Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Cyrk wspaniały z Danii

Istnieją w literaturze teksty, które, w zamyśle twórcy nawet nie miały ambicji, by stać się proroctwem. Zapewne również Jacek Kleyff nie brał pod uwagę, że jego wierszyk „Cyrk”, opowiadający o lokalnym wydarzeniu, jakim było pojawienie się trupy artystycznej w małym miasteczku, doczeka się realizacji w rzeczywistości.

W tekście tym mowa była m.in. o występach chociażby słonia, męskiego dueciku oraz… kobiety z brodą. Wprawdzie realizacja w rzeczywistości owego cyrku z Danii nie do końca zgadzała się z tekstem Kleyffa (w końcu mowa w nim była o kobiecie z brodą, a nie o transseksualiście), ale nie ma co zwracać uwagi na szczegóły.

Jedno jest pewne. Po „sukcesie” Dany International (także transseksualista, tym razem z Izraela) oraz po wygranej austriackiej „Kiełbasy” (w końcu Wurst to kiełbasa) świat medialny dał znak, że jedynym sposobem na zaistnienie w show biznesie jest po prostu wywołanie skandalu lub zaszokowanie tym, co dawniej nazywano po prostu nienormalnością. Wbrew pozorom problem ten dotyka nie tylko światka artystycznego, ale ma daleko większy zasięg.

Sztukmistrz w białych rękawiczkach…

Kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego weszła w ostateczną fazę. Być może rację ma prof. Jadwiga Staniszkis, że jest ona lekko niemrawa, a i sami politycy zdają się nie zachęcać do udziału w tej elekcji. Jednakże prestiżowość wygranej sprawia, że walczące o pozycję lidera dwie największe partie dwoją się i troją, by przyciągnąć niezdecydowany elektorat lub odebrać go innym podmiotom politycznym. W bój o głosy feministyczno-tęczowego grona ruszyła również Platforma Obywatelska. Na Kongresie Kobiet pan premier po raz kolejny już obiecał, że zatroszczy się o szybkie uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. Obietnica jak obietnica, nic nie kosztuje, a i sam Donald Tusk już tyle naobiecywał, że nawet spocik o latach świet(l)nych raczej nie przyciągnie zbyt wielu. Jest jednak w tym miodzie jakaś łyżka dziegciu. Otóż Joanna Kluzik-Rostkowska tejże samej partii obiecała, że pochyli się z pieczą nad wprowadzeniem, dokładnym i ścisłym, zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie organizacji w szkołach lekcji etyki dla osób wyrażających takie pragnienie. Można powiedzieć, że bardzo dobrze. Skoro z jakichś powodów ludzie nie chcą wybierać spomiędzy różnych systemów religijnych, to dobrze, że chociaż w ten sposób refleksja nad dobrem, a co za tym idzie dobrym postępowaniem człowieka stanie się ich udziałem. Moją obawę wzbudziła jednak wypowiedzieć pani minister (a właściwie w tym gronie pani ministry), w której sugerowała ona, że za cel nadrzędny stawia sobie wprowadzenie etyki do podstawy programowej. Tutaj zapaliło mi się czerwone światełko. Dlaczego? Otóż przypomniałem sobie walkę, jaką toczył nasz Episkopat o włączenie nauki religii do podstawy programowej. Wówczas wskazywano, że obawy polskiego Kościoła są nieuzasadnione, ponieważ nikt nie zamierza rugować katechezy ze szkół. Chociaż bowiem przedmiot religia/etyka pozostanie poza podstawą, to jednak będzie on obecny w przestrzeni szkolnej na mocy innych aktów prawnych. Dlaczego więc teraz pragnie się wprowadzić do podstawy programowej etykę? Przecież jeśli ona się tam znajdzie, dla każdego ucznia oznaczać to będzie konieczność uczestniczenia w tych zajęciach (inaczej powstanie zarzut nierealizowania podstawy programowej). Być może jest to lapsus słowny pani Kluzik-Rostkowskiej, a być może nie. Bo przecież całkiem niedawno jej ministerstwo postulowało wprowadzenie do szkół już od najmłodszych lat tzw. wychowania obywatelskiego. Być może więc ustanowienie etyki przedmiotem w podstawie programowej jest próbą przeforsowania tego właśnie projektu. Warto więc coś przypomnieć.

…rozpościera łachman stary…

Siedem lat temu w pewnym europejskim kraju, również powołując się na wskazania Komisji Europejskiej, wprowadzono tzw. wychowanie europejskie, które zastąpiło nauczanie religii i etyki. Krajem tym była Hiszpania, a rządzący nią José Zapatero postawił sobie za cel dokończenie rewolucji z lat 30 ubiegłego wieku. Jednym z zamiarów była dechrystianizacja Iberii. W ramach owego wychowania obywatelskiego wcale nie chodziło o zachęcenie do udziału w życiu społecznym poprzez dokonywanie wyborów politycznych, ale przede wszystkim o tzw. tolerancjonizm dla wszelakiej odmienności. Lekcje miały (także w najmłodszych klasach) opierać się na takich podręcznikach, jak np. „Ali Baba i 40 pedałów” czy też „Przewodnik gejowski ze zdjęciami artystycznymi”. Pomocą dydaktyczną miał być też nakręcony w Londynie film „Gejowski przewodnik bezpiecznego seksu” oraz komiks, reklamowany przez wydawcę sloganem: „Uwaga – w tym albumie znajdziesz radość życia bardziej zaraźliwą od AIDS”. Żeby dopełnić obrazu, warto wspomnieć, że w tymże komiksie oprócz kopulujących gejów występują w niedwuznacznych sytuacjach kot i osioł, co sugeruje, że wskazana jest również tolerancja wobec zoofilów. A jeśli by komuś przyszła chęć nieposyłania dziecka na tak „wspaniałe zajęcia”, Sąd Najwyższy Hiszpanii stwierdził, że wychowanie obywatelskie nie narusza ani prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanym światopoglądem, ani swobody wyznania, w związku z czym rodzicom i uczniom nie przysługuje prawo odmowy uczęszczania na lekcje na podstawie klauzuli sumienia. Promujący aborcję, homoseksualizm, ideologię gender, ateizm i sekularyzm przedmiot ów stał się narzędziem ideologicznej indoktrynacji. Całe szczęście, że w 2012 r. już nowy rząd w pierwszych swoich zapowiedziach i działaniach odszedł o tej idiotycznej propozycji. A u nas?

…wszyscy oniemieli, rozgorzały żądze…

Zauważalna jest od 1989 r. pewna masochistyczna maniera w naszej polskiej polityce, a mianowicie – mimo fiaska rozwiązań wychowawczych wprowadzonych na Zachodzie po tzw. rewolucji seksualnej polscy politycy z uporem maniaka starają się przeprowadzić nas przez to samo bagno, w które wdepnęli kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat temu nasi partnerzy z Europy Zachodniej. Śmiem twierdzić, że wcale nie jest to głupawka lub fascynacja wszystkim, co posiada metkę „Made in EU”. Jest to planowe działanie mające na celu tylko jedno – zniszczenie pozostałości cywilizacji chrześcijańskiej. A sama partia na dziś rządząca w Polsce coraz częściej w osobie pani minister zamiast niebieskounijnej wkłada czerwoną spódnicę. Mam nadzieję jednak, że otrząśniemy się z marazmu i zobaczymy, że w tej kiełbasie (wyborczej) siedzi podróbka baby z brodą. A tego ani kochać, ani uwielbiać jakoś nie sposób.

Ks. Jacek Świątek