Miara zwycięstwa
Nie chodzi jednak o konflikt na Ukrainie, który ma zasadnicze dzisiaj znaczenie dla losów naszego kraju. Chodzi o motorową wycieczkę kilkuset rosyjskich motocyklistów, którzy w ramach obchodów okrągłej rocznicy zakończenia działań wojennych w 1945 r. postanowili odwiedzić miejsca martyrologii i przebyć szlak Armii Czerwonej z czasów II wojny światowej.
Atmosfera wokół tego rajdu urosła już do rangi odsieczy wiedeńskiej, a nasi pogranicznicy zdają się w oczach niektórych dziennikarzy oraz „światłej części” społeczeństwa urastać do poziomu obrońców Reduty Ordona. Z drugiej zaś strony w polskiej przestrzeni publicznej odnajdujemy głosy potępiające działania polskich władz wobec „niewinnych” motocyklistów, z oburzeniem stwierdzające, iż nie ma żadnej potrzeby wstrzymywania inicjatywy zmotoryzowanych przyjaciół Putina, bo oni przecież byli mili dla naszych miłośników motocykli i świetnie się z nimi spotykało na ziemi rosyjskiej, więc dlaczego nie mogą oni uczcić swoich miejsc pamięci na naszej ziemi. Na rogatkach Terespola gromadzą się zastępy naszych rodzimych motocyklistów, którzy chcą powitać wjeżdżających do Polski Rosjan, a jeśli to nie będzie możliwe, to w ramach ekspiacji lub manifestacji za nich wykonać robotę uczczenia ofiar zakończenia II wojny światowej. Całość zaś podlewana jest sosem „zwycięstwa”, już odtrąbionego w obozie władzy, zgodnie z którym ponoć po raz kolejny staliśmy się przedmurzem Europy, ratując jej honor i granice. Przyznam się, że to wszystko jest dla mnie jakąś paranoją.
Skrawanie plasterków salami
Osobiście nie byłem zwolennikiem wpuszczania na nasze ziemie motocyklistów z Rosji. Uważam ich przedsięwzięcie za jeden z elementów polityki Rosji putinowskiej wobec krajów dawnego bloku wschodniego oraz odbudowy imperium rosyjskiego w tej części Europy. W prowadzeniu tzw. polityki historycznej ważnym elementem jest oznaczanie przestrzeni. Przejazd przez Polskę połączony z uczczeniem ofiar wojny w dzisiejszym stanie stosunków międzynarodowych stanowi właśnie takie działanie. Podkreślenie związków Polaków i Rosjan na poziomie „braterstwa krwi” nie jest tylko sentymentalnym powrotem do mitu załogi „Rudego 102”, lecz stanowi realne zagrożenie dla idei niepodległości w umysłach Polaków, gdyż stawia uzasadnione pytanie o to, czy jesteśmy u siebie, czy też na wypożyczonych salonach. A to zaczyna budzić lęk, podobnie jak wypowiedzi rosyjskich wojskowych. Gen. Szojgu (znany nam chociażby z czasów tragedii smoleńskiej – relacjonował Putinowi działania na terenie katastrofy) oświadczył bowiem, że jeśli nie wpuścimy motocyklistów, to rajd Rosjanie będą zmuszeni odbyć na czołgach. Metoda ta jako żywo przypomina działania propagandy sowieckiej i rodzimej z czasów „festiwalu Solidarności”, gdy większość naszych obywateli zastanawiała się nad pytaniem: „Wejdą czy nie wejdą?”. Stanowi to już formę uderzenia w podwaliny państwa polskiego, którego jednym z zasadniczych zadań jest zapewnienie bytowania obywateli bez poczucia strachu. Podsycane jest to dodatkowo przez deklaracje uczestników przedsięwzięcia „Nocnych Wilków”, którzy bez ogródek oświadczali, że przejadą przez Polskę niezależnie od decyzji władz z Warszawy. Naciski władz rosyjskich o umożliwienie przejazdu przez Polskę przypominały niestety żądania władz niemieckich z 1939 r., by przez nasz kraj przebiegał eksterytorialny korytarz. Drżenie i obawa w tej sytuacji stanowiły doskonałą pożywkę przed prezydencką elekcją, bo przecież lepiej wybrać kandydata, który z Rosjanami urządzał polowania na sowieckiej ziemi, aniżeli zwracać się w stronę tych, którzy ponoć chcą zaognienia stosunków z Rosją współczesną. Diabeł jednak tkwi nie w szczegółach, ale w ważniejszych sprawach.
Ile Polski w Polsce
Niezauważenie przemknęło przez polskie media opracowanie danych o możliwej polskiej migracji w najbliższych miesiącach i latach. Okazało się, że z Polski chce obecnie wyjechać ok. miliona Polaków, w większości młodych, a stan polskiej emigracji zarobowej będzie sięgać już ponad 3 mln. Gros wyjeżdżający z naszego kraju młodych Polaków oświadcza sentymentalnie, że marzy o powrocie, jednak siła przyzwyczajenia powoduje, że raczej pozostaną na „miejscu wygnania” do kresu swoich dni. Powodem migracji zdają się być li tylko warunki ekonomiczne w Polsce, które nie dają możliwości rozwoju i stabilności bytowania. Ciekawy jednakże jest fakt, że znaczna część młodych ludzi oświadcza, iż lepsza dla nich jest praca na przysłowiowym zmywaku w Londynie, niż zajmowanie kierowniczego stanowiska w kraju nad Wisłą. Mamy więc do czynienia z młodymi Polakami, którzy za polskość uznają nie tyle konkretnie ukształtowaną wspólnotę historyczną, posiadającą swoje własne terytorium, na którym kultywuje własną kulturę, ile raczej z mentalną miazgą, ograniczającą więź narodową do wspomnień o Grunwaldzie, ogórku kiszonym i łowickiej zapasce. Taka mentalność jest łatwa do kształtowania, którego efektem będzie kolejny prawnik September, unikający rodzimego nazwiska Wrzesień jak diabeł święconej wody. Teoretyczność polskiego państwa, wspomniana przez byłego ministra Sienkiewicza, to nie tylko niewydolność polskiej administracji. To wyobcowanie Polaków z własnej tożsamości, która staje się garbem. Działania putinowskiej Rosji w tym kontekście to tylko przyspieszanie zmian w mentalności i potęgowanie powodów, dla których warto opuścić Polskę. Nie tylko w sensie geograficznym, ale przede wszystkim kulturowym.
Niech się Polska przyśni tobie
Przed nami kolejna rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Jak zwykle najważniejsze uroczystości odbędą się przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Ten żołnierz jest tylko nieznany z nazwiska, ale jego tożsamość określona została przez ofiarę życia. Jego ciało przywieziono do stolicy z prawdziwego przedmurza Polski, z Cmentarza Orląt we Lwowie. Czy dzisiaj, gdy polskie państwo określane jest przez obronę przed motocyklami oraz wizyty kanclerz Niemiec, nie warto zanucić nad tym właśnie grobem polskiej piosenki wojennej: „Śpij, kolego, w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie”? Bo my sami jakoi inny, chocholi taniec śnimy we własnych rojeniach. Oby jeszcze własnych.
Ks. Jacek Świątek