Trzecia akcja kolejowa i zarządzenia sądownicze
Drogi komunikacyjne w kraju są wszędzie urządzone, lud woła o broń – lud i rząd zbrodnię tę popełniać musi, że lud, chłopów odsyłać do domu jest zmuszonym… Komisarz zbada, kto jest odpowiedzialny za to, że województwa lubelskie i podlaskie nie otrzymały dotąd ani jednej sztuki broni”. Niestrudzeni dowódcy partyzanccy Jankowski i Zieliński urządzili kolejną zasadzkę na nieprzyjaciela. Starli się 28 maja pod Michałowem z kolumną ros. gen. Ralla liczącą czterokrotnie więcej żołnierzy. Powstańcy ukryci w lesie ponieśli niewielkie straty i zdołali się wycofać. Tego dnia pojawił się pod Piszczacem na czele swego 30-osobowego oddziału były kpt. wojsk ros. Tytus O`Byrn ps. Grzymała. Nazwał ich gwardią narodową, ponieważ miał przeważnie ludzi wysokiego wzrostu. 29 maja znowu rozpoczął walkę zwolniony z Cytadeli Rudolf Freitag. Tym razem stanął na czele oddziału konnego sformowanego w Grochowie przez właściciela tego majątku Władysława Rawicza. Niewątpliwie zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz dostanie się do niewoli, nie będzie już dla niego ratunku. Działalność tego 40-osobowego zgrupowania znalazła odbicie w sprawozdaniu ros. ref. Pawliszczewa, który pod datą 29 maja zanotował: „W guberni warszawskiej działali k. Warszawy w pow. stanisławowskim Jankowski i Rudolf, czyniąc wypady”. Włączony do struktury powstańczej woj. podlaskiego nowy naczelnik pow. stanisławowskiego Sankowski uczynił Rosjanom zachęcającą propozycję. Odesłał wziętego do niewoli por. Charłowa z dęblińskiego batalionu warownego z pismem, że chce go wymienić na jeńców polskich, ale z pogróżką, że w przeciwnym razie wszyscy jeńcy ros. zostaną rozstrzelani, bo jak pisał: „My nie mamy twierdz, gdzie by można ich przetrzymywać”. Strona ros. odpowiedziała milczeniem dając do zrozumienia, że nie troszczy się o swoich ludzi, którzy dla niej nic nie znaczą. 30 maja przybył z Galicji do woj. lubelskiego z nowym oddziałem M. Borelowski i zatrzymał się na odpoczynek w okolicach Chruśliny. Dołączyli do niego powstańcy z rozproszonej partii Koskowskiego, który przedtem współdziałał z Krysińskim. Następnego dnia „Lelewel” stoczył walkę z kolumną ppłk. Rakuzy wysłaną z Lublina. W oddziale „Lelewela”, który dążył na północ znalazło się kilku Podlasiaków m.in. 21-letni Henryk Gruszewski z pow. radzyńskiego i Michał Kowalski mieszczanin z Kocka. Pod datą 1 czerwca ref. Pawliszczew zanotował rozkaz nr 140 wydany przez W. Ks. Konstantego przyznający niektórym dowódcom prawo sądzenia w miejscu przestępstwa „buntowników” schwytanych z bronią w ręku. Takie prawo upoważniające do zatwierdzania i wykonywania wyroków śmierci udzielono m.in. naczelnikowi wojennemu pow. bialskiego i siedleckiego gen. Drejerowi. Prawo to było dowolnie interpretowane i często wykonywano wyroki śmierci w miejscu zamieszkania powstańców, aby zastraszyć ludność. 1 czerwca k. stacji Małkinia jeden z polskich dróżników tak sprytnie przeprowadził akcję na transport kolejowy wiozący nieprzyjacielskie wojsko, że Rosjanie sądzili, iż była to zwykła katastrofa kolejowa. Był to już trzeci zamach na otwartą w 1862 r. linię z Warszawy do Petersburga. Tak o tym wydarzeniu zapisał ref. Pawliszczew: „1 czerwca zdarzył się pod Małkinią dziwny wypadek, w którym na skutek wykolejenia pociągu wojskowego zginęło dziewięciu żołnierzy i palacz, a siedmiu żołnierzy odniosło rany”. A tak o tym fakcie wspominał w swym pamiętniku B. Deskur: „W niewielkiej odległości od lasku Zaręby, w którym klęska powstańców spotkała, na torze kolejowym był wysoki nasyp na małej przestrzeni błot, porosłych olszyną. Tu jeden z budników kolejowych, należący do konspiracji, urządził zasadzkę. Odbił szyny na nasypie, połączył je długą linewką, której koniec trzymał ukryty w olszynie i tak czekał pociągu z wojskiem. Wówczas sprowadzono gwardię z Petersburga i wszelkie możliwe ostrożności na kolei były zachowane. Przed każdym pociągiem, który szedł z wojskiem, szła lokomotywa z wagonem jako rekonesans, a w pięć czy dziesięć minut później pociąg. W zasadzce, o której mowa, maszyna z wagonem rekonesansowa przeszła po odbitych, a nienaruszonych z miejsca szynach bez wypadku, ukryty zaś człowiek z linewką po przypuszczeniu rekonesansu, ściągnął w jeden bok szyny z nasypu, a wskutek tego, gdy nadjechał w pędzie pociąg z wojskiem, spadł z nasypu”. 2 czerwca tajny rząd powstańczy wydał dekret o tzw. trybunałach rewolucyjnych… Takie trzyosobowe trybunały miały powstać w każdym powiecie. Sędziów i prokuratora mianował oczywiście Rząd Narodowy. W kompetencji trybunału znajdowały się wszystkie czyny szkodliwe dla sprawy ojczystej. Przewidywano trzy stopnie kary: wygnanie, pozbawienie czci i wyrok śmierci. Celem dekretu było zatamowanie przyszłych ekscesów, gdyż często powstańcze władze lokalne ferowały najwyższe wyroki, bez należytego dochodzenia. Od połowy maja przebywał na rekonwalescencji w Zwoli u ks. Korolca przywieziony ze szpitala w Łukowie ks. Stanisław Brzóska. Zwola stanowiła doskonałe miejsce ukrycia, gdyż leżała z dala od głównych traktów. Jak zauważył K. Koźmiński: „Na zwolskiej plebanii można było żyć jak u Pana Boga za piecem”. Ale ks. Brzóska nieustannie rwał się do tego, by znów się narażać, bo jak mówił – ojczyzna jest w potrzebie. Chyba nie wiedział, że na pograniczu pow. bialskiego i siedleckiego zaczyna organizować swój oddział 31-letni mieszkaniec Międzyrzeca kontroler dóbr hr. Potockiej – Konstanty Jarocki, z którym kiedyś wspólnie będzie walczyć.
Józef Geresz