Komentarze
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Grabarz, co widmo komuny zwiastuje

Protestowanie ma jednak sens. Po przesłaniu listu z ponad 60 tys. podpisów oraz po zapowiedzi manifestacji przez katolików władze poznańskiego festiwalu teatralnego odwołały bluźnierczy spektakl „Golgota Picnic”. Ów spektakl miał ponoć, w zamiarach autora, ukazywać konsumpcyjny styl życia współczesnego świata, toczący się w cieniu tak ważnych spraw, jak chociażby męka Chrystusa.

Niektórzy twierdzą, że cel uświęca środki. Nie jestem do końca o tym przekonany. Być może dzisiejsze społeczeństwo - wyeksploatowane różnymi bodźcami - potrzebuje do osiągnięcia stanu nie tyle zastanowienia, ile zaciekawienia, szokujących wyobrażeń, już nie ocierających się o obsceniczność, ale będących jej zwielokrotnionym ucieleśnieniem.

Czy jednak można pozwolić, by w imię szukania podniety dla własnego życia człowiek poniżał wszystko? Nawet to, co najświętsze? Gdy w dawniejszych czasach o miłości mówiono przy brzasku poranka lub gdy zorza wieczorna oświecała zakochaną parę, dzisiaj dowodami miłości stały się okaleczenia, sadyzm lub perwersja. Nie waham się użyć tak dosadnych porównań, skoro nawet w przedszkolach maluchy zdają się wiedzieć, że miłość to tylko pójście do łóżka. Gdyby jednak przyjąć za zasadę poszukiwania sposobu wyrwania człowieka z letargu autodestrukcji stwierdzenie o celu konsekrującym środki, wówczas dziwnym wydaje się chociażby potępianie stosów, na których miały ponoć ginąć tysiące tych, co nie chcieli serwowanej im wizji szczęścia. Problem więc tkwi w czymś innym, aniżeli tylko w swoiście szlachetnych pieniach o wyrywaniu człowieka z pęt konsumpcjonizmu.

Biała suknia, czarny włos, nie uwierzę

Odwołanie spektaklu w ramach poznańskiego festiwalu teatralnego wzbudziło falę krytyki wśród tzw. artystów oraz pewnej części publicystów i dziennikarzy. Niejaki Grabaż postanowił wręcz ogłosić światu, że nadciągnęła kolejna komuna, tym razem czarna. Pozwolę sobie zacytować jego słowa: „Nie wierzę już w państwo, nie wierzę już w kościół, nie wierzę już w to miasto, nie wierzę już w tę wolność, nie wierzę już w tę demokrację, nie wierzę już w was. Nie wierzę, bo tego nie ma, to nie istnieje. Nie ma sensu się dłużej oszukiwać. Proszę mnie już w to nigdy nie mieszać. Ja spier… stąd. Ja się od tego odłączam. Wypisuję. Hunwejbiini wszystkich krajów łączcie się. Czarna komuna wróciła. Precz z komuną!!!!!!!!” (pisownia oryginalna). A niejaka Janina Paradowska z zapałem potępiała arcybiskupa Gądeckiego pełniącego funkcję przewodniczącego Episkopatu Polski, który śmiał wypowiedzieć się przeciw tejże „artystycznej działalności”, i twierdziła, że staną ramię w ramię z kibolami. Wydaje się więc dość wyraźnie, że w całej wrzawie przeciwko katolikom broniącym własnych świętości wcale nie idzie o samą ideę wyrywania człowieka z objęć śmiercionośnego konsumpcjonizmu, ile raczej o proste przywalenie samemu chrześcijaństwu. Wpisy internetowe popierające „deklarację Grabaża” wprost kierują się przeciwko Kościołowi katolickiemu, bez żenady wywalając wszelakie frustracje antyklerykałów. Oczywiście wszystko w oparach bredni o totalnym tolerancjonizmie. Ja mam jednak drobne pytanie: a dlaczego właściwie nie można mi bronić tego, co uznaję za święte?

