A teraz poleją się pomyje (a nie krew)
I, co ciekawe, nie są to wyborcy partii, której bliski jest Jacek Kurski (ponoć autor tego stwierdzenia). Przesycenie władzą tuczy niemiłosiernie, a chodzenie w końcówce kampanii od drzwi do drzwi nie powoduje zrzutu nadmiernie rozwiniętej tkanki tłuszczowej.
Co więcej, można natknąć się na niechętną władzy populację ludzką. Tę, która ponoć jest Polską radykalną, niezdatną do jakiejkolwiek zgody budującej, zapiekłej w nienawiści z powodu szczujni prasowej i nade wszystko (sondażowe dane) niewykształconej, małolackiej i wiejskiej. Zadziwienie chociażby takich tuzów intelektualnych, jak Andrzej Wajda i jego żona, było bezgraniczne. Ta intelektualna wyżyna polskiej społeczności zdołała jedynie wyszeptać, że nie tak miało być. Rzeczywiście, nie tak. Cóż, polskie społeczeństwo to nie zgrana paczka filmowa, która po nocach w oparach „kawy i wódki” (by zacytować Kazika) z łatwością odgrywa przygotowany wcześniej scenariusz jakiegoś przedstawienia czy filmu. Jednak zdumienie reżyserskiej pary może stanowić pewien syndrom. A mianowicie wskazywać może na przekonanie, iż życie społeczne w Polsce jest po prostu reżyserowane.
Do swego nieba czwórkami szli
Gen. Dukaczewski, szef rozwiązanej WSI, swego czasu wyznał, iż jego dawni podwładni w dość karny sposób popierają w wyborach Platformę Obywatelską i jej prezydencką emanację, czyli Bronisława Komorowskiego. Nie wydawałoby się to dziwne, w końcu obecnie jeszcze urzędujący prezydent jako jedyny przeciwstawiał się rozwiązaniu tej formacji wywiadowczej. Nie idzie jednak o sentyment związany z politykiem zapewniającym im miejsca pracy. Specyfika działań służb, które stanowiły „długie ramię Moskwy”, a których szef jeszcze w sierpniu 1989 roku brał udział w szkoleniu GRU w Moskwie, cechuje się zazwyczaj poufnością i skutecznością. Po to w końcu jest wywiad (niezależnie czy zewnętrzny, czy też dotyczący wydarzeń krajowych). Polityczne i finansowe zaangażowanie byłych „pracowników” WSI, chociażby w ukręceniu kandydatury Radosława Sikorskiego w wyborach prezydenckich czy w otoczeniu likwidowanego SKOK-u Wołomin, pokazuje wyraźnie, że stara miłość nie rdzewieje. Tylko czy jest to miłość jeno do własnych braci? Historia uczy, że zwolennikami panslawizmu nierzadko, a może i częściej, bywali właśnie wojskowi. I ta „miłość” zdaje się być bardzo wpływowa. W jednym z wywiadów, jakich udzielił właśnie gen. Dukaczewski, padły (w kontekście aneksu do raportu Macierewicza) następujące słowa: „Ponieważ żaden z kandydatów na prezydenta – jeżeli będzie oblany kubłem pomyj w oparciu o informacje, które w nie wiadomo jaki sposób zostały zgromadzone – nie będzie miał żadnych szans obrony. Dlatego, że materiały te będą objęte tajemnicą państwową, będą zawarte w aneksie, będą zawarte w dokumentach, które gdzieś są przechowywane”. W dzisiejszym świecie (jak zawsze zresztą) posiadanie informacji oznacza władzę – jak mawiał Niels Bohr. W dziejach świata niejednokrotnie posiadanie informacji stanowiło powód do najbardziej niecnych działań. W tym parciu do wiedzy każdy środek jest na miarę złota.
