Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Memento mori, czyli co to jest… popieł

Gdybym miał pisać swoją duchową biografię, zacząłbym od czasów dzieciństwa i od tego, co w przeżywaniu wiary było niecodzienne, niezwykłe, szczególne, a przez to silniej oddziałujące na wyobraźnię i emocje. Takim czasem wyjątkowym był dawniej Wielki Post i rozpoczynająca go Środa Popielcowa.

Gdy zaczynałem służyć do Mszy św., odprawiana ona była jeszcze po łacinie, więc kandydat na ministranta musiał znać ministranturę, czyli dialogi między kapłanem a ministrantami. Już ten fakt czynił z nas grupę jakby bardziej wtajemniczoną, dysponującą wiedzą niezwykłą na temat świętych obrzędów.
Rozumiałem dobrze, co kapłan mówi w języku liturgii. Jak wszyscy mali chłopcy będący ministrantami czekałem na odpowiednią funkcję i zadanie: albo dzwonienie dzwonkami, albo podawanie wina i wody, albo trzymanie pateny podczas Komunii św. Zadaniem zarezerwowanym dla starszych było asystowanie księdzu podczas posypywania głów popiołem; wsłuchując się w słowa kapłana, powtarzane setki razy „Memento mori!” (Pamiętaj o śmierci!), zastanawiałem się nieraz, dlaczego Kościół wybrał akurat tę formułę do tego niezwykłego obrzędu.

„Memento…” wciąż żyje

„Czyżby ludzie naprawdę nie pamiętali o śmierci?” – zastanawiałem się, patrząc na pochylające się przed kapłanem tgłowy osób starszych, często zgarbionych, pomarszczonych. Dopiero z biegiem lat uświadamiałem sobie coraz jaśniej, że mądrość Kościoła ostro i jednoznacznie chce uświadomić człowiekowi fakt podstawowy, ostateczny nie po to, by straszyć, ale by perspektywą wieczności skłonić do refleksji nad doczesnością i nad aktualnym postępowaniem. ...

Grzegorz Łęcicki

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł