Historia
Zajścia w Patrykozach, Nasiłowie i Kuzawce

Zajścia w Patrykozach, Nasiłowie i Kuzawce

W nocy z 28 na 29 marca 1864 r., gdy w kolonii Juliopol nocował oddział wojsk rosyjskich przybyłych z Parczewa, w zabudowania tej osady wjechało trzech powstańców. Czuwający stróż powołany przez zaborców zapytał: kto jedzie?

Zamiast odpowiedzi padł strzał z rewolweru. Przestraszony wartownik rzucił się do ucieczki, ale i partyzanci zrezygnowali z penetracji i odjechali w kierunku Siemienia. Tej samej nocy pod nieobecność właściciela do dworu w Wereszczynie przybyło także dwóch powstańców. Skonfiskowali bieliznę z szafy i udali się do stajni.

Kazali się wieźć stajennemu do Wólki Tarnowskiej. 29 marca w oddziale ks. Brzóski zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Tak o nim napisał K. Borowski: „Przy ognisku, bez munduru, w kamizelce tylko i konfederatce amarantowej na głowie siedział młody chłopak, Stanisław Niewiarowski spod Sokołowa, zdaje się, że ze wsi Podawce… Poprawiając na ognisku, nie zauważył, że maleńka gałązeczka zwęglona z ogniem, pokryta popiołem, dostała się w rękaw koszuli… Gdy podniósł rękę znad ogniska i przenosił ją ponad garnkiem z prochem, owa gałązeczka wypadła z rękawa na masę w garnku i w jednej sekundzie nastąpił straszny wybuch. Z garnka wyleciał z hukiem ponad wierzchołki sosen słup dymu i ognia musnąwszy w przelocie twarzy Niewiarowskiego. Ten, jakby piorunem rażony, zerwał się z krzykiem: ratujcie! I puścił się pędem w krzaki. Pobiegliśmy natychmiast za nim, a dogoniwszy zarzuciliśmy burkę na palącą się już na nim koszulę i ogień stłumiliśmy. Strasznie biedak wyglądał. Konfederatka na głowie z amarantowej stała się zupełnie siwa, twarz czarna, brwi ani śladu, ręce, piersi i szyja – okropnie poparzone. Przyprowadzony pod ognisko, padł na ziemię i jęczał strasznie. Wieczorem zabrano go do Patrykoz, do dworu, sprowadzono doktora, który zastosowawszy środki, zapewnił chorego, że nic mu nie będzie, że żyć będzie, ale że zarostu na twarzy, ani brwi nigdy już mieć nie będzie”. 30 marca odbyła się carska rewizja w Sawicach Szlacheckich. Nie przyniosła jednak rezultatu. Ukrywający się we dworze powstaniec Kobyliński, widząc nadchodzących kozaków, wpadł na górę budynku i tam znalazł drzwiczki do kominka, przez które wchodzono i wieszano mięsiwo do wędzenia. W tym kominie ukrył się. Tymczasem kozacy robili rewizję w całym domu, lecz szczęściem do kominka nie zajrzeli. Kobyliński przesiedział w kominie na drążku do wieszania wędlin przez całą noc i na drugi dzień do 12.00 w południe. Następnego dnia rano wskoczył do wozu z kartoflową skrzynią, który podjechał pod ganek. Woźnicą był zaufany fornal, który przywiózł go do Smuniewa. Rewizja odbyła się również w Nasiłowie. Ukrywający się powstańcy schowali się w oborze. P. Powierza wspominał: „Do obory weszli kozacy z oficerem. Zobaczywszy, że jest pusta, zaczęli gęsto lancami kłuć gnój, zapewne w poszukiwaniu broni. Tak zbliżali się do zagrody pod ściółką, w której leżałem. Krowa zaczęła rzucać się, nastąpiła na mnie, lecz zaraz cofnęła się. Gdy to powtórzyło się przy następnym zbliżaniu się kozaków – oficer kazał im odejść. Ta krowa ocaliła mnie, bo z pewnością przygwoździliby mnie do gnoju”. Uratował się również drugi powstaniec, którego ocaliła szlachcianka gospodyni. Weszła tuż przed rewizją do obory. Zdjęła wierzchnią spódniczkę, chustkę i oddała mu, włożyła na kark pęczek paszy i poprowadziła jako służącą do chaty, w której rewizja już odbyła się”. Wójt gminy Sławatycze donosił raportem nr 346 gubernatorowi cywilnemu lubelskiemu: „W nocy dnia 31 marca na dzień 1 kwietnia przybyło do folwarku Kuzawka dwóch zbrojnych powstańców i wszedłszy do miejscowego dworu zażądali od obecnego tam Juliana Błociszewskiego, syna Józefa, zastępującego miejsce dzierżawcy, dostarczenia sobie wódki i zakąski. Julian Błociszewski żądaniu powstańców zadość uczyniwszy poznał w jednym z nich Szymańskiego, dawnego kowala z folwarku Kuzawki, który z odwiedzionym kurkiem u fuzji oświadczył, iż przybył po to, aby zemścić się nad Błociszewskim za to, że żonę jego wyrugowali z folwarku i że w domu, a nie w lesie tak jak oni siedzą”. Prawdopodobnie Błociszewski był przeciwnikiem powstania i obawiając się represji, nie mogąc dosięgnąć Szymańskiego, zwolnił z pracy jego żonę i wyrzucił z zamieszkania w folwarku. Wójt pisał dalej: „Powstańcy ci po narobieniu jeszcze w różny sposób hałasów, wyszli ze dworu z tym oświadczeniem, iż jest ich niedaleko 200, że jak Błociszewski Józef, który wówczas znajdował się w mieście Białej, nie przyjmie i nie obdarzy ordynarią, pieniędzmi i gruntem żony Szymańskiego, przyjdą wszyscy i dwór cały spalą. Folwark Kuzawka jest tylko o wiorstę odległy od miasta Sławatycz, gdzie konsystuje wojsko pułku J.O. Księcia Kutuzowa i gdzie znajduje się urząd wójta gminy. Julian Błociszewski dał znać osobiście dowódcy roty o 11.00 przed południem, który zawezwawszy podpisanego wydał mi polecenie, aby natychmiast udać się włącznie z nim i wojskiem w obręb gminy i śledzić śladów powstańców. Przebyliśmy więc dosyć obszerny objazd, lecz pomimo najściślejszych starań ani powstańców, ani ich śladów odkryć nie było można zobaczyć. Julian Błociszewski za późne udzielenie o powstańcach wiadomości badany był protokólarnie przez Wielmożnego dowódcę roty kpt. Fitengowa. Powstańcy uzbrojeni byli w fuzję i pistolety oraz pałasze”. 2 kwietnia do dworu w Patrykozach przybyli kozacy na rewizję. Znaleźli ciężko poparzonego powstańca Niewiarowskiego z oddziału ks. Brzóski, ale wmówiono im, że to kominiarczyk, że wycierając komin w lufcie, ogniem i sadzami został poparzony.

Józef Geresz