Konfiguracja niezastąpionych
Warto zwrócić uwagę na pojawianie się w wielu polskich konfiguracjach żony gen. Dukaczewskiego – Magdaleny Fitas. Była ona tłumaczką zarówno prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i obecnie panującego Bronisława Komorowskiego. Ale po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską odnalazła się natychmiast w otoczeniu kancelarii premiera Donalda Tuska. M.in. uczestniczyła w słynnej już rozmowie z Władimirem Putinem w Katyniu na trzy dni przed tragedią smoleńską. Rozmowie, o której szczegółach do dnia dzisiejszego nic nie wiadomo. Co ciekawe, polskie społeczeństwo emocjonowane jest próbą preparowania rozmowy braci Kaczyńskich na kilkanaście minut przed tragedią, a szczegóły tej rozmowy są przed nim zakryte. Nie mogę w żaden sposób zarzucić pani Fitas niedyskrecji. Być może jest ona czysta jak żona Cezara. Jednakże mając w pamięci niektóre sceny z filmu „Dzień szakala” można nabrać pewnej nieufności. Sam zresztą gen. Dukaczewski stwierdzał: „Jeśli chodzi o moje sprawy osobiste, to nie mam zwyczaju zaprzątać nimi uwagi opinii publicznej”. Jak w znanej balladzie – „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”. Wpływ rodziny generała jest jednak znaczniejszy. Wystarczy wspomnieć tylko jego syna, który jest obecnie postacią wiodącą w założonej przez Ryszarda Krauze firmie Petrolinvest, zajmującej się m.in. poszukiwaniem gazu łupkowego w Polsce.
Czy nie za dużo o tym, co ciszą winno być pokryte?
Największym grzechem polskiego społeczeństwa jest uznanie za pewnik twierdzenia, iż wszystko w polityce jest całkowicie transparentne, czyli dostępne pierwszemu lepszemu uczestnikowi społecznego życia w naszej ojczyźnie. Po wysłuchaniu pierwszych, sondażowych jeszcze wyników niedzielnej elekcji zadałem sobie pytanie: co to wszystko znaczy? I jak do tego doszło? Przecież służby specjalne nie mogły sobie pozwolić na tak „destrukcyjne” działanie, a przynajmniej jeszcze nie dzisiaj. Dlaczego więc mamy powtórkę z 2005 roku? Owszem, można powiedzieć, że demokracja zadziałała, ale to wytłumaczenie jest po prostu dziecinne. Trzeba więc założyć inne powody. Być może zwycięstwo w pierwszej turze Andrzeja Dudy jest wentylem bezpieczeństwa, gdyż sytuacja społeczna po elekcji samorządowej i niezadowoleniu obywateli stanem gospodarczym jest tak wielkie, że musi w czymś znaleźć ujście. Najlepiej w doraźnej wiktorii. Ale równie dobrym wytłumaczeniem jest stwierdzenie, iż wybory prezydenckie są tylko przygrywką do wyścigu parlamentarnego, a Platforma nigdy tak nie kwitła politycznie, jak wówczas, gdy w Pałacu Namiestnikowskim zasiadał człowiek z innej opcji, co dawało pożywkę dla pokazywania niezastąpionej roli przewodniej siły narodu w walce o europejski i cywilizacyjny wizerunek Polski. Jest jednak i trzecie wytłumaczenie. Wysokie zwycięstwo tzw. elementu antysystemowego wskazywać może na dążenie do przebudowy polskiej sceny politycznej. Odpłynięcie z Platformy ludzi pokroju Donalda Tuska jest dobrą okazją do „zatopienia” tej formacji i zbudowania nowej. Przy okazji wyrzucić z polskiej przestrzeni będzie można także Prawo i Sprawiedliwość (nazywane już oficjalnie jedną z dwóch betonujących polską scenę polityczną partii). I właśnie z tych powodów niezastąpioną rolę będzie miał Ruch Kontroli Wyborów. Nie tylko w czasie II tury wyborów prezydenckich.
Ks. Jacek Świątek