Rozmaitości
Źródło: MORGUEFILE
Źródło: MORGUEFILE

Pszczoły na wagę złota

Opinia, że najmniej pożytku z pszczół mają pszczelarze, tylko na pozór przeczy przekonaniu, iż pszczoły hoduje się „dla miodu”. Szacunki dowodzą, że produkty pszczele stanowią nikły procent wartości, jaką ma ogół efektów pracy pszczół związanej z zapylaniem roślin. Wyjaśnia to fakt, że aż jedna trzecia diety człowieka zależy od zapylania.

W opinii Witolda Kąkola z Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Warszawie, Oddział w Siedlcach, rola, jaką pszczoły spełniają w produkcji żywności, jest nieoceniona - ale też niedoceniona.

– W naszych warunkach geograficznych występują dwa typy roślin: wiatropylne, które stanowią 22% ogółu, oraz owadopylne, których mamy aż 78%. Oznacza to, że do zapylenia ponad 700 gatunków niezbędne są owady zapylające. Jest od nich zależnych aż 84% gatunków roślin w Europie. Oznacza to, że aby doszło do powstania owocu i nasion, kwiat musi być zapylony odpowiednim pyłkiem – referuje specjalista z siedleckiego MODR.

Nie(d)oceniona robota

Wartość zapylania roślin uprawnych w krajach Unii Europejskiej szacowana jest na ok. 5 mld euro, z czego 4,3 mln „wypracowują” pszczoły miodne. W Polsce około 50 spośród uprawnych roślin polowych jest zapylanych przez pszczoły, w przypadku roślin ogrodowych ta liczba wynosi ok. 140 gatunków, z czego 15 to drzewa owocowe, 60 – warzywa, 60 – rośliny lecznicze. – Rośliny nawet w największym stopniu wiatropylne zawsze mają dorodniejsze owoce i wartościowsze nasiona, gdy są zapylane krzyżowo, tj. pyłkiem z kwiatów innych roślin tego samego gatunku, co w warunkach naturalnych może nastąpić głównie za pośrednictwem owadów. Największą ich grupę – 88% – stanowią pszczoły, ok 6% – osy, muchy, mrówki i chrząszcze, zaś ok. 5,5% to dzikie pszczoły i trzmiele. Niektóre źródła mówią, że w większości regionów pszczoła miodna stanowi nawet 96% zapylających – podkreśla W. Kąkol.

80 tysięcy zapylaczy

– Sceptycy argumentują, że wśród roślin występują gatunki dające dość dobre plony nawet po zapyleniu własnym pyłkiem, czyli gatunki samopylne. Mimo to zdecydowana większość roślin ma niewystarczający stopień samopłonności do wydawania obfitych plonów. Ponadto zapylenie przez owady zwiększa nie tylko wielkość, ale przede wszystkim jego jakość, czyli kształt, wypełnienie owoców, a także wartość składników pokarmowych – podkreśla W. Kąkol.

Pszczoły, żyjąc gromadnie, są w stanie już wczesną wiosną, kiedy po zimie samice trzmieli zakładają dopiero nową rodzinę, wysłać w teren prawdziwą armię zapylaczy. O ile rodzina trzmiela maksymalną siłę – ok. 500 osobników – osiąga w pełni lata, to rodzina pszczoły miodnej może liczyć 80 tys. Poza tym rodziny pszczele można przewozić na pożytek, np. na pole rzepaku.

Żółte pole

Uprawa rzepaku skupiona jest wprawdzie w płn.-zach. rejonie Polski, jednak przybywa plantacji rzepaku np. na Mazowszu. – Pszczoła miodna jest jedynym gatunkiem, którego czynność na polach rzepaku na wiosnę można regulować w sposób racjonalny. Obecnie w krajowym rejestrze odmian zarejestrowane są głównie odmiany populacyjne rzepaku. Wśród nich 70% roślin jest samopylna, a tylko 30% obcopylna. Oznacza to, że tylko 30% jest uzależniona od zapylania przez owady, przy czym w 90% procentach są to pszczoły. Rzepak zakwita wczesną wiosną, w naszych warunkach klimatycznych od 3 do 18 maja, kiedy ani osy, ani trzmiele, osiągające siłę w pełni lata, nie mogą ruszyć „do akcji”. Tymczasem rodzina pszczela może wysłać prawdziwą armię zapylaczy – stwierdza W. Kąkol. Zauważa również, że obecnie przybywa odmian mieszańcowych typu złożonego (F1z), u których ze względu na cechę męskosterylności (brak produkcji pyłku), kwiaty są obcopylne aż w 70%. – Uprawiający rzepak typu mieszańcowego powinni pamiętać, że warunkiem uzyskania wysokiego plonu jest wystawienie w pobliżu plantacji przez kwitnieniem pni z pszczołami. – Obecność pszczoły miodnej to wymóg agrotechniczny i technologiczny. Jeżeli rolnik wysieje taką odmianę rzepaku, a w pobliżu nie będzie pszczół, rzepak będzie wprawdzie kwitł pięknie, ale plon będzie niski – konkluduje.

Szacuje się, że na skutek udziału pszczół w zapylaniu rzepaku – w zależności od odmiany oraz warunków pogodowych w okresie kwitnienia – następuje wzrost plonów do 30%. – Można powiedzieć, że co trzecia przyczepa nasion rzepaku jest wytworem pszczół – tłumaczy obrazowo W. Kąkol. – Skrócony jest czas kwitnienia, przyspieszone jest wykształcanie się i zwiększanie liczby nasion, następuje zwiększenie ich masy i cech jakościowych, wcześniejsze dojrzewanie łuszczyn – precyzuje.

