Patrzy władzy na ręce… przez internet
- Mamy do czynienia z nadużyciem przywileju, jakim jest dostęp obywateli do informacji publicznej - uważa burmistrz Paweł Kędracki.
Jawny Parczew to facebookowy fanpage, którego twórca, jak wyjaśnia, zajmuje się „obywatelskim monitoringiem”. Chce jednak pozostać anonimowy, gdy jego zdaniem, „liczy się słuszna idea, a nie promocja własnej osoby”. – Moje personalia są doskonale znane urzędowi miasta. W ten sposób sprawdzam prawidłowość polityki w sferze ochrony danych osobowych i prywatności obywateli ze strony urzędu – tłumaczy autor serwisu.
Czemu ma służyć Jawny Parczew? – Przede wszystkim pragniemy pokazać mieszkańcom, że mają prawo pytać władzę, jak wydaje ich pieniądze. Chcemy wspierać zasady jawności życia publicznego i transparentności działań władzy, które legły u podstaw obywatelskiego prawa do informacji publicznej, w tym jawności finansów publicznych, i mają sprzyjać możliwości sprawowania społecznej kontroli przez wszystkich obywateli – wyjaśnia internetowy kontroler.
Umowy rejestrowane elektronicznie
Jawny Parczew chętnie chwali się efektami swojej działalności. – Wywalczyliśmy elektroniczny rejestr umów w urzędzie miasta oraz w starostwie powiatowym. Wysłaliśmy też wnioski o wytworzenie takiego rejestru w gminach całego powiatu i kilka z nich odpowiedziało, że to zrobi – mówi twórca profilu. Podczas styczniowej sesji rada gminy zajęła się skargą Jawnego Parczewa dotyczącą niezgodnego z prawem powołania Roberta Makówki (prywatnie męża Anny Makówki – skarbnika gminy) do rady nadzorczej Zakładu Usług Komunalnych. Stanowisko w sprawie zajął wojewoda lubelski. Uznał, że została naruszona ustawa o samorządzie gminnym, która mówi, iż „małżonkowie skarbników gminy nie mogą być członkami władz zarządzających lub kontrolnych i rewizyjnych spółek handlowych z udziałem gminnych osób prawnych lub przedsiębiorców, w których uczestniczą takie osoby”. – Rada miasta uznała naszą skargę za zasadną. Dzięki nam pan Robert M. zwrócił 3,5 tys. zł z tytułu bezprawnego sprawowania funkcji członka rady nadzorczej ZUK – stwierdza nie bez satysfakcji autor serwisu.
Burmistrz miasta do rezultatów działalności Jawnego Parczewa podchodzi z dystansem. – Jeśli chodzi o elektroniczny rejestr umów, była też interpelacja radnego poprzedniej kadencji. Przychyliliśmy się do tej prośby, gdyż nie wiązało się to z większymi kosztami – tłumaczy P. Kędracki. Natomiast przy powołaniu nowego członka rady nadzorczej ZUK – zdaniem włodarza – „zawiodły służby, które od strony prawnej powinny sprawdzić taką decyzję”. – Zdaję sobie sprawę z błędu, ale nie popełnia go ten, kto nic nie robi – przyznaje włodarz. I dodaje: – Pan Makówka bardzo dobrze wypełniał swoje obowiązki. W czasie, kiedy zasiadał w spółce, zanotowała ona zyski, wykonała szereg inwestycji. Jego działalność w radzie zaowocowała dokumentami, które sporządził w ramach obowiązków członka rady. Zwrócił wynagrodzenie, choć nie musiał tego robić.
Obywatel pyta, urząd odpowiada
Jak podkreśla autor facebookowego serwisu, od kiedy czytelnicy przekonali się, że jest on „niezależny od lokalnej władzy i działa konsekwentnie”, sami wysyłają informacje o sprawach, które powinny być wyjaśnione. Zapytania, za pośrednictwem Jawnego Parczewa, trafiają do urzędników i – zdaniem burmistrza – zmuszają ich do dodatkowej pracy. – Od trzeciego kwartału ubiegłego roku Jawny Parczew przysłał do gminy 150 wniosków o dostęp do informacji publicznej. Suma wydruków, jakie musieliśmy wygenerować, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania, zamyka się w co najmniej kilku tysiącach stron – wylicza P. Kędracki. I tłumaczy: – Ustawodawca nakłada na nas obowiązek ujawniania informacji i to czynimy. Niemniej warto dodać, że odpowiadanie na pytania, które dotyczą różnych aspektów funkcjonowania urzędu, jest często czasochłonne i kosztowne.
Jednocześnie burmistrz odrzuca argumenty Jawnego Parczewa, że zapytań by nie było, gdyby dane informacje znalazły się w Biuletynie Informacji Publicznej. – BIP jest prowadzony w sposób, jaki wymusza na nas ustawodawca. Umieszczanie wszystkiego, czego by sobie życzyła dana osoba, wiąże się z kolejnymi kosztami. Do tej pory staraliśmy się wprowadzać te informacje w ramach pracy wykonywanej przez pracowników, którzy na bieżąco obsługują BIP. Natomiast zakres wiadomości, jakich żąda Jawny Parczew, to kwestia zatrudnienia człowieka, który będzie zajmował się tylko umieszczaniem informacji w biuletynie i odpowiadaniem na pytania o dostępie do informacji publicznej. Czy intencją ustawodawcy było zwiększenie biurokracji? Myślę, że nie – stwierdza włodarz.
– Każdy obywatel ma prawo pytać, jak władza wydaje nasze pieniądze – odpowiada autor Jawnego Parczewa. – My tak naprawdę robimy czarną robotę za urząd, bo publikujemy te informacje, o które wnioskujemy, a jakich właśnie nie ma w BIP – dodaje. Natomiast burmistrz podkreśla, że gmina nie ma nic do ukrycia. – Samorząd jest instytucją, która podlega szeregowi kontrol i cała działalność jest jawna, ale w tym przypadku mamy do czynienia z nadużyciem przywileju, jakim jest dostęp obywateli do informacji publicznej – zwraca uwagę P. Kędracki.
– Mieszkańcy mają prawo znać te dane, których urząd nie publikuje w BIP, więc zgodnie z prawem są one dostępne na wniosek. Nie ma czegoś takiego, jak nadużycie prawa do informacji publicznej, to prawo gwarantuje każdemu konstytucja – uważa twórca profilu.
Pod okiem kamery?
W ostatnim czasie twórca Jawnego Parczewa wystąpił do burmistrza z wnioskiem o filmowanie obrad sesji. – Rejestrowanie audiowizualne umożliwi mieszkańcom obejrzenie, jak pracuje wybrany przez nich burmistrz oraz jak głosował dany radny w interesujących ich kwestiach. Należy również wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym: mieszkańcy nie mogą uczestniczyć w obradach, bo w tym czasie pracują. Nie można także dyskryminować osób niepełnosprawnych. Sądzę, że radnym zależy na rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i świadomości mieszkańców w tej sferze – podkreśla wnioskodawca.
Co o tym pomyśle sesji sądzi burmistrz? – Zostawiam to radnym, niech zadecydują -podsumowuje krótko P. Kędracki. Decyzja może być podjęta jeszcze w lutym.
KO