Między junakiem a hondą
Sobotni poranek zaskoczył wszystkich deszczem. Niekorzystna aura skutecznie odstraszyła niektórych motocyklistów. Odważni zaczęli przyjeżdżać na plac Wolności około 10.00; pogoda nie napawała optymistycznie, ale cóż było poradzić? O 11.00 zgromadzonych powitali organizatorzy imprezy oraz prezydent miasta Andrzej Czapski.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
MicrosoftInternetExplorer4
Przed południem motocykliści w paradzie przejechali przez miasto i udali się do kościoła bł. Honorata. Tam wzięli udział w Mszy św., podczas której dziękowali za tegoroczny sezon. Kiedy wyszli ze świątyni, przywitało ich słońce. Pogoda zmieniła się diametralnie. Zrobiło się ciepło, jasno i przyjemnie. Ostatnim punktem VI Bialskopodlaskiego Zakończenia Sezonu Motocyklowego „Św. Krzyś” był piknik w parku Radziwiłłowskim.
Nie trzeba reklamy
Wszystkie alejki zespołu pałacowo-parkowego były zastawione barwnymi, dumnie błyszczącymi w słońcu maszynami. Przed budynkiem muzeum rozgrywano konkursy. Za bramą, w części spacerowej, można było zjeść coś ciepłego. W pobliżu rozstawiono stoiska ze sprzętem motocyklowym. Nie zabrakło nawet zjeżdżalni dla dzieci. Swój namiot miała również Fundacja DKMS, która zachęcała do dołączenia do bazy dawców szpiku kostnego.
Wśród motocyklistów nietrudno było znaleźć ks. Pawła Zazuniaka, głównego organizatora i pomysłodawcę zlotu. Jak przystało na dobrego gospodarza, starał się osobiście wszystkiego dopilnować.
– Dziś dużo osób przyjechało na nasz zlot starymi motocyklami. Wszystko dlatego, że impreza połączona jest z wystawą zabytkowych polskich motorów. Jak zwykle promujemy zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Przypominamy m.in.: jak należy zachować się w momencie wypadku, kogo informować i wołać do pomocy. Zloty w Białej Podlaskiej stały się tak popularne, że nie musimy ich specjalnie reklamować. Kto zechce, przyjedzie – przekonuje ks. Paweł.
Impreza na poziomie
Wśród uczestników spotykam pana Marcina z Białej Podlaskiej. Na czas rozmowy przerywa konsumpcję pączka i chętnie dzieli się wrażeniami.
– Na motocyklu jeżdżę od siedmiu lat, ale bialskie zloty są jedynymi, w których biorę udział. Na tych imprezach nie ma budek z piwem, dziwnych konkursów typowych dla innych tego typu zjazdów. Wszystko jest na najwyższym poziomie. Cieszę się, że ks. Paweł zawsze zaprasza nas na Mszę św. z okazji rozpoczęcia i zakończenia sezonu. To wielka zaleta tej imprezy. Po modlitwie mamy czas na spotkania, rozmowy i konkursy z głową. Bardzo mi się to podoba. Widać, że ksiądz bardzo przykłada się do organizacji tych zlotów – chwali kapłana pan Marcin.
Rodzinne hobby
Mój rozmówca podkreśla, iż ten sezon był zdecydowanie za krótki. Liczy jednak, że pojeździ jeszcze przynajmniej przez miesiąc. Wspominając minione miesiące, wylicza, iż tym razem odwiedził m.in. Sokółkę, Kodeń, Leśną Podlaskę i Jabłeczną. Najczęściej podróżował z córką lub żoną. – Jeździliśmy na dwa motocykle razem z ojcem albo bratem. Każdy z „plecakiem”. Z dwoma kółkami nie rozstaję się prawie w ogóle. Codziennie dojeżdżam do pracy (w jedną stronę 23 km) motocyklem sportowym, na dłuższe wyjazdy wybieram turystyczny, a na zloty choppera. Lubię jeździć, warunkiem jest tylko temperatura – wyższa niż siedem stopni i brak śliskiej nawierzchni. Wtedy ruszam w drogę – opowiada motocyklista.
W gronie uczestników imprezy był także pan Witold. – Moja motocyklowa pasja zaczęła się bardzo dawno, ale był czas, że musiałem z niej zrezygnować. Ponownie wsiadłem na motor dziesięć lat temu. Zaczynałem od wueski i jawy, potem były chińskie maszyny. Teraz jeżdżę hondą. To mój szósty motocykl. Dzięki takiemu hobby mam wielu znajomych. Motocykl pomaga mi również oderwać się od codzienności i problemów – tłumaczy.