Kupujcie polski miód

W Polsce większość drzew, krzewów owocowych, warzyw wymaga obecności owadów, jednak świadomość wpływu pszczół na wysokość i jakość plonów tak powszechnie uprawianych roślin jak choćby słonecznik, jabłoń, jeżyna, porzeczka czarna, cebula, kapusta czy marchew, jest ciągle mała. Obrazuje to procent zawiązywania owoców w stosunku do liczby kwiatów – z udziałem pszczół i bez nich. Bez pszczół koniczyna nie zawiąże nawet 1% owoców, z pszczołami – do 92% owoców. Gdyby nie pszczoły, zaledwie 1,2% kwiatów ogórka wykształci owoce, dzięki pszczołom – ponad 70%.

– Możemy stosować niezliczone ilości nawozów i środków ochrony roślin, a nasze uprawy nie wydadzą dorodnego owocu, jeśli nie ma owadów. Nie doceniają ich roli plantatorzy, sadownicy i rolnicy. W Polsce – przeciwnie niż we Francji czy Włoszech – to pszczelarz płaci, choćby symbolicznie, za możliwość ustawienia uli np. przy plantacji rzepaku. Rolnik nie wie, że – jeśli trzy rodziny pszczele pracują na 1 ha pola – zyskuje dodatkowo przyczepę nasion rzepaku. Zmienia się to na zachodzie Polski. W okolicach Grójca sadownicy proszą pszczelarzy o „wypożyczenie” uli z pszczołami, widząc wzrost plonów o ok. 60%. Starty wynikające z niezapylenia upraw przez pszczoły szacowane są na ok. 3 mld zł, a przyrodnicze co najmniej na dwukrotnie większym poziomie. Kupując rodzimy miód, popieramy polskie pszczelarstwo, ale też gwarantujemy istnienie upraw rolniczych, wysokich plonów, dalsze istnienie roślin i zwierząt, dbamy o równowagę w środowisku, którego częścią jesteśmy.


Pszczoły ciągle mnie zaskakują

PYTAMY Witolda Kąkola, wiceprezesa Regionalnego Związku Pszczelarzy w Siedlcach

Pszczoły mogą pozostać pasją nawet po 30 latach pracy w pasiece?

Pasiekę, która przejąłem po zmarłym ojcu, prowadzę samodzielnie od 33 lat. Zaczynałem od kilku rodzin i traktowałem to zajęcie jak hobby. Od kilku lat moja pasieka liczy 60 rodzin, ale wielką pasją pozostaje nadal. Spędzam w niej każdą wolną chwilę po pracy zawodowej. Jedni zazdroszczą mi z tego powodu, inni współczują – wiedząc, że ta praca jest naprawdę ciężka. Mimo że przy miodobraniu pomaga mi rodzina, do uli nie podchodzi ze względu na lęk przed ukąszeniem albo alergię na jad pszczeli.

Pszczelarstwo to hobby nie dla każdego?

Od jakiegoś czasu obserwuję, że pszczelarzy przybywa. Może to rodzaj mody, myślę też, że wiele osób upatruje w tym dodatkowe źródło dochodu. Od czego zaczynać? By każda wizyta przy ulu nie kończyła się w szpitalu, kandydat na pszczelarza powinien najpierw sprawdzić, czy nie jest uczulony na jad pszczeli. Musi bowiem liczyć się z tym, że będzie skazany na ukąszenia przez pszczoły, choćby tylko przypadkowe. Kolejny krok polega na upewnieniu się, czy działka, na której planuje pasiekę, będzie nadawała się do utrzymywania pszczół. Niektórym zamarzy się mieć wprawdzie tylko jeden ul, góra dwa, ale przy gęstej zabudowie nie sprawdzi się nawet taka ilość. Poza tym nie wyobrażam sobie dobrego pszczelarzenia bez choćby podstawowej wiedzy już na starcie. Jeśli ktoś zaczyna bez tego minimum, nie wróżę mu sukcesu.

Czy dokształcać się winni ci, którzy pszczelarzami zostają „z dziada pradziada”?

Do naszego związku przychodzi sporo osób, które przejęły pasiekę po kimś z rodziny: dziadku, ojcu, mężu – zwykle z przekonaniem, że sobie poradzą. Chodzenie przy ulach wydaje się proste, ale początkowy zapał weryfikuje czas. Jeśli ktoś nie ma wiedzy, chęci albo sobie po prostu nie radzi, najlepiej ule z pszczołami sprzedać. Dzisiaj ludzie młodzi upatrują w prowadzeniu pasieki szybki zysk, a niestety jest to praca często na pograniczu zysku.

Trzeba to lubić?

Bez tego nie da się pracować. Wielu z nas nie może doczekać się wiosny, chwili, kiedy po przerwie w obcowaniu z pszczołami, trwającej od października do marca, pójdzie do ula, przyjrzy się pracy pszczół. Poza tym pszczoły ciągle potrafią mnie czymś zaskoczyć, mimo ogromu doświadczenia w tej dziedzinie. Są nieprzewidywalne i pracują po swojemu, w związku z czym zawsze, kiedy otwieram ul, rozpiera mnie ciekawość.

KL