Harcownicy
Zwykle działo się to na oczach całych armii stojących w szykach bojowych. Celów było zazwyczaj kilka: wpływ na morale wroga, rozpoznanie sił przeciwnika, czasem zawiązanie wstępnego starcia, wtargnięcie w głąb wrogiej armii. Wyjazd odbywał się za zgodą lub rozkazem wodza.
Przepasani przez piersi, na ukos, czerwonymi nałęczkami, harcownicy w kilkadziesiąt koni potrafili nawet dotrzeć w środek obozu przeciwnika, czyniąc spory zamęt.
Dziś już wielkich starć, na wzór średniowiecznych, nie ma. Są bitwy inne, niemniej ważne – od nich zależy, podobnie jak niegdyś, los wielu ludzi. I są także harcownicy, choć daleko im do rycerzy.
Swego czasu harcownikiem uczynił się prof. Hartman, rozpoczynając dyskusję np. o legalizacji związków kazirodczych. Wycofał się rychło, bo okazało się, że jest zbyt wcześnie na tak drastyczne zmiany społeczne. Nie udały się harce słynnemu posłowi z Biłgoraja. Okazało się bowiem, że poza zawartością szuflady i bluzgami, nie ma nic sensownego do zaoferowania. Od lat swoje harce uprawiają feministki i różnej maści lewacy. Forpoczty postępu „zarzucają” tzw. trudne tematy (eutanazja, aborcja, płeć kulturowa, związki partnerskie, adopcja dzieci przez pary homoseksualne), od lat regularnie sondując, czy Polacy są gotowi na ich przyjęcie i czy znienawidzony przeciwnik (Kościół katolicki) jest na tyle słaby, aby jego głos można było skutecznie stłumić bądź skompromitować. I w odpowiednim czasie pchnąć na legislacyjne tory odpowiednią ustawę.
Od lat wiadomo, że dyskusje światopoglądowe zawsze generują odzew społeczny, dyskusje na tym polu są najostrzejsze, a „zasłona dymna”, która wtedy powstaje, zaciemnia istotne problemy. Nic więc dziwnego, że kilka dni temu Inicjatywa Ustawodawcza „Świecka Szkoła” zaproponowała wyrzucenie religii ze szkolnych programów nauczania i finansowanie „katechetycznych fanaberii” z funduszy kościelnych. Oczywiście członkowie grupy zdają sobie doskonale sprawę z faktu, iż w dzisiejszym stanie prawnym takie rozwiązanie stoi w sprzeczności z art. 70, ust. 2 Konstytucji RP , który zakłada, iż zajęcia z religii w szkołach publicznych odpłatne być nie mogą. Mają też świadomość (tak zakładam, choć pewności nie mam), iż państwo i Kościół to dwa zbiory, których część wspólna jest bardzo pokaźna: katolicy są obywatelami Rzeczypospolitej, płacą podatki i życzą sobie, aby właśnie ich część była przeznaczana na finansowanie katechezy w szkołach. Proste? Oczywiście.
Ale przecież nie chodzi o to, by zmiany przeforsować już. Ważne są harce! Kampania przedwyborcza, jak żaden inny czas, znakomicie nadaje się do tego, aby się zareklamować, przy okazji zaś posondować nastroje społeczne. Zapewne na dniach zostaną opublikowane wyniki, skonstruowanych na tę okoliczność, sondaży. Lewacy ponarzekają na polski zaścianek, a analitycy dołożą kolejne uwagi, konstruując założenia strategii wyrwania Polaków z uścisku „katotalibanu”.
Czy należy się przejmować harcownikami? Tak i nie. Ich wyczyny mogą być pomocne w określeniu kierunku kolejnego – dużo poważniejszego i lepiej przygotowanego – ataku, stąd warto je poddać refleksji. Ale nie warto się wiązać w zwarcia, dawać się prowokować. Szkoda czasu. Trzeba robić dobrze to, co się robi. „Psy szczekają – karawana idzie dalej” – głosi stara mądrość narodu. I tak trzymać.
Ks. Paweł Siedlanowski