Chcesz zobaczyć, czy wygodnie w trumnie mi?

By wytłumaczyć idiotyzm artysty sięgającego po poniżanie Jezusa, nie trzeba od razu krzyczeć, by to samo zrobił z muzułmańskim Mahometem lub żydowskim Mojżeszem. Można zrobić coś zupełnie innego. Załóżmy sytuację hipotetyczną: otóż jest sobie jakiś artysta, który postanawia – w imię wyrwania Polaków ze stagnacji politycznej – zrobić spektakl, w którym aktorzy w oparach marihuany tarzają się w ekskrementach, a tłem dla ich drgawek jest zacisze domowe (załóżmy) Tadeusza Mazowieckiego lub Bronisława Geremka, a nawet Jacka Kuronia. Wszyscy oni należą już do przeszłości, a na ich dziedzictwo powołują się dzisiaj niezmierne ilości uczestników sceny polityczne (dziwne, że jakoś zawsze lewej jej strony). Skoro należą już do przeszłości, to co szkodzi użyć ich jako elementu happeningu scenicznego. Niestety, natychmiast podniosłyby się wrzaski, że nie wolno kalać ich pamięci. Proszę przypomnieć sobie sytuację z panem Baumanem, któremu młodzi ludzie chcieli przypomnieć przeszłość. Dostali wyroki grzywny, a nawet straszono ich odsiadką więzienną. Tymczasem gdy sceniczny łapserdak pastwi się nad Jezusem, to jakoś wolno mu to czynić, a wszystkich, którzy na to nie pozwalają, odsądza się od czci i wiary, nazywając ich faszystami, komunistami czy też talibami. Skąd ta różnica? Otóż wynika ona z symbolicznej funkcji tychże postaci. Oczywiście każdy chrześcijanin zaprotestuje, bo przecież w wyznawanej wierze Chrystus nie jest jakimś symbolem, lecz żywą Osobą, z którą łączy nas miłość. Ale biorąc sprawę tylko socjologicznie, jak na dłoni widać walkę z cywilizacją łacińską opartą na wierze chrześcijańskiej. Poniżanie Osoby Jezusa nie jest tylko sposobem na drodze do uwrażliwienia człowieka, ale jest przede wszystkim i nade wszystko zanegowaniem konkretnego sposobu społecznej egzystencji człowieka. Kula rozdzierająca serce staje się przyczyną śmierci całego ciała. Celne uderzenie w to, co jest świętością, sprawia paraliż całego organizmu cywilizacyjnego i religijnego. I tutaj jest sedno całego sporu.

Czemu ty dręczysz mnie, córko grabarza?

Atak na chrześcijaństwo, a właściwie w Polsce na katolicyzm (bo jakoś nie słychać o odsądzaniu od czci i wiary innych wyznań chrześcijańskich) prowadzony jest nie tylko w sferze artystycznej, ale również i na innych frontach. Cel jest ten sam – zbudować całkowicie laickie społeczeństwo, którym będzie można doskonale sterować. Łatwość sterowalności społeczeństwem, w którym nie ma odniesienia do transcendencji, wynika z faktu poszukiwania przez człowieka jakiejś stałej w życiu, która jest uzasadnieniem samego istnienia człowieka i podejmowanych przezeń działań. Jeśli nie ma transcendentnego czynnika, natychmiast zastępuje go państwo lub inny twór jemu podobny, który traktuje człowieka jak tryb w maszynie. Dlatego obrona czci Jezusa nie jest tylko fanaberią katolickiej frakcji, lecz dbałością o godność człowieka. W odróżnieniu od ideologii chrześcijaństwo jest oparte na wolnym wyborze człowieka. Papież Benedykt XVI w inauguracyjnym przemówieniu swojego pontyfikatu powiedział: „Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Tak! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie”. Grabaż(rz)om wszelkiej maści tak trzeba odpowiadać.

Ks. Jacek Świątek