Dandysi i rycerze
Może to i dobrze - ktoś odpowie. Zanik atawistycznych samczych cech, agresji przyczyni się do tego, że będzie mniej wojen. Ktoś inny może doda: łagodność, miękkość, uczuciowość (jeszcze do niedawna) brzydszej części ludzkości zapewne wygładzi szorstki świat wokół. Przecież nigdzie nie jest napisane, iż maseczki, balsamy, peelingi, manicure czy pedicure są tylko dla kobiet. Fakt, nie jest. Na pewno troska o wygląd zewnętrzny, zdrowie są ze wszech miar godne pochwały.
Facet niedomyty, z pozlepianymi w strąki długimi włosami, sapiący od nadmiaru piwska wlewanego w siebie co wieczór, w pogniecionej, brudnej koszuli, taszczący wielki brzuch przed sobą to żaden ideał. Raczej żenada. Sedno problemu leży gdzie indziej: często w parze z zewnętrznymi oznakami zniewieściałości idzie zmiana osobowości. Mężczyzna zamiast stać się filarem, podporą, gwarantem bezpieczeństwa dla dziewczyny, żony, rodziny coraz częściej sam wymaga troski. Życie budzi w nim lęki – maski, pozy musi w którymś momencie odłożyć na bok. I jeszcze to słowo, którego nie cierpi: odpowiedzialność… Bywa, że, uciekając przed nim, woli być całe życie chłopcem, który nigdy nie dorósł. Ciągle się bawić, zamknąć w świecie gadżetów, gromadzić kolejne elektroniczne zabawki! Albo chować się pod maminą spódnicę, spędzając na wikcie i opierunku rodziców połowę swojego życia.
Jak zrobić z faceta lalusia?
Ktoś kiedyś naszkicował mi taki obrazek: młoda żona w piątym miesiącu ciąży stoi na drabinie. Trzyma w ręku młot udarowy i wierci dziurę w ścianie. Co robi mąż? Trzyma drabinę! Facet, który nigdy w ręku nie miał młotka, lutownicy, żelazka, niepotrafiący zrobić sobie kanapki, pościelić łóżka, wyczyścić butów, obsługiwać odkurzacza czy pralki – to coraz częstszy obrazek współczesności. Uciekający od problemów, nieuznający granic. Chroniony od najmłodszych lat życia przez nadopiekuńczą mamę, nieznajdujący w bezradnym, nieradzącym sobie ze swoimi problemami (albo ciągle zapracowanym) ojcu wzoru, wsparcia w końcu przyjmie rolę, jaka została mu (często nieświadomie, motywowana raniącą miłością) narzucona. Niesprawny fizycznie, bo przez lata szkolne rodzice załatwiali mu zwolnienie z wychowania fizycznego, choć nie było żadnych przeciwwskazań, aby mógł ćwiczyć („Kiedyś dostał „z łokcia”: od kolegi na meczu i się zraził” – tłumaczył dyrektorowi ojciec). Staje się lalusiem, któremu trzeba usługiwać. Niezdolnym do empatii, samodzielności i jakiegokolwiek wysiłku. Wymagającym coraz więcej – wpadającym w spazmy, gdy nie otrzyma na czas tego, co akurat sobie zamarzył. Zapatrzonym w swoje odbicie lustrzane, nowe ciuchy, iPhone’a i chroniącym nażelowaną grzywkę i coraz bardziej puste oczy pod daszkiem czapki za trzy stówy. Wzrastającym w przekonaniu, że wszyscy mają mu służyć. ...
Ks. Paweł Siedlanowski