Towarzyszka komuna
Dochodzi do tego infantylizm młodego (choć nie tylko) pokolenia, dla którego autorytetem jest Jerzy Urban, zaś antybohaterami Żołnierze Wyklęci, ks. Popiełuszko i płk. Kukliński. To pokazuje, iż wszystkim potrzebna jest porządna lekcja najnowszej historii Polski.
Problem w tym, że nie ma jej komu napisać. W szkołach i na uczelniach nie ma czasu, by ją porządnie wyłożyć. A jeżeli już ktoś odważny próbuje się podjąć zadania, ściąga na siebie furię i masę oskarżeń o mściwość, budzenie demonów i faszyzm. Tylko niewielu jest w stanie to dźwignąć. I tak trwamy w zawieszeniu pomiędzy epokami, miotający się w labiryncie półprawd, przekłamań i manipulacji.
Na zewnątrz czerwona, w środku biała…
Tak naprawdę komunizmu nigdy w Polsce nie było. Była jakaś jego hybryda, namiastka. Poza dość nieliczną grupą ideowców ogół traktował książeczki partyjne jak trampolinę do kariery, zabezpieczenie świętego spokoju, sposób na „urządzenie się” itp. Ktoś bacznie obserwujący Polaków z boku powiedział, że są jak rzodkiewka: na zewnątrz czerwoni, w środku biali. Dużo w tym było racji. System też był zagadkowy: niby nic nie było, ale ulicami jeździły samochody, budowało się domy, ludzie w miarę normalnie żyli. Wchodzenie na kolejne szczeble kariery wykluczało przynależność do Kościoła, ale dzieci chrzciło się nocami, śluby brało przy zamkniętych drzwiach świątyni. ...
Ks. Paweł Siedlanowski