej funkcjonowanie zagrozi przyrodzie, która jest największym atutem Doliny Bugu.
Kłopotliwe sąsiedztwo
Bohaterami spotkania byli goście z miejscowości Uhnin, gdzie od dwóch lat funkcjonuje biogazownia. Opowiedzieli o uciążliwościach, z którymi muszą się borykać, odkąd żyją w jej sąsiedztwie. Jest to przede wszystkim fetor, który unosi się w powietrzu niemal bez przerwy. – Nie można otworzyć okna. Czasami jest tak, że kilka osób wymiotuje, a pozostałe boli głowa – opowiada Piotr Pszczółkowski z Uhnina. Ogromnym problemem jest również produkt uboczny powstający na skutek działania biogazowni, jakim jest tzw. pofermentat. W Uhninie jego ogromne ilości lądują w pobliskim lesie. – Inwestor, który nie miał gdzie wylewać odpadu, pozbywał się go w lesie, który został w ten sposób uśmiercony – powiedział Piotr Pszczółkowski i dodał: – Na polach, gdzie jest wylewany, nie urośnie nawet perz, bo stężenie azotanów przekracza wszelkie dopuszczalne normy, więc trudno żeby żyły tam rośliny.
Aby pozbywać się pofermentatu, nie siejąc spustoszenia, przedsiębiorca musiałby dysponować ogromnym areałem ziemi. – Inwestor z Uhnina ma ok. 200 ha ziemi, nasz ok. 40 ha, zatem będzie miał ten sam problem z pozbyciem się odpadów – przyznał Grzegorz Harasymowicz, mieszkaniec Serpelic i członek komitetu protestacyjnego.
Bez odpowiedzi
Mieszkańcom Uhnina w trakcie budowy biogazowni obiecywano korzyści, jakie odniosą z jej istnienia. Zawieziono ich też do Niemiec, pokazując tamtejsze obiekty tego typu. To, co tam zobaczyli, ostatecznie przekonało ich do tej inwestycji. Problem w tym, że w warunkach niemieckich biogazownie funkcjonują zgodnie z założeniami, a w polskich jest to nieopłacalne. W Uhninie wsadem do biogazowni miała być kiszonka kukurydzy. Ostatecznie jest nim odpad przemysłu rolno-spożywczego, a na bramie zakładu wisi ogłoszenie, że kiszonki nie są skupowane. – Do produkcji energii elektrycznej i gazu w biogazowniach nie jest potrzebna kiszonka z kukurydzy i traw, ale odpady przemysłu rolno-spożywczego. Ci, którzy się ich pozbywają dodatkowo płacą za utylizację. Po prostu w polskich warunkach produkcja energii elektrycznej z biomasy jest nieopłacalna – zwrócił uwagę Zygmunt Karwacki z Hołowczyc od początku zaangażowany w protest, jeden z organizatorów spotkania.
Zebrani zobaczyli także film zrealizowany w Uhninie przez grupę osób z gminy Sarnaki, które chciały się przekonać, jak wygląda życie obok biogazowni i przekazać to innym. W zrealizowanym materiale, oprócz uciążliwościach, z jakimi na co dzień borykają się mieszkańcy, mowa jest o tragicznym w skutkach wypadku. Zginęło w nim dwóch młodych pracowników biogazowni. Po emisji filmu obecny na spotkaniu wójt Andrzej Lipka podkreślił, że to, co zobaczył, jest karygodne i nie powinno nigdy mieć miejsca. Samorządowiec był adresatem licznych pytań. Stanowczo unikał jednak jakichkolwiek deklaracji związanych z decyzją środowiskową, jaką niebawem ma wydać.
DK