JP2 I love You!
Przeglądamy „święte” obrazki w mniej lub bardziej udolny sposób przywołujące pamięć tych, którzy zostali oficjalnie zaliczeni w poczet świętych czy błogosławionych. Nie ma w tym nic złego. Problem leży w czym innym: tak postrzegana świętość jawi się jako monument, niedosiężny horyzont. Zamiast przyciągać do siebie, krystalizuje przekonanie, że jest tylko dla wybranych, najmocniejszych, a dla tzw. zwykłych chrześcijan pozostaje niedosiężną.
O świętych mówi się czasem: awangarda chrześcijaństwa. Nader często odarci z tego, co „nazbyt ludzkie” i historyczne, w praktyce jawią się jako ci, których bardziej podziwiamy, niż naśladujemy. Łatwiej nam jest zaakceptować postać bohatera niż świętego. Tak się stało m.in. z postacią bł. Jana Pawła II. Pamięć zakuta w spiż, owszem, jest powodem dumy, ale nie generuje pragnienia naśladowania, szukania odpowiedzi na pytania: dlaczego takimi się stali? skąd się wzięła ich wyjątkowość? co tak naprawdę było źródłem ich siły?
W unifikującym wszystko, zglobalizowanym świecie zapotrzebowanie na bohaterów wzrasta. Herosi jednak, w przeciwieństwie do świętych, skupiają uwagę na sobie, sublimują ludzkie pragnienia. I tylko to. Nie wyprowadzają ich jednak poza krąg ludzkich spraw, dlatego też zdumiewająco szybko tracą swoją pozycję. Przychodzą nowi. Świętość nigdy się nie przeterminuje. Święci proponują nową perspektywę spojrzenia na ludzki los i mimo zmienności triumfalnych deklaracji, że w nowym „lepszym” świecie nie ma już miejsca dla Boga, są bardzo atrakcyjną „ofertą”. ...
Ks. Paweł Siedlanowski