Czy żądam zbyt wiele?
W naukowych terminach powyższa konstatacja poety mogłaby być wyrażona jako żądanie jasności i dokładności wypowiedzi, gwarantujących możliwość jakiejkolwiek debaty naukowej, a w zwyczajnym języku potocznym wyraża pragnienie prostej prawdomówności. Człowiek (tak przynajmniej było jeszcze niedawno) nie może ścierpieć oszustwa. Prosta definicja kłamstwa wskazuje na przewrotność zamiaru człowieka wypowiadającego jakąś tezę, by wprowadzić w błąd swojego rozmówcę. Niestety, dzisiaj nie zauważamy, iż takie działanie nie wymaga już mówienia wprost nieprawdy. Wystarczy manipulacja słowami. Powyższe stwierdzenie domaga się jednak zasadniczego dopowiedzenia. Otóż manipulacja słowami nie jest tylko prostym doborem jakichkolwiek słów, zmieniających ich znaczenie. Dzisiaj takowa manipulacja dokonuje się również z wykorzystaniem stanu świadomości społeczeństwa oraz z wykorzystaniem niezdolności ludzi do zapamiętywania tego, co było wcześniej. I chociaż tutaj mamy do czynienia z prostą perfidią, to jednak skutek jest taki sam, jak w przypadku manipulowania opinią społeczną za pomocą przaśnego kłamstwa.
Co było wczoraj, dzisiaj już nie jest
Debatowanie nad jakością naszej edukacji stało się już tradycją. Rozliczne i permanentne reformy tego wycinka naszego społecznego życia sprawiły, że gąszcz przepisów i pomysłów jest w tej dziedzinie porównywalny z zachwaszczeniem naszego prawa podatkowego. O ile jednak w przypadku finansów publicznych można cięciami prostymi doprowadzić do uzdrowienia sytuacji, o tyle błędy edukacyjne stanowią swoistą równię pochyłą, z której zawrócić nie sposób w krótkim czasie i bezboleśnie. Jedną z wielu bolączek tegoż systemu stanowi odejście od sposobów kształtowania mechanizmów zapamiętywania. Całkiem niedawno jeszcze uczniowie uczyli się na pamięć rozlicznych wierszyków i innych dzieł literackich. Nad ich poziomem można było debatować, jednakże sam sposób uczenia zapamiętywania nikogo nie dziwił. Dzisiaj skoncentrowano się na tzw. kreatywności myślenia. Nie jest to umiejętność, na którą nie należy zwracać uwagi. Jednakże jest ona następstwem umiejętności zdobywania i zachowywania wiedzy, a do tego niezbędna jest dobra pamięć. O wiele jednak bardziej zatrważającym jest kształtowanie społeczeństwa ahistorycznego, tzn. takiego, dla którego nie jest ważną przeszłość. Wielu pedagogów zwraca dzisiaj uwagę na ucieczkę młodego pokolenia przed uczeniem się o dziejach własnej ojczyzny. Nie jest to tylko wynik pójścia na łatwiznę przez młode pokolenie Polaków. Jest dzisiaj wielu w naszym kraju zwolenników teorii, iż bardziej potrzebni są dobrzy fachowcy w dziedzinach prostego rzemiosła, aniżeli uczeni i wykształceni z tytułami magistrów. Jednakże proste spojrzenie na przeszłość wskazuje, że nawet wtedy, gdy człowiek zajmował się po prostu wymianą rurek pod zlewozmywakiem (osławiony polski hydraulik), mógł i chciał znać dzieje swojego kraju. Problem więc nie tkwi w tym, czy nasz rodak może znać dzieje ojczyste, ile raczej, czy tego chce.
Słowa jak sztuczny miód
Na ahistorycznym społeczeństwie mogą doskonale żerować stada hien typu homo sapiens. Ich możliwości wzrastają wraz z brakami w zdolnościach społeczeństwa do pamiętania. Wystarczy chociażby popatrzeć na wydarzenia w naszym kraju w ostatnich dniach. Całą Polskę zalało oburzenie po tym, co wydarzyło się w szpitalu we Włocławku. Oburzenie słuszne, ponieważ z powodu zaniedbań lekarskich śmierć poniosły niewinne dzieci, które mogły wszak przeżyć (tak przynajmniej się wydaje). Nad ludzką tragedią rodziców bliźniąt nie można przejść do porządku dziennego, a nade wszystko nie należy z nich czynić oręża w takich czy innych debatach. Owszem, namysł nad stanem polskiej służby zdrowia i możliwościami poprawy sytuacji w niej jest jak najbardziej konieczny, ale życie ludzkie i ludzkie dramaty nie mogą stawać się kanwą potyczek, nawet dziennikarskich. Jednakże nie sposób oprzeć się zdziwieniu, że niektórzy stający dzisiaj murem za rodzicami zmarłych dzieci, jeszcze wczoraj przekonywali społeczeństwo, że przecież w przypadku nienarodzonych istot ludzkich nie mamy do czynienia z człowiekiem, tylko z płodem mogącym kiedyś stać się człowiekiem. Kogoś, kto jeszcze posiada zatracaną coraz bardziej umiejętność zapamiętywania, może to cokolwiek dziwić. Przecież zwykła konsekwencja intelektualna nakazywałaby tym ludziom wstrzymać się z darciem szat, bo przecież ich zdaniem nie doszło do śmierci człowieka, tylko płodu. Przypomnijcie sobie Państwo atak przeprowadzony na komisję przy ministrze sprawiedliwości oraz na prof. Andrzeja Zolla, gdy stwierdzili oni, że należy zmienić słowa w ustawach okołoaborcyjnych, ponieważ nie ciąża, ale człowiek jest wartością chronioną przez prawo. Dzisiaj ci sami ludzie jak Katon stają nad tragedią we Włocławku i wylewają łzy krokodyle, choć wcześniej jakoś do tego nie byli skorzy. Właśnie – przypomnijcie sobie. Do tego potrzeba umiejętności zapamiętywania.
Etyka po dorszu
Inną sprawą jest postawa luminarzy naszego społeczeństwa, którzy chcą zrzucić odpowiedzialność z państwa na lekarzy. Pani, która z podziwu godną determinacją przeprowadzała śledztwo w sprawie zakupu ryb przez członków poprzedniej ekipy rządzącej, dzisiaj prowadzi w mediach dywagacje na temat etyki zawodowej lekarzy. Jak jednak może nauczać innych postępowania dobrego członkini partii, która zajmowała się korupcyjnością na poziomie ryby bałtyckiej, nie zauważając nic nieetycznego w „spotkania cmentarnych Rysiów i Zbysiów”? Podobnie dziwnie wyglądają złość i łzy człowieka, który teraz drze szaty nad tragedią we Włocławku, ale wcześniej jego bojówki rozbijały wystawę antyaborcyjną i nasyłały policję na legalną demonstrację przeciwko zabijaniu nienarodzonych, i to na terenie, który w danym momencie nie podlegał jego administracji. To tylko przykłady aż nadto widoczne dramatycznej sytuacji oświecenia w naszej ojczyźnie. Chciałbym, by w niej powróciła zwykła przaśna konsekwencja: jeśli powiedziałeś A, nie staraj się potem mówić co innego niż B. Tylko wówczas niektórzy nie dorwaliby się do rządzenia. Krajem i sumieniami. Chyba jednak od nich zbyt wiele żądam.
Ks. Jacek Świątek