A jednak radość
Środa Popielcowa i Wielki Piątek wielu z nas kojarzą się z burczeniem w brzuchu oraz brakiem cierpliwości w wytrwaniu do końca postu. Podjąć jakieś postanowienie, np. niepicie kawy, zrezygnowanie z papierosów czy lampki wina? Straszne. Nałożyć na siebie dyscyplinę codziennej lektury Pisma Świętego, udziału w Drodze Krzyżowej, Gorzkich żalach?
Słomiany zapał. Na serio potraktować zachętę do jałmużny, tak żeby nie była oddaniem tego, co i tak zbywa, ale rzeczywistą ofiarą? Ciężka sprawa. Tak, Wielki Post jawi nam się jako jeden wielki smutek.
Nie bądźcie jak obłudnicy
Tymczasem w Środę Popielcową słyszeliśmy w Ewangelii: „Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą”. A w IV niedzielę Wielkiego Postu, tzw. niedzielę laetare, słyszymy w Kościele: „Raduj się, Jerozolimo!”.
„Laetare, Jerusalem! Raduj się Jerozolimo! Kościół wyraża tak swą radość i wzywa do radości, owocu tej pracy ducha, jaka dokonuje się w Wielkim Poście. (…) Taką radość odczuwamy zawsze, ilekroć przezwyciężamy nasze duchowe lenistwo, małoduszność, obojętność, ilekroć okazuje się, że jesteśmy zdolni czegoś więcej od siebie wymagać, że jesteśmy zdolni coś z siebie dać Bogu i bliźnim. Prawdziwa radość duchowa to zwykle ta, która rodzi się z trudu, z wysiłku” – głosił Jan Paweł II.
– Owszem, w Wielkim Poście jest dużo o smutku będącym owocem refleksji nad tajemnicą ludzkiej nieprawości. Przypomina o tym sama liturgia, nawiązują do tego Gorzkie żale i rozważania Drogi Krzyżowej. Prawie wszystkie pieśni tego okresu mówią zarówno o smutku odrzuconego Pana, Jego bolesnej Matki, jak i strapionej człowieczej duszy. ...
Jolanta Krasnowska