Historia
Testament księdza generała

Testament księdza generała

1 maja 1865 r. gen. policmajster warszawski Trepow przekazał przewodniczącemu Tymczasowej Komisji Wojenno-Śledczej, na której czele stał namiestnik ppłk Drozdow, następujące polecenie: „Znanego przestępcę ks. Stanisława Brzóskę i jego wspólnika Franciszka Wilczyńskiego w dniu wczorajszym dostarczono do warszawskiego śledczego więzienia.

Namiestnik Królestwa Polskiego raczył rozkazać przeprowadzić w tej sprawie krótkie śledztwo i oddać winnych pod sąd wojenny w trybie skróconym, z tym żeby wyrok na nich wydany został wykonany w mieście Sokołowie pow. siedleckiego”.

Wynika zatem, że obaj powstańcy z góry byli skazani na śmierć, a śledztwo i proces odbyły się tylko pro forma, by nadać wszystkiemu cechy praworządności. Pierwsze przesłuchanie ks. Brzóski odbyło się 1 maja w tzw. domu badań, czyli gmachu carskiego więzienia śledczego pomiędzy ulicami Pawią i Dzielną nazwanego Pawiakiem. 5 maja przesłuchiwano Wilczyńskiego. W pierwszym zeznaniu ks. Brzóska przedstawił swój życiorys, natomiast w drugim, które odbyło się 10 maja, mówił o swoim udziale w powstaniu, okazując niezwykłą pogodę ducha. 13 maja Tymczasowa Komisja Wojenno-Śledcza złożyła namiestnikowi szczegółowy raport z przebiegu tego śledztwa. Ostateczny wniosek brzmiał: ks. Brzóskę i Wilczyńskiego należy postawić przed sądem polowo-wojennym. Jeszcze tego samego dnia namiestnik aprobował wniosek i dokumenty skierowano do audytoriatu polowego, skąd 14 maja odesłano je do prezesa sądu polowo-wojennego z zastrzeżeniem, że ma je zwrócić do 17 maja. 15 maja ks. Brzóskę i Wilczyńskiego przeprowadzono z Pawiaka do Cytadeli i zaraz postawiono przed sądem. Proces zakończył się już następnego dnia. Zgodnie z poleceniem z 17 maja wydano wyrok.

Zarzuty postawione księdzu można łatwo podważyć. Za rzekomo podburzające kazania w 1861 r. był już przecież karany. Zjazd w Kłoczewie prawdopodobnie odbył się za wiedzą biskupa i po rozpatrzeniu dyrektora KRSW. Przewinienie, iż został kapelanem powstańczym – duszpasterze tacy byli także w wojsku rosyjskim. Natomiast występek, że jako kapelan brał udział w ośmiu bitwach to raczej powód do dumy. Przecież uczestnictwo generałów carskich w zaledwie tylko jednej walce było nagradzane: dostawali apanaże lub krzyże św. Włodzimierza. Kolejny zarzut, iż z włóczęgów i uciekinierów sformował bandę, zakwestionował sam ks. Brzóska, gdy zeznał, że uciekinierzy z wojska rosyjskiego nie chcieli od niego odejść, gdyż obawiali się, iż mogą być rozstrzelani przez swoich. Również następne oskarżenie, że kapłan dokonywał zabójstw, rabunków i gwałtów, nie wytrzymuje krytyki. Nie wzięto pod uwagę stwierdzenia ks. Brzóski: „Z mojej własnej woli nikogo nie zamordowano, ujmowałem się za skazanymi żebrakami, ale mnie nie usłuchano”. Dziwne było też „wykroczenie”, że ich wyspowiadał. Przecież to powinność kapelana. Posługując się imieniem księdza, powstańcy dokonali wyolbrzymionej konfiskaty bogatemu właścicielowi (za niezapłacony podatek narodowy), a. gdy gen. ros. Drejer wziął w „depozyt” 111 tys. rubli z kasy miejskiej w Siedlcach, to poczytano mu za zasługę. Przy zarzucie zbrodni, że strzelał do kozaków, nie wzięto pod uwagę ważnej wypowiedzi ks. Brzóski – „Nie celowałem do nikogo, lecz strzelałem na chybił trafił”. Sam ścigający go oficer Czygirin opowiadał później, że kapłan oddał mu swój pistolet, mówiąc: „Weź go i schowaj na pamiątkę”. Sentencja wyroku brzmiała: „Ks. Brzóskę pozbawić godności duchownej i wszystkich praw stanu. Wilczyńskiego również pozbawić wszystkich praw stanu i obydwu skazać na powieszenie. Majątek ich skonfiskować na rzecz sądu”. Akta sprawy przesłano zgodnie z zaleceniem do audytoriatu polowego, który 19 maja przedstawił je namiestnikowi. Tego samego dnia zatwierdził on wyrok i przesłał wiadomość do cara. Dodał jednak, że „Brzóska będzie odwieziony do Sokołowa i jako świadków egzekucji sprowadzi się mieszkańców okolicznych wsi, którzy znali księdza. Wtedy lud będzie wiedział, że to właśnie Brzóskę stracono, a nie podstawionego zbrodniarza”. 21 maja Brzóskę i Wilczyńskiego wywieziono z Warszawy do więzienia w Siedlcach, a w dwa dni później we wtorek, 23 maja, o 3.00, przetransportowano na miejsce stracenia. Na czele konwoju stał ppłk Drozdow.

 

Po przybyciu do Sokołowa Podl. umieszczono ich w znajdującym się blisko kościoła i rynku odwachu. Na głównym placu miasta znajdowało się ok. 10 tys. mieszkańców z Sokołowa i okolicznych wiosek, których siłą tam spędzono.

Po środku ustawiona była pomalowana na czarno szubienica. Na jej poprzecznym ramieniu umieszczono dwa żelazne haki ze sznurami. Pod szubienicą stały stół i krzesło. Egzekucję rozpoczęto ok. 11.00 przed południem.

Mamy kilka relacji z tego smutnego wydarzenia. Jednak nie są one zbieżne. Pierwsza pochodzi z 1912 r., druga z 1925 r. i trzecia, pośrednia, z 1978 r. Do tych źródeł odwoływali się biografowie ks. Brzóski: E. Niebelski, K. Koźmiński, T. Krawczak i inni. Nie będziemy rozpatrywać, który z opisów jest prawdziwy. W każdym bowiem znajduje się jakiś uzupełniający się element. Nie będziemy roztrząsać spornych spraw, kto zawisł pierwszy na szubienicy – ks. Brzóska czy Wilczyński – i kto dłużej się męczył, jak czynią to wymienieni biografowie. Wydaje się, że nawet jeśli ks. Brzóska nie wypowiedział słów, które cytują Koźmiński i Krawczak: „Żegnajcie bracia i siostry i wy, małe dziatki. Ginę za naszą ukochaną Polskę, która przez naszą krew i śmierć…” – [dalsze słowo zagłuszyły bębny, ale można je uzupełnić – zmartwychwstanie – JG], to niemal wszyscy domyślali się, że taki jest testament ks. generała: nigdy nie szczędzić trudu dla ojczyzny, a w razie potrzeby – oddać za nią życie. Wprawdzie niemal wszyscy zgromadzeni płakali, ale wiedzieli, że gdy zgasły już wszystkie światła dla ojczyzny, on wskazywał drogę. Unaoczniał też wagę pamięci, bo gdzie jej nie ma, triumfuje zło.

Józef Geresz