Taka przyjaciółka to skarb
Analizując ostatnie chwile życia bł. Karoliny, psycholodzy powiedzieli, że ta droga: za domem, przez nieco podmokłą łąkę i mroczny las, to droga mężczyzn, którzy zawiedli: ojca, który nie potrafił obronić córki; rosyjskiego żołnierza, który pociął dziewczynę szablą; i jej dwóch rówieśników, którzy, widząc, jak szarpie się z sołdatem, uciekli, zamiast przynieść pomoc. Dziś jej ostatnią drogą idą pielgrzymi. Każdy ze swoim krzyżem.
18 dnia miesiąca 3-4 tys. osób rusza szlakiem męczeństwa 16-letniej bł. K. Kózkówny. Młodzi, starsi, ludzie z traumą, często po utracie w wypadku kogoś bliskiego. Powierzają jej troski, problemy, prosząc o wstawiennictwo. Zatrzymują się pod 200-letnią gruszą. – Pod nią Karolina uczyła wiejskie dzieci prawd wiary i przygotowywała do sakramentów świętych. Ówczesny proboszcz nazywał ją swoją „prawą ręką” – opowiada ks. Zbigniew Szostak, proboszcz kościoła w Zabawie i kustosz sanktuarium Kózkówny, które rocznie odwiedza 80 tys. osób.
Pierwsza dusza do nieba
Karolina urodziła się 2 sierpnia 1898 r. w miejscowości Wał-Ruda. Wychowywała się w wielodzietnej religijnej rodzinie. Od dziecka nazywana była przez mieszkańców pierwszą duszą do nieba, najpobożniejszą dziewczyną w parafii i prawdziwym aniołem. Codziennie obecna w kościele, brała też odpowiedzialność za utrzymanie domu, gospodarstwa i wychowanie rodzeństwa. Niestety, żyła tylko 16 lat.
18 listopada 1914 r. do domu Kózków zapukał uzbrojony rosyjski żołnierz. Matka Karoliny była w kościele, z dziećmi został tata. Żołnierz wyprowadził Karolinę i jej ojca w stronę lasu, następnie zmusił mężczyznę do powrotu. ...
Jolanta Krasnowska