Prośba o wsparcie w leczeniu!
Kiedy o umówionej godzinie stawiam się w mieszkaniu pani Jadwigi, na dzień dobry przeprasza mnie, że zastałam ją przy posiłku. Powód? Nagły spadek poziomu cukru we krwi. - Raz jest spadek, a raz skok. Insulinę przyjmuję cztery razy dziennie. Leczyłam się i w Siedlcach, i Warszawie. Lekarze bezradnie rozkładają ręce… - wyznaje.
Kobieta ma 56 lat. Na cukrzycę choruje – co podkreśla – od 27 roku życia. Jest matką samotnie wychowującą trzech synów. – Dwaj starsi już się usamodzielnili. Mieszkają w Siedlcach, więc w razie konieczności są na miejscu. Nigdy nie odmawiają mi pomocy – zaznacza. Pani Jadwiga zajmuje dwupokojowe mieszkanie wraz z najmłodszym synem – uczniem szkoły ponadgimnazjalnej. – Jak go urodziłam, miałam 40 lat. Dziś jest dla mnie wielkim oparciem – potwierdza.
Zanim opowie o diagnozie, która na zawsze odmieniła jej życie, musi ponownie zmierzyć cukier. – Boję się, że spadnie do zera. Już raz zdarzyło mi się stracić z tego powodu przytomność w autobusie. Od tego czasu staram się nie oddalać zbyt daleko od domu. Zawsze też muszę mieć przy sobie coś słodkiego. No, niech pani spojrzy – jest 58 mg/dl. Powinno być 120 – odpowiada, gdy pytam o bezpieczny poziom. – Zaraz usta drętwieją i język. Jak jest niski, muszę szybko zjeść coś słodkiego. Jak za wysoki – biorę insulinę. A cukier mierzę nawet siedem, osiem razy dziennie – akcentuje. ...
WA