W sztafecie pokoleń
Podlaski pamiętnikarz z gub. grodzieńskiej Paweł Powierza, którego los rzuci później na południowe Podlasie, zapisał: „W końcu czerwca 1863 r. udałem się do Strabli [20 km na płn. od Bielska Podl. – JG], gdzie zastałem partię Kazimierza Kobylińskiego, który po rozproszeniu się powstańców po bitwie pod Waliłami zorganizował partię kawalerii przeważnie z Białostocczan, liczącą 150 koni i został jej naczelnikiem… W oddziale znalazłem kilku swoich kolegów gimnazjalnych oraz wielu znajomych… Naczelnik Kobyliński przyjął mnie bardzo serdecznie… Wreszcie zaliczył mnie do szwadronu jako żołnierza…”.
Być może tego samego dnia, tj. 30 czerwca, Bronisław Deskur, były niefortunny naczelnik powstańczy powiatu radzyńskiego, a obecnie dowódca jazdy w powiecie ostrołęckim, odjechał do województwa podlaskiego, bowiem w swym pamiętniku zamieścił taką wzmiankę: „Ostatnich dni czerwca złączywszy się z Karolem Lewenhardem, byłym oficerem wojska moskiewskiego, który także odjeżdżał do oddziałów w Podlaskiem, wyruszyliśmy w nader niebezpieczną podróż, bo trzeba było między gęsto rozrzuconymi oddziałami moskiewskimi drogę odbywać”. O roli dobrego konia w życiu powstańca kawalerzysty wspominał dalej Powierza: „1 lipca, gdy nasza partia stanęła w lasach Zalesia (w pobliżu Łukawicy) przyprowadzono 20 koni pozbieranych w okolicznych dworach. Naczelnik Kobyliński dał mi gniadą klacz, dużą, mówiąc, że przeznacza ją dla mnie, bo będzie mocna i ścigła. Był znawcą koni i nie omylił się. Ten drobny fakt odegrał dużą rolę w moim losie… W razie upadku traciło się życie, bo nieprzyjaciel zabijał lub rannego dobijał, a rzadko brał do niewoli. W tych warunkach życie w ogromnym stopniu zależało od wytrzymałości i ścigłości konia”.
2 lipca referent rosyjski Pawliszczew zanotował: „Działa mnóstwo drobnych grup powstańczych, które ukazały się w 87 miejscach i w okolicach przeprowadziły formalny pobór, uprowadzając ze sobą 13 ludzi. Wszędzie zakazują włościanom utrzymywać straże wiejskie… W guberni lubelskiej widoczne są najbardziej w pow. radzyńskim i hrubieszowskim”. Tego dnia P. Powierza w obozie pod Markową Wólką medytował: „Tej nocy wcale spać nie mogłem. Chodziłem po obozie i przypatrywałem się żołnierzom, koniom i broni. Partię zastałem w gorszych warunkach niż sobie wyobrażałem, nie wszyscy mieli fuzje, pistoletów, rewolwerów i pałaszy było bardzo mało, a najwięcej łatwych do zrobienia lanc, lecz mało kto umiał nimi władać. Konie zbieranina. Powstańcy była to w większej części młodzież w wieku do 20 lat, przeważnie jeszcze bez wąsa. Zastanawiałem się – co możemy osiągnąć za pomocą takiego wojska? Zwalczyć regularną armię rosyjską – kpiny. Po co więc wyszliśmy w pole i poświęcamy się – skoro przy tak nierównych siłach wygrana niemożliwa. Wśród śpiących widziałem wielu ludzi poważnych: prof. gimnazjum Arcimowicza, pułkowników wojsk ros. Zdziechowskiego, Barancewicza, hr. Załuskiego, Ejtminowicza (który przyłączył się do naszej partii, zdawszy dowództwo piechoty swemu bratu, kapitanowi wojsk ros.) i wielu innych. Dla jakich widoków ci ludzie poszli do powstania? Dlaczego narażają swe życie, cierpią niewygody? – Ludzie, którzy mieli stanowiska, żony, dzieci. Dlaczego porzucili to wszystko i poświęcili się?”.
Na te pytania Powierza nie znalazł odpowiedzi i zapisał znamienne zdanie: „Powiedziałem sobie – nie masz co chłopcze rozumować, a iść śladem starszych”. Była to nieuchwytna dla niego mistyka ojczyzny. Powstańcy ci uważali bowiem, że spełnienie obowiązków wobec ojczyzny może uczynić ich życie piękniejszym, jaśniejszym, szczęśliwszym, są bowiem ogniwem w sztafecie pokoleń i że przed 30 laty walczyli tu ich poprzednicy. Jak zauważył ks. Cegiełka – „prowadząc ludzi do wiecznej ojczyzny, Bóg nie odrywa serca ludzkiego od Ojczyzny ziemskiej, przeciwnie – wszystko, co u człowieka szlachetne, piękne i idealne, jest odblaskiem Szlachetności, Piękna i Ideałów Bożych”.
A tak uzasadniał rację strony przeciwnej i rządy W. Ks. Konstantego. Pawliszczew. Pod datą 2 lipca zanotował: „Rozpoczął się drugi rok rządów Jego Imperatorskiej Wysokości nad tutejszym krajem… Wszyscy wolni od służby wojskowi i rosyjscy urzędnicy cywilni zebrali się o 12.00 w sali kolumnowej Zamku Królewskiego… Jego Wysokość wzruszony do łez dziękował zebranym i wyraził tylko szczery żal, że w czasie gdy podporządkowane mu wojska biją się za miłość cara i cześć rosyjskiego imienia, on nie może stanąć w ich szeregu, aby przelać swą krew, której już kropla przedwcześnie padła na polską ziemię. Wszyscy ponownie w jeden głos zakrzyknęli – ura!…”.
Prawdopodobnie następny zapis Deskura dotyczy 3 lipca: „Pułkownika Heidenreicha znalazłem w Żelechowskiem. Przedstawiłem mu polecenie Rządu Narodowego wraz z moją nominacją. Pułkownik oddał mi oddziałek kawalerii będący pod dowództwem Łaskiego i polecił mi dokompletować szwadron do 130 koni”. Pod tą datą Pawliszczew zapisał: „Z grup Drewnowskiego [rozstrzelany w Radzyniu – JG] i Cieszkowskiego wzięto do niewoli pięć kobiet w męskim stroju: Sobolewską, Jóźwicką, Sochocką, Chrzanowską i Potocką. Osadzono je w domu pracy na cztery miesiące. Do aresztu policyjnego doprowadzono 144 osoby, w tej liczbie 115 za chodzenie wieczorem bez latarni…”. Następnego dnia zamieścił znowu interesującą wzmiankę „W guberni lubelskiej trzyma się w lasach chełmskich Rucki z bandą ok. 1000 ludzi w jednolitym umundurowaniu. Zorganizował on nawet w Chełmie odwach i rozjeżdża przeważnie z chłopami”. Zapewne nie kojarzył, że dowódca ten to były oficer armii węgierskiej z 1849 r., adiutant gen. Józefa Bema i jego entuzjastyczny historyk, który reprezentował również sztafetę pokoleń, uważając, że doświadczenia i przeżycia wojenne, których doznał, nie mogą zostać zmarnowane. 5 lipca Rucki był już pod Wohyniem, gdzie pod Ossową starł się z kolumną rosyjskiego gen. Kozłowskiego i płk. Baumgartena (1200 żołnierzy), ale zręcznie zdołał się wycofać, mimo dysproporcji sił.
Józef Geresz