Historia
Powstańcze dylematy

Powstańcze dylematy

Powstańcy ks. S. Brzóski w pewnym sensie uosabiali ostatni skrawek niepodległej Polski z jej prawami, instytucjami, obyczajami.

Część majętnych obywateli, zatrwożona, tchórzliwie wyrzekała się już tej Polski, która kosztuje i wymaga ofiar, wolała niewolę i szła nawet na kolaborację z zaborcą. 12 września 1864 r. zauważono powstańców we wsi Jamielniki. Dwóch zbrojnych przybyło wtedy do folwarku i prosiło o przygotowanie dla nich dziesięciu chlebów. Byli to uratowany przez ks. Lewandowskiego kleryk Bujanek i Korabiewski.

13 września został aresztowany 18-letni Piotr Sadowski z Konstantynowa oskarżony o werbowanie ludzi do szajki buntowniczej. 14 września, w nocy, 12 zbrojnych powstańców przybyło do folwarku Celej we wsi Guzówka z zamiarem wykonania wyroku na właścicielu, którego podejrzewano o współpracę z Rosjanami. Jednak nie przystąpili do wykonania natychmiastowej egzekucji, ale pytali o opinię mieszkańców Guzówki. W ostateczności od wyroku odstąpili wskutek zapewnień rodziny i mieszkańców wsi, że jest niewinny. Nieuchwytność powstańców zaniepokoiła rosyjskich dowódców miejscowych komend. Dowódca ze Stoczka zabiegał o wzmocnienie swej załogi. 15 września informował naczelnika łukowskiego, że aktualnie posiada jedynie 40 ludzi piechoty i nie jest w stanie wysyłać nikogo w pościg za powstańcami, bo „zostanie bez wojska”. Z Łukowa jednak dodatkowych sił nie przysłano. Stworzono natomiast nową placówkę we wsi Zastawie. Odkomenderowano tam 50 żołnierzy ze stacjonującego w Łukowie kostromskiego p.p.

23 września poszukujący powstańców mjr Jediełow z Dęblina pisał do głównego policmajstra Trepowa: „Wiadomą jest rzeczą, że w Królestwie jest jeszcze złoczyńca, ukrywający się w lasach Brzóska, który z godziny na godzinę, z minuty na minutę powiększa swoją szajkę i nie ma możności go schwytać. Przeto należy nakazać wójtom, aby śledzili za mieszkańcami. Jeśli schwytany będzie gdziekolwiek włóczęga, nałożyć kontrybucję na tą miejscowość”. Tym samym przyznawał się do bezskuteczności działań i jedyną szansę widział w zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej. Wkrótce go wycofano i odwołano.

Przewidujący ks. Brzóska odszedł ze swymi ludźmi z Łukowskiego w okolice Seroczyna, gdzie działała inna grupa powstańców w sile ok. 30 ludzi. Zorganizował ją 20-letni mieszkaniec Latowicza Paweł Ługowski. Oddał się on pod komendę ks. Brzóski. W ten sposób powstały nowe problemy. Mając ok. 40 ludzi, ks. Brzóska zaczął odczuwać brak pieniędzy i żywności. Teraz zmuszony był nałożyć na dwory podatek narodowy lub ściągać zaległy. W tym celu wysłał swoich żołnierzy, aby szukali środków na dalsze trwanie. 27 września, ok. 22.00, 11 powstańców przybyło do dworu w Tuchowiczu i zażądało od właściciela Aleksego Hempla 1050 rubli przypadającego na niego podatku narodowego. Kiedy im odmówiono, zabrali Aleksego, a także jego 78-letniego ojca Joachima z zamiarem dostawienia ich do naczelnika oddziału. Na trakcie do Żelechowa, wysłuchawszy wynurzeń patriotycznych starca, który w czasach napoleońskich szarżował pod Somosierrą, a niedawno szkolił powstańców, puścili go wolno, a z Aleksym ruszyli lasami do swej bazy. Usiłowali go przekonać, że nie są zwykłymi rabusiami i chcieli dać mu sposobność zakosztowania trudów partyzanckiego życia. Hempel pozostał jednak niewzruszony i wciąż zimno kalkulował. Powstańców uważał już za straceńców. Licząc się z ponownym aresztowaniem przez władze rosyjskie, nie zamierzał pomagać nieszczęśnikom. Zrezygnowani partyzanci 28 września wypuścili go do domu, ukarawszy uprzednio chłostą. Jednak ujęcie Hempla i doprowadzenie go do obozu okazało się poważnym błędem, bowiem zaraz po uwolnieniu przekazał on wójtowi Tuchowicza i władzom rosyjskim ważne informacje o oddziale ks. Brzóski. Podał mianowicie rejon jego kryjówki, sposób poruszania się, stan oddziału i jego uzbrojenie. Tymczasem władze rosyjskie otrzymały wiadomość, że powstańcy byli w Jeleńcu u ziemianina Dmochowskiego i kiedy tutaj odmówiono im podatku narodowego, wymierzyli chłostę właścicielowi i wzięli w zastaw burkę, kożuch i zegarek.

Od 3 do 5 października dwie roty piechoty i rota kawalerii rosyjskiej stacjonujące we wsiach Żeliszew, Domanice i Stanin dokonywały obławy na „szajkę ks. Brzóski” w lasach Jagodnego wraz z błotami jackimi oraz spenetrowały rejony Adamowa, Żelechowa i Siedlec. Mimo usilnych starań buntowników nie wykryto. W międzyczasie powstańcy, przebywając w pobliżu wsi Soćki, natknęli się na dziwnych żebraków. Było to małżeństwo dwojga dziadów, których okoliczni mieszkańcy oskarżali o to, że zimą 1863/1864 naprowadzili wojsko rosyjskie do miejsca, gdzie odpoczywały resztki zmaltretowanej partii Kobylińskiego i przyczynili się do jej ponownego rozbicia. Zarzut nie był gołosłowny, bowiem świadczył o tym uratowany członek tego oddziału Antoni Szwagierek, były kwestarz zakonu kapucynów z Zakroczymia zwany bratem Pafnucym. Dziadów oskarżała także żona kowala Franciszka Brodowska i były żołnierz rosyjski Józef Dadacz oraz chłop Jan Młyńczak ze wsi Soćki. Wszyscy domagali się dla nich, jako szpicli, kary śmierci. Ks. Brzóska próbował ich bronić, ale miał większość przeciw sobie. Wydaje się, iż ma rację historyk dr Tadeusz Krawczak, biograf ks. Brzóski, że kapłan ten nie był obecny przy tej egzekucji, ale przedtem, jako kapelan, żebraków wyspowiadał. Te wszystkie fakty wykorzystają później władze rosyjskie, starając się zohydzić kapłana jako rozbójnika.

Józef Geresz