Jestem Rosjanką i brak mi słów
Masza Makarowa pochodzi ze Smoleńska. W Polsce mieszka od siedmiu lat. Początkowo studiowała na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach. Wpływ na wybór kierunku kształcenia miały - co akcentuje - sympatia do Polski i pragnienie studiowania polonistyki zrodzone dzięki uczestnictwu w organizowanych przez siedlecką uczelnię wakacyjnych letnich szkołach językowych.
Aktualnie młoda Rosjanka mieszka w Warszawie. Pracuje w prywatnych szkołach językowych i pracuje nad doktoratem o Żydach z Birobidżanu (tj. stolicy Żydowskiego Obwodu Autonomicznego na Dalekim Wschodzie Rosji) w Polskiej Akademii Nauk.
Że nie wszyscy Rosjanie stoją za prezydentem
Pytana, co skłoniło ją do podjęcia ulicznego protestu, Masza wskazuje na datę 1 marca i obejrzaną w telewizji relację z posiedzenia Rady Federacji Rosji, podczas którego udzielono zgody prezydentowi Władimirowi Putinowi na wprowadzenie na Krym wojsk rosyjskich. – Szybkość tej decyzji i słowa, które padły przy okazji, w typowo radzieckiej retoryce, wzmianki o faszystach i narodzie rosyjskim, który wyzwoli dyskryminowanych Rosjan na Ukrainie, sprawiły, że poczułam wstyd. Jestem Rosjanką i utożsamiam się z moim krajem! Zabolała jednomyślność w zgodzie na rosyjską agresję. A przecież w XXI w. w kraju, który mieni się być państwem demokratycznym, takiej jednomyślności być nie może. Przez protest chciałyśmy pokazać, że nie wszyscy Rosjanie stoją za prezydentem – podkreśla Masza.
Mobilizacją do podjęcia manifestacji – jak zaznacza – stały się też doniesienia z Moskwy i Sankt Petersburga, gdzie jej znajomych organizujących antywojenne protesty zatrzymała policja. ...
Agnieszka Warecka