Komentarze
Cyrografy

Cyrografy

Metoda kija i marchewki była skuteczna od zawsze. Możni tego świata (wszystkich jego wymiarów) opanowali ją do perfekcji. I choć zmieniają się czasy, jej założenia pozostały nienaruszalne oraz niezmiennie skuteczne.

Z zasady jej efektywność wzrasta wprost proporcjonalnie do zapotrzebowania na tytuły, apanaże czy stanowiska. Szafowanie którymś z jej atrybutów pomaga „trzymać za pysk” niesfornych, w odpowiednim momencie przypominając im dyskretnie, ile zawdzięczają mocodawcom i co się stanie, jeśli np. spróbują zrobić coś, co akurat może się im nie spodobać. Oczywiście dysponenci zaszczytów, stanowisk i godności zawsze znajdą moment, aby zasugerować niezdecydowanym, iż bezwzględne posłuszeństwo zostanie dostrzeżone i nagrodzone: stanie się trampoliną, z której z powodzeniem będą się mogły odbić nawet miernoty, które w inny sposób nie miałyby szans na karierę, tytuły czy duże pieniądze. Stanie się to faktem oczywiście pod warunkiem, że będą się potrafili odwdzięczyć w odpowiednim czasie lojalnością.

Od zawsze problem stanowili niezależni i niepokorni. Odporni na syreni śpiew dysponentów, zaszczytów i subwencji spędzają im sen z oczu. Zasada jest taka, że jeśli nie dają się złamać obietnicami, jedynym rozwiązaniem jest wyciągnięcie kija. Nie, nie! Nie chodzi o to, że ktoś nagle zacznie wymachiwać tępym baseballem – to zbyt brutalne i niehumanitarne. Chodzi o to, aby razy wytłumaczyć prawem, wprząc demokratyczne instytucje, które delikwenta dokładnie sprawdzą, osłuchają, opukają i puszczą na zieloną trawkę. Na koniec jeszcze tylko bankrut, o ile będzie w stanie, może zobaczy mrugnięcie okiem i usłyszy szept: „Widzisz durniu, po co ci to? Nie lepiej było siedzieć cichutko, zadowolić się tym, co ci dawaliśmy, klaskać w odpowiednim momencie, głosić peany na cześć rozdających granty, stypendia, zlecających suto opłacane dzieła i mówić tak, aby w twoich słowach usłyszeli echo własnych wizji? Byłbyś na szczycie, a teraz jesteś nikim”.

Pamiętam sytuację, gdy znana rozgłośnia radiowa pochwaliła się, iż dysponuje listami TW i wkrótce je opublikuje na swoich stronach internetowych. Z obietnicy szybko i po cichu się wycofała, gdy dyrektor otrzymał króciutkie anonimowe ostrzeżenie: jeśli tak się stanie, od jutra szlaban na reklamę! Okazało się, że wiele dużych instytucji było żywo zainteresowanych, aby nazwisk dyrektorów i prezesów rad nadzorczych jednak nie kojarzono z peerelowską policją państwową. Oczywiście listy nie opublikowano.

Dlaczego to piszę? Niezależność to luksus. Stać na niego coraz mniej osób. Pokusa, aby się jej pozbawić w zamian za bycie na topie, jest ogromna. Czy łatwo się przyzwyczaić do swojego odbicia w lustrze, gdy już się dokona „transakcji”? Nie wiem. Obserwując świat – we wszystkich jego wymiarach – sądzę, że pewnie tak. Z sumieniem jest trudniej, ale i ono zadziwiająco łatwo usypia, gdy utula je szelest banknotów bądź kojące kołysanie posiadanej władzy.

„Taki jest świat”- ktoś powie. Marna to pociecha. Mimo wszystko życzę sobie i Państwu w Nowym Roku, abyśmy potrafili zachować wolność w myśleniu i działaniu. Aby nikt nie kupczył naszymi marzeniami i snami, by nie kusił nas słodki zapach „marchewki” i nie przerażał widok kija, wyeksponowanego jako przestroga dla opornych. Abyśmy byli wewnętrznie wolni.

Ks. Paweł Siedlanowski