To nie ja zbiłem szybę!
Czy zastanawialiśmy się kiedyś, jak ważną rolę w doborze tych newsów odgrywają dziennikarze? To właśnie od nich zależy, które wiadomości trafią na czołówki, a które zostaną pominięte i przemilczane.
Oczywiście, najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy piastują funkcje kierownicze w redakcjach, a zatem redaktorzy naczelni i redaktorzy działów, jednak nawet zwykli, szeregowi pracownicy mediów muszą codziennie mierzyć się z potokiem słów, wydarzeń i opinii dostarczanych przez agencje informacyjne, korespondentów, listy do redakcji i wiele, wiele innych źródeł informacji dziennikarskiej. Czasem dziennikarz sam szuka tematów, podejmując niełatwe i ryzykowne działania śledcze i doprowadzając do wykrycia poważnych nadużyć.
Niejako po drugiej stronie barykady znajdują się ludzie zajmujący się działalnością public relations, czyli budowaniem wizerunku. Nie należy mylić ich ze specjalistami od reklamy: reklama bowiem jest komunikatem płatnym i powinna być w mediach jasno oznaczona, prawo reguluje to bardzo precyzyjnie. Specjaliści od public relations działają inaczej. Mówią o sobie, że są specjalistami od komunikacji, że dzięki nim firma przekazuje innym swoje wartości, informuje o działaniach, podejmuje różne – czasem bardzo pożyteczne społecznie – inicjatywy. Nie jest to zatem płatna reklama, ale działanie, które ma sprawić, że dziennikarze „sami z siebie” zauważą firmę i jej działalność.
Warto w tym momencie zastanowić się nad medialnym wizerunkiem Kościoła. Czasem słyszę, jak księża i wierni złoszczą się na media: że atakują, że manipulują… i nieraz ci złoszczący się mają sporo racji. Wypadałoby jednak zapytać: czy Kościół – rozumiany jako instytucja – robi coś, by ten obraz zmienić? Czy możemy mówić o jasno określonej i realizowanej polityce informacyjnej Kościoła? Są takie próby, ale po pierwsze jest ich trochę zbyt mało, po drugie – pożyteczne inicjatywy często zbyt łatwo upadają. Istotnie, wydaje się, że polityka informacyjna Kościoła i jego relacje z mediami zbyt często przypominają „gaszenie pożaru” – są reagowaniem na kryzys medialny, nagłośnione skandale czy medialne publikacje. Nie podejmuje się trudu „ustawiania agendy” („agenda setting”). Nie ma świadomego kreowania kierunków debaty publicznej, narzucania tematów, ukazywania ich w pożądanym świetle. Przykładem bardzo zaniedbanego pod tym względem obszaru wydaje się tematyka bioetyczna czy też kwestia finansów Kościoła. Warto byłoby zadbać o to, by samemu narzucać pewne tematy, dysponować przygotowanymi ekspertami (nie tylko duchownymi – to także przestrzeń do mądrego zagospodarowania zaangażowanych w życie Kościoła świeckich!). Taką inicjatywą jest np. „Catholic Voices” – grupa świeckich katolików przygotowanych do fachowego mówienia w telewizji i radiu o swojej wierze. Ich celem jest przekazywanie istoty wiary i religii katolickiej w mediach tak, aby głos zwykłych katolików był obecny na forum publicznym. Jakieś dwa i pół roku temu ogłoszono stworzenie polskiego zespołu (bo projekt jest międzynarodowy). Spośród 263 osób wybrano 14, przeszkolono i… i dziś czytam ich biogramy, próbując sobie rozpaczliwie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem/słyszałem/czytałem daną osobę wypowiadającą się w świeckich mediach. Pomysł dobry, czego zatem zabrakło?
Żyjemy w świecie zmediatyzowanym. Kościół jest jego częścią. Musi zatem świadomie i mądrze kreować kierunki medialnej dysputy na swój temat, a nie być ciągle stawianym w sytuacji chłopca, który musi tłumaczyć i udowadniać, że to nie on zbił szybę w oknie sąsiada.
Ks. Andrzej Adamski