Komentarze
Prawo do wolności

Prawo do wolności

Tak po cichu to obiecywałam sobie, że nie poruszę tematu. Utwierdzała mnie w tym przekonaniu znajoma, która uważała, że zajęcie się problemem to wsparcie, a nie wyciszenie go. Potem jednak zobaczyłam i usłyszałam prof. Środę i innych gorących orędowników idei (w tym tuzy rodzimego dziennikarstwa)... Ale po kolei.

Najpierw było filozofowanie filozofa Hartmana o tym, że należy przełamać tabu związków kazirodczych. Ponieważ powstała medialna wrzawa, PiS przypomniał debatę sprzed dwóch lat, w której prof. Małgorzata Fuszara, od niedawna pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, podejmuje podobny problem.

 I chociaż Hartmana zakrzyczano, to rejwach, jaki się podniósł w obronie socjolożki z Uniwersytetu Warszawskiego, godzien był, zaiste, lepszej sprawy. Sama zainteresowana odżegnała się od popierania związków kazirodczych i przekonywała, że „to jest w ogóle jakiś zestaw nieporozumień, żeby nie powiedzieć kłamstw”. Zajrzałam w internecie do przywoływanego przemówienia prof. Fuszary, wygłoszonego na konferencji „Nienormatywne praktyki rodzinne”. Oczywiście mówiąc: „Przede wszystkim podważa się sens utrzymywania zakazu kazirodztwa w kontekście rodzeństwa. I pytanie o to, czy w dzisiejszych czasach rzeczywiście taki jest sens utrzymywania zakazu małżeństwa między rodzeństwem”, pani pełnomocnik odnosi się do sytuacji, jaka ma miejsce na Zachodzie. Jednak z kontekstu wyraźnie wynika, że jeśli nie chcemy być zaściankiem Europy, również powinniśmy taką dyskusję podjąć.

Ciekawym zjawiskiem jest język wypowiedzi i nazewnictwo. Temat dyskusji – „Nienormatywne praktyki rodzinne” brzmi i ładnie, i niewinnie. Problem w tym, co owe nienormatywne praktyki oznaczają. Wygląda na to, że zmieścić tu można bardzo, bardzo wiele.

Zarzucając opozycji brak merytorycznego podejścia do sprawy, obrońcy pani rzecznik szafują argumentami politycznymi, twierdząc też, że słowa oburzenia kierowane pod adresem kazirodztwa to atak na wolność debaty naukowej. „Nie pozwolę politykom, by jakąkolwiek debatę naukową ograniczali” – groźnie zarzeka się prof. Fuszara. I przekonuje, że to, co ona robi na wykładach i debatach „nie ma nic wspólnego z propozycjami legislacyjnymi”. Można by się jednak zastanowić, czy przygotowywana przez nią do ratyfikacji konwencja zwalczająca przemoc w rodzinie i mówiąca o „wykorzenieniu uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn oraz promowanie zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn” nie koliduje z wypowiedzią pani profesor.

Charakterystyczny jest sposób myślenia orędowników „nienormatywnych praktyk rodzinnych”. Wszyscy oni to obrońcy wolności… Ciekawe, że natychmiast przestają być nimi, gdy sprawa dotyczy np. Kościoła katolickiego.

Dobił mnie argument, że przecież problem kazirodztwa i tak istnieje. Więc co? Należy je zaakceptować, usankcjonować prawnie? To może zaakceptujmy i usankcjonujmy też inne „nienormatywne” zachowania – kradzieże, gwałty, morderstwa…

Paranoja!

Anna Wolańska