Z kim mam porównać to pokolenie?
Dla części z nas każda z tych okazji będzie doskonałym pretekstem do rozpalenia grilla, jednakże dla większości świętowanie będzie sposobnością do wspomnień oraz do rodzinnych spotkań, na które zazwyczaj czasu zbyt wiele nie mamy.
A jak spotkania, i to nie tylko w gronie rodzinnym, to oczywiście natychmiast pojawiają się rozmowy. Dzięki Bogu już chyba za nami etap włączania telewizora, gdy tylko grono rodzinne lub znajomych zasiądzie do wspólnego stołu. Po części na zmianę naszych upodobań wpływ ma coraz słabsza oferta poszczególnych stacji telewizyjnych. Wypadałoby w tym miejscu zwrócić uwagę na dobroczynną stronę kryzysu ekonomicznego, ale w końcu wszyscy i tak wiemy, że gdy brakuje materialnie do życia, to od razu duch podnosi się w narodzie. Gdyby jeszcze nastąpiły wyłączenia prądu (szczególnie zimą), wówczas moglibyśmy z nadzieją popatrzeć na próby załatania dziury demograficznej. Wróćmy jednak do „rozmów okołostołowych”. Zasadniczym ich elementem, oprócz dostrzegania wad innych i dokładnego ich roztrząsania, jest narzekanie na stan obecny i dokonywanie porównań z tym, jak drzewiej bywało. Tak to już jakoś jest, że lepiej wychodzi nam wpatrywanie się w przeszłość, aniżeli analityczne rozważenie stanu dzisiejszego. Problem jednak w tym, do czego dzisiejszą sytuację porównujemy.
Punkt oparcia, co porusza ziemię
Mało kto dzisiaj pamięta ową frazę Archimedesa, w której wyraża swój optymizm w próbie poruszenia ówczesnego środka wszechświata, za jaki uznawano Ziemię. Jednakże owo zdanie można rozważyć nie tylko jako poparcie dla heliocentrycznej teorii w sporze ze współczesnymi mu, ale również alegorycznie. Punkt podparcia, a zatem punkt odniesienia, stanowi o możliwości dokonywania nawet tego, co w oczach ludzkich wydaje się niemożliwym. Problemem w życiu społecznym wydaje się nie to, czy istnieje realna możliwość dokonania zmiany, ale raczej odpowiedniość dobrania punktu odniesienia, który stanowi bazę wyjściową do oceny sytuacji i doboru środków, a nade wszystko do określenia celu. Odnosząc to cokolwiek teoretyczne rozważanie do tematyki rozmów świątecznych, i nie tylko, naszych rodaków, zasadniczym wydaje się pytanie o to, do czego porównujemy nasz dzisiejszy stan i kondycję naszego państwa w ogóle. Otóż nietrudno zauważyć, że zasadniczym punktem odniesienia jest Polska Rzeczpospolita Ludowa, czyli quasi państwowy twór uwiązany na smyczy do sowieckiego imperium. Aż dziw bierze człowieka, że w dobie tak głęboko i dosadnie podkreślanej dowolności każdego indywiduum ludzkiego, za punkt oparcia dla oceny działań państwowych i relacji społecznych przyjmujemy nie to, co świadczyłoby o naszym samostanowieniu, ile raczej życie zadowolonego niewolnika w cieniu i z łaski pana – samodzierżawcy. Być może taka sytuacja jest uzasadniona niezbyt wysoką wiedzą, i to raczej o proweniencji publicystycznej, na temat naszej historii. Debata w sprawie przywrócenia dokładnego nauczania historii w naszych szkołach dość dosadnie pokazała mizerię narodowej pamięci Polaków. Lecz to tłumaczenie po części tylko uzasadnia naszą „lubość w dźganiu samych siebie zatrutym ostrzem” czasów PRL. Dlaczego więc nie odnosimy dzisiejszych czasów chociażby do okresu II Rzeczpospolitej, która pomimo cieni stanowi doskonały przykład dokonań Polaków, którym dane było wybić się na niepodległość? Problem stanowi rozumienie wolności.
Nie zamazuj moich kół
Legenda głosi, iż Archimedes zginął z rąk rzymskiego legionisty w czasie oblężenia Syrakuz. Ponoć gdy rzymski żołdak wznosił swój miecz, by odciąć jego głowę, grecki uczony rysował na piasku figury geometryczne stanowiące rozwiązanie jakiegoś ważnego problemu teoretycznego. Widząc nadchodzącą śmierć, krzykiem zażądał od kata, by nie zamazał jego dokonania, które właśnie znalazło swój finał w utrwalonym na piasku wzorze. Istotnym w naszym odniesieniu do przeszłości nie jest to, jak blisko wydarzeń minionych się znajdujemy, ale jaki wzorzec one nam niosą. Ogrom publikacji, które w ostatnim czasie można znaleźć w mediach, o polskim życiu w czasach komunistycznego zniewolenia, nie tyle świadczy dobitnie o braku rozliczenia się z tamtą rzeczywistością, ile raczej jest dowodem na ukrytą chęć utrzymania nas w stanie zależności od innych oraz wpędzenia w mentalność niewolniczą. Biorąc pod uwagę stan własnościowy polskich (czyli wydawanych w Polsce) mediów, nie jest to konstatacja zbytnio zadziwiająca. Przeszkodą w tym byłoby ukazanie Polaków, którzy są zdolni do samostanowienia. Po prostu są niepodlegli. Zamiast więc ukazywania polskiej siły i polskiej niepodległości, wzorcem stają się tzw. zaradni rodacy, którzy sytuują się pomiędzy zmywakiem a kolankiem hydraulicznym w zachodniej Europie. A nawet jeśli wspomni się o dokonaniach naszych polskich naukowców czy innych specjalistów, to z wyraźnym podkreśleniem, że ich sukces był możliwy tylko dzięki emigracji z kraju rodzinnego. Wzorzec przeszłości dumnej i własnej zostaje w ten sposób dokumentnie zniszczony przez but żołdaka – najeźdźcy, a my sami z lubością zaczynamy wspominać nie wolność, lecz – jak Izraelici na pustyni – cebulę, czosnek i mięsiwa, które znajdowaliśmy na stołach w domu niewoli. To wspomnienie jest tak czarowne, że nawet wizja bata nadzorcy nie jest w stanie przywrócić nas do rzeczywistości.
Martwa żaba
Archimedes miał ponoć powiedzieć, że gdy przetnie się kamień na pół, wówczas otrzyma się dwa kamienie, natomiast z przeciętej żaby otrzyma się tylko jedną martwą. Jeden z polityków całkiem niedawno porównywał naszą ojczyznę do niezbyt urodziwej i mało posażnej panny, która winna wdzięczyć się do kawalerów majętniejszych, i to jeszcze niezbyt zainteresowanych konkurami o jej rękę. Oburzenie, które wówczas się podniosło, oparte było na swoiście pojętej dumie narodowej. Dla mnie tamta wypowiedź miała jeszcze jedno dno. Ustawiała ona nas w pozycji towaru na targu niewolników, gdzie trzeba wdzięczyć się, by sprzedać ludzki towar. Jak widać, tę mentalność przynajmniej część naszego społeczeństwa przyjęła. I tak z twardego kamienia, który nawet po przecięciu rodzi dwa twarde kamienie, staliśmy się martwą żabą, która nie tylko nie jest w stanie poruszyć się o własnych siłach, ale nadto niezbyt ładnie pachnie (jak każda padlina). Warto więc w to majowe święto zastanowić się, czy porównując się do niewolników komunizmu, owego swądu nie zwiększamy.
Ks. Jacek Świątek