Na nieludzkiej ziemi
Po Eucharystii uczestnicy obchodów udali się pod pomnik Sybiraków. Po sybirackim hymnie do zgromadzonych zwrócił się Władysław Gil, prezes bialskiego oddziału Związku Sybiraków. Na początku podziękował prezydentowi miasta za renowację pomnika upamiętniającego polskich zesłańców. Potem mówił o tych, którzy na wieki pozostali w syberyjskiej i kazachskiej ziemi. Prosił też o kultywowanie pamięci o Sybirakach.
– Stoimy w skupieniu i zadumie, by przywołać w pamięci tych, którzy przeżyli piekło na ziemi. Tej katorgi nie przetrwała aż jedna trzecia zesłanych osób. Niektórym jednak Bóg pozwolił wrócić, aby mogli dać świadectwo prawdzie. Syberyjskie mogiły zarastają dziką roślinnością, a postawione na nich krzyże butwieją. Zostaną pochłonięte przez ziemię i zatarte przez czas. My również zejdziemy z tej ziemi. Pozostanie jedynie ten pomnik, przy którym dziś jesteśmy. Niech to miejsce dalej przypomina tragedię narodu polskiego, do jakiej doszło w XX wieku – mówił W. Gil.
Pamięć naszym obowiązkiem
Po apelu poległych nastąpiło złożenie wieńców. Hołd Sybirakom oddały władze miasta i powiatu, przedstawiciele związku oraz uczniowie bialskich szkół. Obchody zakończyły się okolicznościowym spotkaniem z przedstawicielami władz miasta.
– Czas oddala pamięć. Trzeba troszczyć się o to, by jak najwięcej ludzi wiedziało o tamtych tragicznych wydarzeniach, by znali historię polskiego narodu. Naszym obowiązkiem jest pielęgnowanie historycznej pamięci – podkreślał prezydent Andrzej Czapski.
W obchodach Dnia Sybiraka co roku bierze udział Zbigniew Czerwonka, prezes zarządu Okręgowego Związku Represjonowanych Politycznie Żołnierzy Górników w Białej Podlaskiej. – Jestem synem Sybiraka. Mój ojciec był patriotą. Na Syberię trafił po wojnie. Wrócił dopiero w 1956 r. Zamieszkał w Raciborzu. Radość nie trwała jednak zbyt długo, bo zaraz go aresztowano. Przez kilka kolejnych miesięcy przebywał w więzieniu. Widocznie kara Sybiru była niewystarczająca… – zamyśla się pan Zbigniew.
Przywiezieni, by umrzeć
Swoimi przeżyciami chętnie podzieliła się także Izabela Czerwińska, sekretarz bialskiego oddziału Związku Sybiraków. Urodziła się 1 września 1939 r. Jej rodzina mieszkała w Brześciu. W czasie wywózki miała jedynie siedem miesięcy. Na zesłanie trafili wtedy jej rodzice, siostra i dziadek. – Podróż trwała trzy tygodnie. Mama obawiała się, że nie przeżyję transportu. Byłam chora na krwawą biegunkę. Z opowiadań rodziców wiem, że żołnierze co jakiś czas zatrzymywali pociąg i wyrzucali z niego kolejne rodziny. Kiedy tatuś spytał jednego z nich o cel podróży, usłyszał: „My was tu prywiezli, sztoby wy padochli”. Trafiliśmy do Kazachstanu. Mnie zabrano do polikliniki w Stepniaku. W tym mieście funkcjonowała też kopalnia złota. Polikliniką zarządzał geolog, którego żona-lekarka była Polką. Oni także trafili do Kazachstanu z powodu przymusowego zesłania. Jej mama przed wojną pracowała jako wykładowca języka polskiego. To właśnie od niej dostałam później przedwojenny elementarz. Kiedy wróciłam do Polski, umiałam już czytać – wspomina I. Czerwińska.
Dziadek został…
Opowiadając o zesłaniu podkreśla, że wychowała się na stepie, przy jutrach. Kilka miesięcy po przybyciu do Kazachstanu zmarł dziadek. – Tam został pochowany. Pomimo trudnych warunków życia, mieliśmy powody do radości. Byliśmy wolni. Niektórzy Polacy mieszkali w barakach. Zmuszano ich do ciężkiej pracy. Byli pilnowani przez żołnierzy. Mój tatuś zarabiał jako fryzjer, siostra płukała piasek w kopalni złota. Mama była ze mną. W 1942 r. przyszła na świat moja druga siostra. Do ojczyzny wróciliśmy 8 maja 1946 r. Osiedliliśmy się w Białej Podlaskiej, bo tu mieszkała moja babcia – kończy swą opowieść pani Izabela.
Takich historii jest tyle, ilu było zesłańców…
AWAW