Nie powierzajmy zdrowia amatorom
Bo nazwa ta po prostu nie ma sensu. Medycyna jest nauką posługującą się jasnymi założeniami, a stosowane poza nią metody nie spełniają kryteriów kwalifikujących się do wiedzy naukowej. Termin „alternatywa” to dwie wykluczające się drogi, czyli albo lekarz, albo uzdrowiciel.
Z punktu widzenia nauk o zachowaniu do praktyk uzdrowicielskich należy stosować termin, którego konsekwentnie używam od 1981 r. – lecznictwo niemedyczne. Dlaczego? Medycyna to dziedzina analogiczna do fizyki, chemii, biologii i innych nauk przyrodniczych. Czy słyszała pani o biologii alternatywnej lub fizyce alternatywnej? Nie, ponieważ takich nauk po prostu nie ma. Dlatego nie istnieje „medycyna alternatywna”. Aby jakieś techniki mogły być nazwane medycyną, muszą spełniać określone kryteria. Po pierwsze być nauką. Winny spełniać kryteria prawne, a etyczne muszą zgadzać się z obowiązującymi kodeksami deontologicznymi. Uważam, że tych kilkaset różnorodnych stosowanych przez uzdrowicieli metod leczenia nie spełnia kryteriów bycia nauką.
Mimo to usługi wszelkiej maści uzdrawiaczy i znachorów są bardzo popularne. W swojej pracy naukowej wydanej ostatnio w Niemczech i USA poświęconej niemedycznemu leczeniu, która znalazła uznanie kapituły Lubelskiej Nagrody Naukowej im. Profesora Edmunda Prosta, pisze Pan, że w Polsce funkcjonuje ponad 100 tys. uzdrowicieli.
Lecznictwo niemedyczne składa się z trzech filarów. Pierwszy to samolecznictwo, np. łykamy antybiotyki, które są wytworem farmakologii, ale stosujemy je według własnych zasad, źle dawkujemy, przerywamy kurację w momencie pierwszych symptomów poprawy itd. Zatem sami „mianujemy się” lekarzami, próbując we własnym zakresie leczyć choroby niestanowiące naszym zdaniem zagrożenia dla życia i zdrowia. Tymczasem badania pokazują, że Polacy mają niski poziom wiedzy medycznej, czyli niewielką tzw. kulturę zdrowotną. ...
Jolanta Krasnowska