Z demobilu
Na placu przy muzeum pojawiło się także wojskowe obozowisko. Jego inicjatorem był pan Zbyszek z Międzyrzeca Podlaskiego. Tradycyjnie już na bialski zlot przyjechał okazem radzieckiej myśli motoryzacyjnej.
– To K 750. Rok produkcji 1964. Jego wyposażenie stylizowane jest na lata 60 ubiegłego wieku. Takie maszyny wykorzystywano w Wojsku Polskim, w kompaniach zwiadu. Ten pojazd ma przymocowany na stałe karabin maszynowy DP 28. Znajdziemy w nim również radiostację R 105 i dozymetr DP 11. Ten motocykl służył do celów rozpoznawczych – objaśnia pan Zbyszek, pokazując jednocześnie swój namiot, który wykonano z dwóch płaszczy-pałatek. Wewnątrz widać śpiwór oficerski, maskę gazową, kurtkę polową, radiostację, torbę na magazynki i bagnet.
– Najciekawszą rzeczą jest oryginalny karabin zwany pistoletem maszynowym kałasznikowa z 1958 r. Niestety, pozbawiony cech bojowych. Zebranie wszystkich przedmiotów trochę trwało, podobne okazy zdobywa się teraz coraz trudniej – zastrzega.
Polska myśl techniczna
Ważnym punktem zlotu było otwarcie wystawy „Polski motocykl 1945-1985”. Ekspozycję przygotowało Muzeum Południowego Podlasia. W sali wystawienniczej zgromadzono aż 32 rodzime maszyny. – Okazy pochodzą od trzech kolekcjonerów. Wystawa dotyczy nie tylko historii techniki, ale również życia codziennego i obyczajowości. Na ścianach zawiesiliśmy reprodukcje fotografii pochodzących z prywatnych kolekcji mieszkańców Białej Podlaskiej. Dawniej motocykl był nie tylko środkiem lokomocji, wykorzystywano go również na paradach i w turystyce. W czasach, gdy samochody nie były tak popularne jak teraz, motocykle stały się nieodłącznym elementem polskich dróg. To zjawisko zanikło w latach 80, ponieważ ludzie przesiedli się do aut. Ostatnie dziesięciolecie to odrodzenie się sportów motocyklowych. Pasja związana z motorem stanowi niejako styl życia – mówi Małgorzata Nikolska, dyrektor Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej.
Zwraca też uwagę na to, że motocykliści są dziś bardzo widoczni. Mają swój sposób ubierania, swoją muzykę, gadżety i imprezy.
– Zapraszamy do obejrzenia naszej ekspozycji nie tylko miłośników motoryzacji, ale również dzieci i młodzież. Takie maszyny nie jeżdżą już po naszych drogach. To, co pokazujemy, jest owocem polskiej myśli technicznej – zachęca M. Nikolska.
Niezrozumiała decyzja
Autorem wystawy jest historyk Mirosław Barczyński. Na wstępie zaznacza, że na ekspozycji prezentowanych jest 31 oryginalnych motocykli. Okaz 32 to WSK Lelek w wersji sportowej. Wystawę zorganizowano dzięki współpracy z Klubem Motocyklowym Grom.
– Warto przypomnieć, że historia polskiego motocykla zaczęła się w 1929 r. Pierwsza rodzima maszyna powstała w Opalenicy. Potem zaczęto produkować modele Sokoła. Po wojnie pojawiły się eshaelki, wuefemki i wueski. Zamknięcie produkcji w latach 80 było decyzją polityczną. Gdyby tak się nie stało, polskie modele z pewnością stałyby się unowocześniane. W przyszłości chcielibyśmy przygotować wystawy dotyczące motocykli II Rzeczpospolitej i motocykli zagranicznych, które dawniej jeździły po naszych drogach – deklaruje M. Barczyński.
Przypomina, że marki polskich motorów powstały od nazwy ich wytwórni. SHL – to skrót od Stalowej Huty Ludwików, WFM – to Warszawska Fabryka Motocykli a WSK – to Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego (w Świdniku). W centrum wystawy dumnie błyszczą junak 7 i junak M10. Ten ostatni nazywany jest polskim harleyem.
Ekspozycja będzie czynna przez najbliższe dwa miesiące. Wato przyjść i pokontemplować…
AWAW