Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Fura daje władzę

Wyborcy patrzą politykom nie tylko na ręce. Chętnie zaglądają też do ich portfela i... garażu. Ankieta sieci motoryzacyjnej i portalu internetowego ProfiAuto pokazuje, że Polacy oceniają włodarzy także po tym, czym jeżdżą.

ProfiAuto przeprowadziła wśród kierowców sondaż na temat ich preferencji wyborczych. Pytanie dotyczyło oceny pretendentów do samorządowych stanowisk pod kątem auta, jakie posiadają: „Zagłosowałbym na kandydata na prezydenta miasta, który jeździ...”. Najwięcej głosów zebrały odpowiedzi: „Drogą furą, bo sam na nią zarobił” (40%) oraz „Używaną skarpetą, bo nie szasta pieniędzmi” (40%).

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

Okazuje się, że zmotoryzowani wyborcy nie mają zaufania do kandydatów, którzy preferują rower lub komunikację miejską.

Odpowiedź „Rowerem, bo jest eko” przyciągnęła zaledwie 13% respondentów, a na „Autobusem, bo nie stać go na własne cztery kółka” zagłosowało tylko 8% ankietowanych.

W samorządzie, jak na jezdni

Zdaniem Witolda Rogowskiego, eksperta rynku motoryzacji z ProfiAuto, wybór odpowiedzi świadczy o polskiej mentalności. Część z nas popiera ludzi, którym się udało, osiągnęli pewien status zawodowy i finansowy. I to na nich jesteśmy skłonni oddać swój głos, wierząc, że będą bardziej starali się zrobić coś dla dzielnicy, miasta czy gminy niż patrzeć tylko, jak można się na tej funkcji wzbogacić. Na drugim biegunie mamy tych, którzy nie ufają ludziom majętnym. – Często obserwuję takie zachowania w ruchu ulicznym: kierowcy chętnie wpuszczą przed siebie stary, rozlatujący się samochód, ale absolutnie nie ustąpią, kiedy zobaczą obok drogą, błyszczącą limuzynę. W naszej ankiecie zadziałało to podobnie. Można oczywiście analizować, czy kandydat jeździ starym gruchotem, bo nie szasta pieniędzmi, czy np. auto, jakim się porusza, nie ma dla niego żadnego znaczenia. Ale to wcale nie oznacza, że jest lepszym kandydatem – mówi W. Rogowski.

Jak cię widzą, tak cię piszą

W sondażu potwierdziła się więc znana zasada „jak cię widzą tak cię piszą”. – My, Polacy, traktujemy samochód jako wyznacznik statusu społecznego. Nie jest to dla nas narzędzie pracy czy środek transportu, ale wyznacznik tego „na co mnie stać”. Nawet jeśli auto kupiliśmy na kredyt. Zapewne takie podejście wynika z tego, iż wielu z nas pamięta czasy, gdy samochód był inwestycją – mówi W. Rogowski, dodając, że choć od tamtej pory minęły lata, pogląd pozostał. – Jest w Polsce kilka rarytasów, których wartość rośnie z roku na rok, ale te auta, którymi się chwalimy przed sąsiadami, moim zdaniem nie stanowią wyznacznika statusu społecznego czy finansowego – mówi Rogowski.


MOIM ZDANIEM

Witold Rogowski, ekspert ProfiAuto:

Trudne zadanie miałby polityk, który chciałby dostać mój głos na podstawie samochodu, jakim przyjechał na spotkanie przedwyborcze. Musiałby bowiem wzbudzić moją ciekawość, zaintrygować. Na pewno nie mogłoby być auto produkowane obecnie, gdyż nie ma w tej chwili na rynku nic ciekawego. Lista moich subiektywnych typów to: pontiac trans am „bandit” z 1977 r., pontiac GTO judge z 1969 r., ford mustang boss 429 z 1969 r. Generalnie każdy samochód starszy niż 25 lat wzbudziłby moją czujność i chciałbym porozmawiać z kandydatem, który takim autem się porusza.

MD