Historia
Wzrost aktywności powstańczej po Wielkanocy 1863 r.

Wzrost aktywności powstańczej po Wielkanocy 1863 r.

6 kwietnia był drugim dniem Wielkanocy. Przy tak wielkim święcie niektórzy z muzyków kościelnych śpiewali uroczyste hymny. Wiązało się to jednak z dużym ryzykiem. W Ostrowie organista Rymer zaintonował „Boże coś Polskę”.

Okazało się, że w kościele byli jednak szpiedzy. Po nabożeństwie został on natychmiast aresztowany. Tuż po świętach ruch powstańczy znacznie się ożywił. 7 kwietnia doszło do uprowadzenia i uśmiercenia żołnierza rosyjskiego we wsi Sobiska w gminie Charlejów. Nieuzbrojeni powstańcy wspólnie z młynarzem Rogalskim wyprowadzili awanturującego się w karczmie urlopowanego żołnierza armii carskiej Tomasza Biadunia. Zdążył się on już zrusyfikować i demoralizował otoczenie. W osadzie zwanej Kamienie k. Ostrowa rozpoczęły działalność zakonspirowane warsztaty, w których reperowano powstańczą broń palną. 7 kwietnia oddział żandarmerii narodowej usiłował wykonać wyrok na kolaborancie żydowskim w Kocku, ale kramarz ukrył się. 8 kwietnia Rząd Narodowy ogłosił dekret o podatku ofiary narodowej, wymierzanym od dochodu. Dekret ten przewidywał nieco wyższe stawki w porównaniu do tych, jakie usiłował wprowadzić Komitet Centralny w jesieni poprzedniego roku. Właściciele majątków i nieruchomości miejskich płacić mieli 0,5% od ich wartości. Właściciele przedsiębiorstw przemysłowych, bankowych, handlowych itp. przynoszących ponad 10 tys. złp dochodu – 10%, od 4-10 tys. złp – 5%, poniżej 4 tys. złp – 2%, przedstawiciele wolnych zawodów – 7%. Urzędnicy, oficjaliści, artyści, nauczyciele, a także profesjonaliści, procederzyści i majstrowie winni byli płacić 2% od dochodu. Zwolniono od podatku włościan, czeladź rzemieślniczą, wyrobników i służbę. Wolno było przyjmować od nich tylko dobrowolne składki. W dekrecie tym zwraca uwagę nowoczesne zastosowanie progresji podatkowej, nie praktykowane wówczas w Europie. Jak wyglądało opodatkowanie na Podlasiu opisał jeden z pamiętnikarzy. „W pow. włodawskim ziemianie czyli tzw. szlachta, chociaż czynnego udziału w powstaniu nie brała, nie była mu przeciwną i o ile mogła pomagała; mieliśmy z funduszów gradobiciowych uzbieranych rs. 600, kwotę takową jednogłośnie ofiarowano na potrzeby narodowe. W poborze podatków, składek, nie było trudności” – zapisał J. S. Liniewski. Woleli płacić swoim niż obcym. Tym bardziej, że 9 kwietnia Rząd Narodowy wydał dekret o zakazie płacenia podatków zaborcy. Dokument głosił: „Zwalnia się mieszkańców zaboru rosyjskiego od płacenia podatków, ustanowionych przez rząd najezdniczy”. W nocy z 8 na 9 kwietnia powstańcy dokonali poboru w Kolechowicach, zabierając ze sobą dwóch dworskich ludzi i furmankę. 9 kwietnia do Kąkolewnicy przybyło 11 powstańców uzbrojonych w dubeltówki i rewolwery. Po odpoczynku i pożywieniu się, na dostarczonej im parokonnej furmance, wyjechali w nieznanym kierunku, zabierając ze sobą dwóch ludzi dworskich. Również w nocy z 9 na 10 kwietnia z Wohynia do partii powstańczej oddaliło się 11 młodych mężczyzn – raportował naczelnik pow. radzyńskiego. Burmistrz Kocka donosił, że 9 kwietnia ok. 11.00 na dwóch furmankach przyjechało ośmiu uzbrojonych w dubeltówki powstańców i po półtoragodzinnym odpoczynku odjechali przez most na rzece Wieprz. 10 kwietnia namiestnik Królestwa Polskiego W. Ks. Konstanty pisał do cara Aleksandra II, mając na myśli zeznania Romana Rogińskiego: „Z komisji śledczej Witkowskiego wydobyliśmy już nazwiska najważniejszych członków Centralnego Komitetu, ale policja nie jest w stanie ich odnaleźć, chociaż wiemy dowodnie, że są oni i teraz w Warszawie”. Pod datą 11 kwietnia pochodząca z Kolana Maria Górska z Łubieńskich zapisała: „Komitet Ruchu rozesłał rozkaz, aby obywatele i księża z ambon ogłosili artykuł o uwłaszczeniu włościan z rozkazem, aby żaden z obywateli nie śmiał wziąć czynszu od włościan. Po naradzie tak obywateli, jak księży, ułożyli, że tego ogłaszać nie można, bo wszakże jeszcze jesteśmy pod rządem rosyjskim, ale zdaje się, że skoro to nie dopełnią, to powstańcy mają w każdej wsi chłopom to odczytywać”. Z datą 12 kwietnia ogłoszono treść manifestu carskiego. Udzielał on amnestii wszystkim powstańcom, którzy złożą broń w ciągu miesiąca, tj. do 13 maja. Wyłączał spod amnestii przestępstwa popełnione w czasie służby w wojsku narodowym, obiecywał utrzymanie w mocy nadanych już koncesji i ich rozwinięcie. Amnestia ta, bardzo ograniczona, miała stworzyć pozór, że rząd carski wszedł na drogę pokojowego rozwiązania sprawy polskiej. W rzeczywistości car szykował się do ostatecznego zgniecenia powstania. Rząd powstańczy odrzucił ten akt łaski, traktując go jako wybieg dyplomatyczny, a wydawana we Lwowie „Gazeta Narodowa” zapytywała wprost: „Amnestia czy rzeź i konfiskata?”. Również powstańcy na prowincji ze wzgardą ten dokument carski odrzucili. 13 kwietnia burmistrz Kocka donosił, że uzbrojeni powstańcy otoczyli mieszkanie strażnika tabacznego w poszukiwaniu uzbrojenia, ale go nie znaleźli. Następnie udali się na pocztę, gdzie skonfiskowali broń konwojentom, odebrali posłańcowi rozporządzenie o amnestii i je zniszczyli. 13 kwietnia przybyło do Parczewa ok. 60 powstańców. Kilku z nich odebrało kasjerowi i dwóm ławnikom klucze od kasy miejskiej i zabrali 514 rubli. Potwierdzili rekwizycję pieniędzy dokumentem podpisanym przez Krysińskiego i Zaleskiego. Wynikało z tego, że międzyrzecki d-ca zaczynał zdobywać autorytet i popularność. Potwierdził to przeciwnik powstania Kajetan Kraszewski, mieszkający w Romanowie, który pod datą 14 kwietnia tak o nim zapisał: „Gdy Lewandowski dostał się do niewoli, a ludzie się rozpierzchli, zebrał ich znowu i uformował młody chłopiec Krysiński, syn rewizora tabacznego z Międzyrzeca. Muszę to oddać mu sprawiedliwość, że był mniej zły jak inni, tj. miał za cel bić się i służyć krajowi, gdy inni mieli cel czysto rewolucyjny…”.

Józef Geresz