Komentarze
Manowce

Manowce

W ostatnich tygodniach naprawdę było tego dużo. Najpierw Centrum Sztuki Współczesnej i wyświetlany tam film „Adoracja” przedstawiający nagiego mężczyznę, który w erotycznych gestach przytula się do naturalnej wielkości figury Chrystusa (zabytku ze zbiorów Muzeum Narodowego).

To dyplom „artysty” (którego nazwiska z premedytacją nie wspomnę) sprzed paru już lat. Widać organizatorzy uznali, że świetnie się wpisuje w prezentowaną w salach Zamku Ujazdowskiego wystawę sztuki nowoczesnej, skoro go tak wyeksponowali. Wystawa przyjęła nazwę „British British Polish Polish: Sztuka krańców Europy, długie lata 90. i dziś” i można powiedzieć, że wspomniany film rzeczywiście jest przykładem krańcowego zachowania. Niech zresztą przemówi sam „artysta” i wyłuszczy powody, dla których „dzieło” popełnił: „Gdy wszedłem do kościoła w Warszawie i zobaczyłem ludzi modlących się do wyrzeźbionego niby-boga, przeżyłem szok. Do pracy, w której pieszczę Chrystusa, motywowała mnie chęć obrazy tego, co nie jest Bogiem. I mimo wszystko jest to praca religijna – o uwielbieniu Boga. Liżąc wielki średniowieczny krucyfiks, dotykając go nagim ciałem, obrażając go, gdy leży pode mną, modlę się do Prawdziwego Boga”. Zaiste, niezwykle logiczny wywód.

Potem był (jest) problem z tęczą. Oburzenie „nowoczesnych” i „tolerancyjnych” wynikłe z jej spalenia było, delikatnie mówiąc, godne lepszej sprawy. I należałoby zacząć od pytania, kto (i dla jakiej przyczyny) wpadł na pomysł postawienia jej właśnie na Placu Zbawiciela. I choć obrońcy instalacji przekonują, że nie należy jej kojarzyć wyłącznie ze środowiskiem LGTB i że miała ona być „symbolem zarówno Euro 2012, święta Bożego Ciała, jak i Parady Równości”, to karkołomne połączenie święta Bożego Ciała i Parady Równości jakoś trudno sobie wyobrazić. I równie trudno w powyższe zapewnienia uwierzyć.

Dalej – obsceniczny spektakl w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie. Z wysokiej klasy aktorami w obsadzie. Uznanymi Krzysztofem Globiszem czy Dorotą Segdą. I problem nie jest w tym, że – jak chce dyrektor teatru – ludzie „nie odróżniają Doroty Segdy od siostry Faustyny i Krzysztofa Globisza od anioła”.

Takie działania nie napawają optymizmem. Ale chyba najbardziej przybiło mnie co innego. Bo dotyczy miejsc mi najbliższych, mojej „małej ojczyzny”. To erotyczne ogłoszenia w lokalnych gazetach. Już nawet nie ukrywają się pod jednoznacznie odczytywanym w kontekście słowem „masaż”. Są ordynarne i wulgarne. A drukowane w skierowanych do masowego odbiorcy tytułach zalatują sutenerstwem. I kreowaniem pewnych zachowań.

Można, oczywiście, powiedzieć, że mamy wolność. I że kto nie chce, nie pójdzie na wspomnianą wyżej wystawę, do wspomnianego teatru, nie będzie tęczowy, nie skorzysta z niemoralnego ogłoszenia. Można tak powiedzieć. Ale wypada też zastanowić się nad celem takich, jak przywołane powyżej, zachowań? Gdzie Piękno, Dobro i Prawda – nieśmiertelna(?) triada, która powinna działaniami człowieka kierować?

„Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca” – przestrzegano już przed wiekami. Ale to takie starożytne, prawda?

Anna Wolańska